Zmagania w Le Castellet przebiegły bez zarzutu, a na tor ostatecznie nie spadła ani jedna kropla deszczu. Mimo to Lewis Hamilton dał sobie radę. Jednak oberwanie chmury na południu Francji nie było konieczne, aby wiele się działo. Właściwie pierwsze okrążenie było na tyle szalone, aby przewrócić niemal wszystko do góry nogami. O ile wyżej chwalimy Hamiltona, tak należałoby skarcić Sebastiana Vettela z Ferrari. Niemiec rozpoczął zamieszanie tuż po samym starcie. Jego dobry start dał mu możliwość walki koło w koło z Valtterim Bottasem przed zakrętem nr 1, która zakończyła się kolizją. W jej wyniku czterokrotny mistrz świata uszkodził swoje przednie skrzydło oraz uszkodził podłogę i przeciął oponę kierowcy Mercedesa. Skończyło się karą 5 sekund, która została odhaczona po 2 zmianie ogumienia.
Z „prezentu od losu” skorzystali inni kierowcy. Choć część także się pogubiła. Kilka zakrętów dalej Pierre Gasly (Toro Rosso) w wyniku utraty przyczepności tyłu wyeliminował Estebana Ocona (Force India). Na pewno francuscy fani czuli zawód, ponieważ nie mogli im kibicować. Pozostał im w obwodzie tylko Romain Grosjean z Haasa, który dopuścił się kilku ścinek zakrętów, za które dostał karę. Cóż kolejna nieudana runda dla niego i brak zdobyczy punktowej, podczas gdy jego kolega zespołowy – Kevin Magnussen, zdobywa punkty za 6. miejsce.
Nieco osłodzić porażkę w/w kierowców próbowali zawodnicy fabrycznego Renault. Carlos Sainz jechał w pierwszej fazie wyścigu na 3. miejscu, ale później znalazł się na optymalnej 7. lokacie, a po nadprogramowym postoju Bottasa zyskał jedno „oczko”. Niestety przez problemy z utrata mocy – prawdopodobnie kłopoty z baterią, spadł na z szóstego na ósme miejsce. Małym pocieszeniem jest dojazd przed Nico Hulkenbergiem, który przebijał się z 12. pola na starcie. Szkoda, ponieważ kłopoty przytrafiły się 4 okrążenia przed metą, a kółko później był VSC.
Wigoru rywalizacji nadawał także Charles Leclerc z Saubera, który liczył się w walce o większe punkty. Niestety podczas szukania sposobu na Magnussena popełnił kosztowny błąd i stracił dwie lokaty przed swoim pit stopem. Chociaż 10. miejsce i symboliczny „punkcik” są i tak ponad normę dla szwajcarskiej ekipy. Monakijczyk mógł liczyć na dość duży doping i mimo spadku o 2 „oczka” względem pozycji startowej może być po raz kolejny w tym sezonie być dumny ze swojego występu.
Wracając do czołówki tego wyścigu, to takiego układu na podium mało kto się mógł spodziewać. Wczoraj Iceman zawiódł na całej linii, ale dzisiaj wykonał dobrą robotę, wytrzymując na ultramiękkich oponach aż 34 kółka. Zmiana na supermiękkie pomogła mu w walce o najniższy stopień podium z Danielem Ricciardo (Red Bull). Właściwie Ferrari uratowało jakoś ten wyścig, ponieważ Red Bull mógł mieć dwóch kierowców na pudle. Max Verstappen jechał bezbłędnie i próbował walczyć z Lewisem Hamiltonem, ale ten utrzymywał go w bezpiecznej odległości, najmniej różnica wynosiła 3 sekundy. Dzisiejszy triumfator stracił prowadzenia tylko na jedno okrążenie, gdy po postoju wrócił za Kimim Raikkonenem.
Stajnia z Milton Keynes dostała szanse na walkę z Mercedesem i właściwie zrobili co w ich mocy, aby te zawody wyglądały lepiej. Jednak przewaga Srebrnych Strzał na szybkich torach oraz z długimi prostymi jest zbyt duża, do tego nowa specyfikacja silnika 2.1 pomogła zwiększyć przewagę. Na ten moment jedynie Scuderia Ferrari może im zagrozić, ale dziś Sebastian Vettel zaprzepaścił szansę oraz stracił minimum 5 punktów w porównaniu do 10 za piątą lokatę. Start z trzeciego pola i próba walki na miększej mieszance mogły dawać nadzieje na ew. walkę strategiczną. Raikkonen wytrzymał długo, więc supermiękkie ogumienie nie dawało takiej przewagi w tempie w zaawansowanej fazie wyścigu.
Lewis Hamilton znów wrócił na czoło klasyfikacji mistrzostw świata i ponownie ma przewagę 14 punktów (145:131), którą po GP Kanady zniwelował Sebastian Vettel. Dla Brytyjczyka była to 65. wiktoria w karierze. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie ta dwójka będzie się wymieniać na prowadzeniu. Jednak Scuderia nie może pozwolić sobie na błędy w przygotowaniach do weekendu wyścigowego. Mam tutaj na myśli często złe dobrane ustawienia, które trzeba poprawiać przez noc. GP Francji pokazało, że może nie być okazji do nabrania rytmu przed czasówką i ewentualnych finalnych korekt. Mercedes radzi sobie na tym polu lepiej, a nawet jeśli tracą, to nie jest to gigantyczna różnica czasowa. Zaś Red Bull musi liczyć na odrobinę szczęścia w walce o zwycięstwa. Pytanie pozostaje, czy Lewis Hamilton utrzyma tempo?
Na sam koniec pozostaje tylko wspomnieć o katastrofie w Force India. Zapowiadało się na punkty, a skończyło bardzo źle. Sergio Perez na 30 okrążeniu wycofał się z rywalizacji przez problemy z silnikiem. Ocon odpadł już na 1. kółku. O McLarenie oraz Williamsie nie ma co wspominać, od kwalifikacji nie miało prawa się nic zmienić. Choć Stoffel Vandoorne dzielnie próbował wyrwać jakiekolwiek punkty, ale po wyjeździe z alei serwisowej na 40. okrążeniu nie miał wystarczającego tempa, aby zbliżyć się do głównych rywali. Fernando Alonso czuł duże rozczarowanie. Wiele mówi się o problemach ekipy z Woking, która nie może dokonywać postępu przez złe dane z tunelu aerodynamicznego.
Kierowcą dnia został Sebastian Vettel, który został doceniony za odrabianie start. Niemiec przebijał się z przedostatniej na piątą pozycję. Nieco gorzej szło Valtteriemu Bottasowi, który przez uszkodzoną podłogę nie mógł tak skutecznie odzyskiwać miejsc. Jednak zawody obu Panów powinny wyglądać całkiem inaczej. Kosztowny błąd Seba przekreślił nadzieję na bardziej zażartą walkę o pierwsze miejsce.
Wyniki wyścigu: