Przypomnijmy, że Octavia trzeciej generacji jest produkowana od 2013 roku. Jednak nasza wersja jest już odmianą po faceliftingu, który datowany był na połowę 2016 roku (stąd już nowoczesne dwuczęściowe reflektory). Pojazd względem II generacji został powiększony, co było efektem prezentacji kompaktowej Skody Rapid – właśnie dlatego mamy do czynienia już z pograniczem segmentów C i D.
Nowa Octavia powstała w oparciu nową płytę podłogową VW Group MQB, której użyto także w Volkswagenie Golfie, Audi A3 czy Seacie Leonie. Jej projektantem został nie kto inny jak Jozef Kabaň – ten sam, który odpowiadał za design słynnego Bugatti Veyrona. Kto by pomyślał? Właśnie być może angażowanie kreatorów supersamochodów przy projektach potencjalnych samochodów „dla ludu” jest dobry pomysłem, aby nadać dodatkowy charakter.
Jak to jechało?
Škoda Octavia Style FL zrobiła na nas dobre wrażenie. Ciężko było znaleźć rażącą wadę. Właściwości jezdne były naprawdę dobre, a 7-biegowa skrzynia biegów DSG sprawdziła się w silniku 1.0 TSI. Mimo dysponowania zaledwie trzema cylindrami można było czerpać frajdę z jazdy. Owszem, przydałoby się więcej mocy niż 115 KM, choć taka bez problemu starczała, aby bezpiecznie wyprzedzać. Samochód dobrze się zbierał, właściwie ręczna zmiana biegów (Tiptronic) nie była potrzebna. Niestety, tak jak wspomniałem wcześniej, minusem jest spalanie, o czym więcej w dalszej części testu.
Jedyne co mnie ciekawi, to fakt, jak jednostka 1.0 TSI współpracuje z LPG. Mimo bezpośredniego wtrysku należy zwrócić uwagę, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainstalować fabryczną instalację gazową. Jej koszt może pochłonąć blisko 6 tys. złotych, ale jeśli nie stracimy na osiągach, to możemy sporo zaoszczędzić na paliwie. Chociaż na pewno coraz częściej należy zadawać sobie pytanie po co nam downsizing, skoro małe i z pozoru oszczędne silniki miałyby dodatkowo wygenerować nam kolejny wydatek.
Jeśli chodzi o podsumowanie samych wrażeń z jazdy, to tutaj akurat należy pochwalić Škodę za dobór 17-calowych felg TRIUS z oponami Hankook o wymiarach 225/45, naprawdę w przypadku polskich dróg taka opcja jest o wiele lepsza niż założenie 19″ kół. Dodatkowo efekt wizualny był też niczego sobie, ponieważ czerń idealnie komponowała się z czerwienią.
Wnętrze
Środek w Octavii sprawiał wrażenie przestronnego. Oczywiście nie mieliśmy tutaj dachu panoramicznego czy klasycznego szyberdachu, ale tzw. „robotę” robiła tutaj jasna kremowa (kolor kości słoniowej) tapicerka Suedia. Bardzo dobrze wyglądało to przy desce rozdzielczej i boczkach drzwi, ponieważ charakteru nadał czarny odcień. Opinie każdej osoby przewiezionej tym samochodem były pozytywne. Jednak niestety, czego nie dostrzeże pasażer… to ujrzy właściciel. O co chodzi? Cóż nie odkryjemy Ameryki, jeśli przyznamy, że to co jasne ma prawo się szybciej brudzić. Nic bardziej mylnego, ale tutaj po tygodniu eksploatacji można było wręcz dostrzec jak materiał dość szybko ulegał przefarbowaniu przez odzież. W tym aspekcie Škoda dostaje od nas zadanie bojowe – i musi się poprawić, bo naprawdę szkoda byłoby, aby po latach kolejni właściciele mieli bolączki z tego powodu.
