Z jaką specyfikacją mieliśmy do czynienia?
Otóż przez trzy dni czas umilała nam wersja wyposażeniowa Xcellence. Sercem testowego egzemplarza była jednostka 1.5 l EcoTSI o mocy 150 KM. Właściwie jest to ten sam motor, z jakim mieliśmy do czynienia w Ibizie FR. Jednak tym razem współpracował on z 7-biegową automatyczną przekładnią DSG. Kolor Boheme Purple dodawał dodatkowego smaczku, który gwarantował nam, że auto było obiektem zainteresowania przechodniów.
Muszę przyznać, że nie czułem się, jakbym prowadził kombi. Wręcz zaskoczył mnie fakt, że Leon ST trzymał się drogi tak samo, a tył był przyklejony jak w dużo mniejszej Ibizie. Jeśli chodzi o osiągi, to niczego mu nie brakowało. Aż przez moment pomyślałem sobie… co dopiero mogę czuć w Cuprze Leonie, w wariancie kombi mając napęd 4×4 i większą moc. Ten test pozwolił mi zrozumieć, za co ludzie lubią ten model. Faktycznie w znacznie mniejszych pieniądzach można mieć do dyspozycji maszynę, która dostarczy nam dobre wrażenia z jazdy. Nie chciałbym tutaj bardzo słodzić marce Seat, bo nie to jest moim celem, ale jak coś jest dobre to warto to pochwalić.
Bagażnik był w stanie pomieścić 587 l, a bak paliwa 50 litrów benzyny. Było to wystarczające. Auto nie miało jeszcze 5 metrów, ale mimo wszystko kamery cofania bardzo się przydawały i raczej mało prawdopodobne, aby ktoś zdecydował się na wersję bez nich.
Wnętrze
W środku mogliśmy poczuć się jak w usportowionym kombi. Klimatu dodawały w szczególności sportowe przednie fotele z obiciem z tkaniny i skóry ekologicznej wraz z regulacją (wysokości i odcinka lędźwiowego). O dziwo zaskoczyła nas obecność innej wersji ekranu multimedialnego, którego obudowa nie miała słynnego pianoblacku. Taki zabieg był jak najbardziej na plus, ponieważ po skorzystaniu z nawigacji bądź radia nie widzieliśmy odcisków palców. Kierownica była dość masywna, lekko usportowiona, co poprawiało komfort jazdy podczas długich podróży. W dodatku w nocy ciekawie prezentowało się LED-owe oświetlenie, mogliśmy nawet zmieniać kolor.
Jeśli chodzi o opcje dodatkowe, to w przypadku foteli doszedł jeszcze pakiet zimowy oraz podłokietnik w drugim rzędzie siedzeń. Jeśli ktoś chciał zmieniać biegi samodzielnie to przy kierownicy były łopatki, które dawały dodatkową frajdę. Leon reagował bardzo szybko na naszą propozycję zmiany przełożenia, nie była konieczna zmiana na manualny tryb przy drążku.
Najciekawsze były jeszcze pakiety wspomagania jazdy tj. Comfort Assistant Plus czy progresywne wspomaganie układu kierowniczego. Odczuwalne było to, że systemy wpływają na lepszą precyzyjność w zakrętach. Dawno nie czułem, aby samochód był aż tak przyklejony, choć wiadomo robotę robiło tez adaptacyjne zawieszenie (DCC).
Co jeszcze wpływało na lepsze samopoczucie? Oczywiście nie bylibyśmy sobą, jakbyśmy nie wspomnieli nic o nagłośnieniu. Po raz kolejny, po Ibizie FR i Aronie FR, mieliśmy do czynienia z Beats Audio. Dziewięć głośników z subwooferem, o mocy 340 W ze wzmacniaczem sprawiały, że dźwięk rozchodził się równomiernie, a po drobnych korektach w ustawieniach można było uzyskać wymarzony efekt. Nie zawsze potrzebne nam są nagłośnienia Harman Kardon czy Bose, aby nacieszyć uszy.
Czy o czymś nie zapomniałem? Właśnie jeśli już wymieniam najciekawsze elementy z dodatkowego wyposażenia i funkcji to nie mogę przeoczyć elektrycznie otwieranego dachu panoramicznego. Nie jeden raz, zwłaszcza na krótszych przejazdach, idealnie zastępował klimatyzację.
Koła
Propozycja założenia 17-calowych opon i felg jest ostatnio najczęstsza obok 19″. Nasze felgi nosiły nazwę Dynamic 30/4 Machined Atom Grey. Ich prezencja może nie powalała, ale też nie za bardzo jest się o co przyczepić. To kwestia gustu. Oczywiście skoro mieliśmy do czynienia z wersją ST nie mogła dziwić nas obecność usportowionego zawieszenia FR. W bagażniku znajdowało się 18-calowe koło zapasowe.
Opony Bridgestone Turanza o wymiarach 225/45/R17 zostały nawet wyprodukowane w Polsce. Najprawdopodobniej odpowiadał za to zakład w Dębicy, którego właścicielem jest japoński koncern oponiarski. Na pewno był to miły akcent.
Spalanie
Czyli kolejna ważna część naszego testu. W przypadku Seata Leona ST nie mogliśmy narzekać na spalanie, ponieważ mieściło się w takich granicach, jakich byśmy oczekiwali. W każdym z trybów pracy silnika: Eco, Normal, Neutral czy Komfort nie wyszliśmy poza granicę 8 litrów. Przeważnie każde nasze podsumowanie trasy mieszanej pokazywało wyniki w granicach 7,2-7,4 l/100 km. Jeśli bardzo się postaramy, to dolna granica 6 litrów jest osiągalna, co jak na uturbioną 1,5-litrową benzynę napędzającą kombi ważące 1360 kg jest w sam raz.
Łącznie tym modelem przejechałem w granicach 900 km, robiąc trasy Warszawa-Lublin, Lublin-Zamość i jeżdżąc sporo po mieście (obwodnice i centrum). Najprawdopodobniej dałoby się pokonać większą liczbę kilometrów, ale nie zapominajmy, że w niecałe trzy dni nie zrobimy nie wiadomo jakiego dystansu!
Cena
Wartość testowanego egzemplarza Seata Leona ST oscyluje w granicach 100 tys. złotych. Według aktualnego cennika z uwzględnieniem rabatu wersję Xcellence możemy mieć za 96 800 zł. Jednak podobną specyfikację z nieco bardziej okrojonym wyposażeniem np. Style czy Full LED możemy mieć już od 73 tys. zł. Wciąż jesteśmy przy wersji z 1.5 EcoTSI 150 KM z 7-biegowym DSG. Do wyboru mamy znacznie więcej i wszystko zależy od naszych upodobań i przeznaczenia pojazdu. Jedni mogą nawet mieć Leona ST za 65 300 zł z najsłabszy 85-konnym 1.0 EcoTSI, a drudzy mogą rozglądać się za dieslami – 1.6 TDI (85 tys.) i 2.0 TDI (105 tys. PLN).