Ekipa Mercedesa miała bardzo trudny początek weekendu i do kwalifikacji nic nie układało się po ich myśli. Los odmienił się, gdy nad tor podczas czasówki spadł obfity deszcz. Obaj kierowcy wykorzystali swoją szansę i dziś jedynym celem było utrzymanie za sobą obu zawodników Ferrari zaraz po zgaśnięciu świateł. Udała im się ta sztuka i od tamtej pory rozpoczęła się procesja. Jedyne przetasowania były na niższych pozycjach.
Start był dobry dla Maxa Verstappena z Red Bulla, Kevina Magnussena z Haasa czy Nico Hulkenberga z Renault. Cała trójka zyskała po kilka pozycji. Pechowo wydarzenia w pierwszym zakręcie ułożyły się dla Carlosa Sainza z Renault. Hiszpan nawet zrównał się z Sebastianem Vettelem z Ferrari. Jednak Niemiec go przyblokował i przez to stracił on trzy oczka. Natomiast wicelider „generalki” mimo nieco wolniejszego startu zdołał w drugim łuku wyprzedzić swojego partnera z ekipy, Kimiego Raikkonena.
Od tamtej pory wyścig był spokojny. Wszyscy czekali na moment zjazdów do alei serwisowej. W międzyczasie Daniel Ricciardo z Red Bulla przebijał się z drugiej dziesiątki i wyprzedzał niemal co okrążenie jednego z rywali. Australijczyk słabo ruszył z trzynastego pola i zamiast zyskać kilka pozycji, to sam je stracił. Spadł na szesnastą lokatę, ale później było już tylko lepiej. Niestety jego zespół nie miał powodów do radości. Na 6. okrążeniu z rywalizacji w wyniku awarii odpadł Max Verstappen. Weekend na Hungaroringu dla stajni z Milton Keynes to katastrofa. Na torze, który miał im sprzyjać nie byli w stanie odegrać kluczowych ról. Pierw utrata tempa w sobotę, potem słabe kwalifikacje, a dzisiaj odpadł im jeden bolid. Ricciardo uratował sytuację swoim czwartym miejscem, wyprzedzając Bottasa na ostatnim okrążeniu.
Występ Red Bulla poniżej oczekiwań i przed nimi nie ma zbyt wielu torów, na których mogliby pokonać rywali z Mercedesa oraz Ferrari. Cały sztab ludzi musi wyciągnąć sporo wniosków przed udaniem się na przerwę wakacyjną. Podobna sytuacja jest w obozie Czerwonych. Włoska stajnia miała ewidentnie najlepszy sprzęt w ostatnich tygodniach, a zdobyła mniej punktów od Srebrnych Strzał. Weekend na Hockenheim zawalił im Sebastian Vettel, ale na Hungaroringu ich słabość obnażyły deszcz oraz pit stopy.
W Maranello mają duży ból głowy i konieczna jest reakcja. Ewidentnie od kilku sezonów bolidy Ferrari nie prowadzą się w deszczu. Zaś dzisiaj zawiedli mechanicy, postój ponad 4-sekundowy zaprzepaścił szansę na wyjazd przed Valtterim Bottasem. Sebastian Vettel podczas dublowania stracił cenny czas, a zespół też ryzykował. Wtedy rywal podkręcił tempo.
Błąd w kluczowym momencie wyścigu, podczas 39. okrążenia zrujnował szanse Ferrari na walkę o wygranie wyścigu. Oczywiście Lewis Hamilton dysponowałby przewagą, ale niecałe 8 sekund udałoby się dość szybko zniwelować. Wtedy Mercedes byłby zmuszony do jazdy na dwa postoje lub ewentualnie kontynuowaliby swój plan, ale przy obronie Hamilton zniszczyłby swoje opony, na których pojawiały się pęcherze.
Ostatecznie udany długi stint na miękkim ogumieniu w wykonaniu Vettela poszedł na marne. Niemiec utrzymywał przez długi czas tempo swojego najgroźniejszego rywala, pomimo faktu, że miał znacznie bardziej wiekowe opony. Lewis zmieniał na 24. kółku z ultramiękkich na miękkie i dzięki swojej świetnej jeździe oraz pomocy ze strony Valtteriego Bottasa zbudował sobie przewagę i kontrolował, to co się działo na torze.
Mercedes może być dumny z jazdy obu kierowców. Zaś Bottasa powinni w szczególności wyróżnić. Dziesięć okrążeń szybciej ściągnęli go do boksów niż Hamiltona, a mimo to trzymał się dzielnie. Później dobrze bronił się przed Vettelem, ale musiał ulec. Przyczepność na jego miękkich oponach była już niemal zerowa. Dodatkowo Fin nie pomógł sobie incydentem, gdy uderzył w bolid Ferrari. Uszkodził wtedy przednie skrzydło i omal nie wyeliminował rywala z wyścigu. Sędziowie zakwalifikowali to jako incydent wyścigowy. Jednak w ciągu następnych paru okrążeń zbliżył się do niego Ricciardo.
