Grande Strategia?
Przypomnijmy, że podczas wyścigu w Szanghaju doszło do zastosowania tzw. team orders przez Scuderię Ferrari. Stajnia z Maranello chciała umożliwić Sebastianowi Vettelowi pościg za kierowcami Mercedesa. Jak się okazało, Niemiec nie miał wystarczająco dobrego tempa i nie był w stanie oddalić się od swojego zespołowego kolegi, Charlesa Leclerca. W takich sytuacjach bardziej fair play byłaby ponowna zamiana pozycji. Tak się nie stało, w dodatku każdy stint młodszego z kierowców Ferrari był przedłużany. To pozwoliło Maxowi Verstappenowi z Red Bulla przeskoczyć Monakijczyka. Dlatego głos zabrał były kierowca F1, Martin Brundle.
– Ogólne wrażenie było takie, że Vettel dysponował szybszym Ferrari w Szanghaju, więc kiedy znalazł się za Leclerkiem w siostrzanym samochodzie, a z przodu Mercedes odjeżdżał, to zespół musiał coś z tym zrobić. Kazali Leclercowi pozwolić się wyprzedzić, co oczywiście jest upokarzające i frustrujące dla młodego Monakijczyka. A szczególnie irytujące, po tym jak awaria bolidu pozbawiła go wspaniałego triumfu dwa tygodnie wcześniej [w Bahrajnie – przyp. red.] – powiedział Martin Brundle, ekspert telewizji Sky Sports.
– Nie mogą w ten sposób szkodzić jego wiarygodności i malować go jako zawodnika wspierającego. Jest to szkodliwe dla psychiki i reputacji. Nie jest też łatwe do odwrócenia. Ferrari było niezwykle otwarte i szczere. Zwłaszcza jeśli chodzi o sposób, w jaki będą stosować polecenia zespołowe w tym sezonie – z tendencją ku bardziej doświadczonemu Vettelowi, jeśli zajdzie taka potrzeba – dodał Brytyjczyk.
Trzeba było się pogodzić…
– Przypuszczam, że miało to na celu uniknięcie niektórych błędów i dramatów obserwowanych w ostatnich latach. Wywołały one już większą krytykę i presję. Ale to nie rozproszy, ani nie rozwiąże problemu. Leclerc w równym stopniu pasuje tutaj jak Vettel, w dodatku jest jego własnym człowiekiem pomimo niełatwych lat za sobą [zapewne chodzi o stratę przyjaciela i ojca – przyp. red.] – podsumował były kierowca F1.
Charles Leclerc bardzo dobrze radzi sobie z trudną dla siebie sytuacją. Dlatego Martin Brundle wierzy, że wkrótce Ferrari nada mu status kierowcy nr 1. Jednocześnie wszyscy mają nadzieję, że stajnia z Maranello wyciągnie wnioski i pierw poprawi swoje tempo. Jeśli to się uda, to stosowanie „team orders” będzie miało sens.