Wyposażenie
Testowany przez nas egzemplarz Škody Octavii Style FL był doposażony za kwotę przeszło 35 tys. złotych. Za najciekawsze elementy wyposażenia można uznać m.in. wspomnianą tapicerkę Sudeia za 5500 zł, kamerę cofania za 1550 zł, Virtual Cockpit (wirtualne zegary) za 2200 zł, Lane Assist z dodatkowymi funkcjami (Blind Spot Effect i Rear Trafic Alert) za 1600 zł czy aktywny tempomat z do 160 km/h za 2400 zł. Nieco przerazić może cena za Travel Assist Basic – nawigację i inne systemy poprawiające komfort podróżowania za… 6000 zł.
Jeśli chodzi o nagłośnienie CANTON z 10 głośnikami, mocy 570W, subwooferem i cyfrowym equalizerem, to koszt 2000 zł jest adekwatny do jakości. Mając na względzie, że w Superbie Sportline mieliśmy Harman Kardon a w Ibizie FR spotkaliśmy się z Beats Audio, to akurat w Octavii mieliśmy mieszane odczucia – radio grało dobrze, dźwięk był czysty, ale w w wymienionych przeze mnie przypadkach było o wiele lepiej.
Część kwoty z wyposażenia, w wysokości 4500 zł, pochłonął zestaw – stalowe koło dojazdowe z kluczem i podnośnikiem (bez zestawu naprawczego. Cena dość standardowa w przypadku nowych samochodów, na pewno warto rozważyć taką opcję w swojej konfiguracji, zamiast polegać jedynie na zestawie naprawczym.
Spalanie
W przypadku naszego egzemplarza testowego spalanie „w trasie” mogło wynieść nawet do 8 l/100 km. Sporo jak na silnik o pojemności 1.0 l, który miał być ekologiczny. Jednak może na usprawiedliwienie dodam, że taki wynik osiągniemy przy poruszaniu się drogami szybkiego ruchu – ekspresówkami i autostradami. W dość normalnym trybie (z wyłączeniem wcześniej wspomnianego rodzaju dróg) możemy osiągać wynik na poziomie 5,6-6.0 l/100 km. Niestety zabawa rozpoczyna się w dużym mieście i poza nim, gdy często poruszamy się obwodnicami i potem czekają nas korki. Często chwilowe spalanie może nawet zbliżyć się do 10 litrów na „setkę”!
Tak naprawdę poza drobnymi mankamentami w kwestii jakości wykonania wnętrza, to spalanie jest jednym z minusów. Usprawiedliwieniem jest fakt, że w tym przypadku dość mały silnik musi uporać się z pojazdem o masie własnej 1267 kg i bagażami. Natomiast na pewno można byłoby oczekiwać większej ekonomii, ponieważ wg wyliczeń producenta – wyniki bliższe 4,1-5,4 l – nasz portfel powinien się wolniej uszczuplać. Oczywiście wzięliśmy poprawkę na to, co nieraz pokazywał nam komputer pokładowy, bo jednak stan paliwa w 50-litrowym baku wcale aż tak szybko nie zbliżał się do rezerwy.
Cena
Przetestowana przez nasz serwis internetowy Škoda Octavia Style FL była warta 125 600 zł. Cena bazowej wersji startuje już od 93 350 zł. W takich pieniądzach możemy szukać wiele alternatyw. Z samych modeli czeskiej marki możemy już nawet myśleć o lepszym Superbie z 1.5 TSI o mocy 150 KM, podobnie sprawa ma się w przypadku Karoqa. Jeśli o nas chodzi, to zapewne nie zastanawialibyśmy się długo nad wyborem.
Oczywiście z całą sympatią dla Octavii, niestety wydatek ponad 120 tys. zł za tak naprawdę nie do końca oszczędny samochód to trochę… za dużo. Zwłaszcza, że usportowione modele otagowane szyldem „Sportline” za nieco większe pieniądze oferują stale niższe spalanie w trasie, w cyklu mieszanym, w mieście też nas nie rozczarują – a dają dodatkową frajdę z jazdy. Wspominałem o tym w październikowym teście Superba Sportline z 2.0 TDI i napędem 4×4.