Kierowca Red Bulla wyłaniał się z każdej strony, ale poczekał z wykończeniem na prostą startową. Wtedy doszło do kontaktu i uszkodzeniu uległy oba samochody. Winowajcą był zawodnik Mercedesa, ale usprawiedliwiać może go utrata znacznej części docisku z przodu. Cóż, takie są wyścigi. Sędziowie ukarali Bottasa karą 10 sekund, która nie zmieniła jego pozycji w wynikach.
Na przedostatnim okrążeniu Fin dostał polecenie od swojego inżyniera, aby odpuścił i oddał pozycję Australijczykowi. Niechętnie chciał to zrobić, ale na wyjściu z zakrętu nr 1 nie miał już nic do powiedzenia. Bolid Red Bulla był zdecydowanie z przodu na dojeździe do łuku. Końcówka wyścigu mogła się podobać i choć trochę wynagrodziła nam monotonię.
Komu należą się pochwały? Oczywiście bezdyskusyjnie jeden z najlepszych wyścigów, zaraz po Bahrajnie, pojechał Pierre Gasly z Toro Rosso. Start z szóstej pozycji wykonał bardzo dobrze i zdołał zdystansować resztę kierowców ze środka stawki. Kevin Magnussen i Carlos Sainz w teoretycznie lepszych maszynach nie mogli mu nawet poważnie zagrozić. W dodatku jego długi stint na ultramiękkich oponach był imponujący, a po zmianie opon na miękkie mógł bezpiecznie dojechać do mety. Francuz uniknął zdublowania, a to na tak krótkim torze i przy przewadze czołowych stajni, robi robotę.
Szkoda, że forma Scuderii Toro Rosso jest tak nieregularna. Blisko punktów był dzisiaj Brendon Hartley, ale Nowozelandczyk nie obchodził się tak dobrze ze swoimi oponami, a przez wcześniejszy pit stop pożegnał się z szansami na czołową dziesiątkę.
Inaczej było w przypadku Fernando Alonso z McLarena. Hiszpan utrzymał wysoką pozycje z kwalifikacji i realizował swój plan. Zdołał wytrzymać bardzo długo na miękkich oponach, a na ostatni stint założył pośrednią mieszankę. Pozwoliło mu to powalczyć z innymi kierowcami i wspiąć się na 8. miejsce. Forma McLarena była miłym zaskoczeniem w trakcie tego wyścigu. Być może, gdyby nie awaria skrzyni biegów w bolidzie Stoffela Vandoorne’a, to byłby podwójny finisz w punktach. Ekipa z Woking może czuć dumę, że wywiozła więcej punktów od fabrycznego Renault. Sainz zdobył dwa oczka, a „Hulk” nie zapunktował.
Niestety na Węgrzech nie istnieli kierowcy Force India. Esteban Ocon i Sergio Perez są w trudnym położeniu, ponieważ zespół przez ogromne problemy finansowe obniżył loty. Dzisiaj był tego dowód, ale też oliwy do ognia dodała charakterystyka Hungaroringu, która nie odpowiadała przeważnie ich samochodom. Na torach takich jak Spa-Francorschamps oraz Monza powinno być znacznie lepiej. Podobnie może być z Sauberem, który na Węgrzech również nas rozczarował. Charles Leclerc nie zdążył nawet nacieszyć się jazdą (wycofał się na drugim okrążeniu), a Marcus Ericsson nie miał tempa i stracił bardzo dużo do kierowców przed nim.
Sytuacja w mistrzostwach świata jest bardzo interesująca. Lewis Hamilton i Mercedes znajdują się na czele, ale ta przewaga nie jest aż tak duża. Chociaż zapas brytyjskiego czempiona nad Sebastianem Vettelem jest spory, bo 24 punkty. Zaledwie o jedno „oczko” mniej niż mamy za zwycięstwo w wyścigu. Jeśli wierzyć w progres Scuderii Ferrari w przypadku silnika, to po przerwie wakacyjnej możemy spodziewać się ich powrotu do gry. Zwłaszcza, że przez równy miesiąc w fabrykach nie będzie można pracować nad poprawą pakietu. Zmiany mają sprzyjać pracownikom, którzy w ostatnich latach przez dwa tygodnie (w trakcie przerwy) wyrabiali bardzo dużo godzin. Dlatego nic nie powinno się zmienić. Chyba, że nowe części zostały już wyprodukowane przed wakacjami i czekają na zastosowanie.
Dzisiejszy triumf Lewisa Hamiltona był jego 67. w karierze. Zaś na Hungaroringu była to jego szósta wygrana. Wcześniej dokonywał tego w latach 2007, 2009, 2012, 2013, 2016. Tytuł kierowcy dnia powędrował do Daniela Ricciardo.
W nadchodzącym tygodniu odbędą się dwudniowe testy na Hungaroringu. W ich trakcie będziemy mogli śledzić poczynania Roberta Kubicy. Polak będzie jeździł Williamsem FW41 w środę.