Aston Martin Red Bull Racing-Honda
Właśnie ta ekipa może świętować swój kolejny spektakularny triumf. Niewielu dawało im szanse na nawiązanie walki o drugie zwycięstwo w sezonie, ale suma summarum stajnia z Milton Keynes najlepiej wykorzystała kłopoty rywali i w połączeniu ze świetną jazdą Maxa Verstappena odnieśli drugie zwycięstwo w sezonie. Początek wyścigu w ich wykonaniu był trudny. Obaj kierowcy z powodu słabego startu dzisiejszego triumfatora tracili pozycje na torze. Na szczęście w jednym przypadku sytuację udało się opanować. Młody Holender trzymał się blisko kierowców Mercedesa i czekał na okazję zyskania pozycji. Próba podcięcia nie powiodła się, wręcz omal nie wyeliminowała go z wyścigu. Jednak od tamtej pory zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Nikt nie spodziewał się takiej dramaturgii. Tor w trzecim sektorze był bardzo mokry i Ci, którzy nie opanowali swojego samochodu i znosiło ich poza przesychającą nitkę, od razu zbliżali się do ściany. Zakończenia wyścigu uniknęli Vettel, Raikkonen, Sainz czy Hamilton. Jednak sztuka ta nie udała się Leclerkowi i Hulkenbergowi. Wystarczył minimalny błąd, aby zakończyć swoje marzenia o końcowym sukcesie. Na szczęście Verstappen po swoim piruecie uspokoił się i pojechał jak profesor, co zaowocowało awansem na czoło. Zespół może być dumny z faktu, że posiadają takiego lidera. Holender dorzucił jeszcze jedno „oczko” za najlepszy czas okrążenia.
Niestety nie można nic pozytywnego wspomnieć o Pierre Gasly’im, który omal nie wyeliminował po drodze Alexandra Albona z siostrzanej ekipy Toro Rosso. Francuz ewidentnie był zagubiony przez cały wyścig, a gdy mógł zdobyć solidne punkty rozbił się w drugim sektorze dwa kółka przed końcem. Cierpliwość Red Bulla do wyczynów 23-latka powoli się kończy, a przy tak dobrym występie kierowców juniorskiego zespołu, spekulacje nt. jego przyszłości znów się nasilą. Jeśli zawodnik nie jest w stanie dorównać tempem zespołowemu koledze, a mogąc zdobyć parę punktów rozbija swój bolid w samej końcówce, nie wykonuje minimum planu, to musi liczyć się z konsekwencjami. Po starcie z czwartego pola i wyłączeniu sz walki obu kierowców Mercedesa można było spodziewać się znacznie więcej.
Scuderia Ferrari
Ciężko uznać drugie miejsce Sebastiana Vettela za odrodzenie i powrót do gry. Jednak wyczyn Niemca warto docenić przez pryzmat startu z odległej 20. pozycji. Czterokrotny mistrz świata zaliczył świetny początek wyścigu i wbił się już do punktowanej strefy, ale szybko niszczył swoje przejściowe opony. Zespół miał trudny orzech do zgryzienia, ale ostatecznie mimo problemów przy pit stopach oraz z tempem, w kluczowej fazie odzyskał dobre tempo. Dobra jazda i wypadnięcie z gry kierowców Mercedesa zaowocowało miejscem na podium. Szans na podjęcie walki z Verstappenem już nie mieli.
Szkoda, że Charles Leclerc zaprzepaścił swoją szansę, ponieważ w pewnym momencie po serii pit stopów i korzystnym momencie wystąpienia neutralizacji był już na drugim miejscu. Widać było, że w jego przypadku tempo na dystansie było zdecydowanie lepsze, co mogło dać cień szans na nawiązanie walki o triumf. Cóż, najwidoczniej musi upłynąć jeszcze trochę czasu zanim Monakijczyk nauczy się czerpać garściami. Po dobrym starcie z 10. pola wyścig wyglądało to obiecująco, ale zakończył się jeszcze przed półmetkiem.
Scuderia Toro Rosso
Stajnia z Faenzy zdobyła na Hockenheimringu aż 23 punkty – więcej zdobył jedynie Red Bull (26). Tak rewelacyjnego występu po starcie z pól nr 14 i 17 nie oczekiwał nawet największy optymista w dziejach. Jednym słowem jaki wypadałoby określić ten wyczyn to: REWELACJA! Pierwsze podium od GP Włoch 2008 dzięki trzeciej lokacie Daniila Kvyata i dobra jazda szóstego Alexandra Albona przyniosły świetny efekt. Początkowo wyglądało na to, że szykują się „małe” punkty dla Taja, który przez większość dystansu plasował się w drugiej połowie pierwszej dziesiątki.
Jednak do gry włączył się Kvyat, który został ściągnięty do alei serwisowej w świetnym momencie, dzięki czemu wykorzystał zamieszanie podczas przedostatniego wyjazdu samochodu bezpieczeństwa. Rosjanin przebił się aż na 3. miejsce, a po zakończeniu neutralizacji dobrał się do skóry Lance’a Strolla z Racing Point. Na przedostatnim kółku z drugiej lokaty zepchnął go dopiero Vettel, ale głównym celem Daniila było utrzymanie się na podium, aniżeli walka za wszelką cenę, która mogłaby być okupiona kolizją lub wypadnięciem z toru.
Racing Point
Sergio Perez pozytywnie zaskoczył nas w czasówce, ale start z 8. pola nie wyszedł mu na dobre. Meksykanin nie miał przyczepności i rozbił się na początku wyścigu. Wydawało się, że ekipie z Silverstone uciekły punkty, ale poddać nie zamierzał się Lance Stroll. Kanadyjczyk nie prezentował zabójczego tempa, ale trzymał się z dala od problemów i mógł wykorzystać zamieszanie w podobny sposób jak Kvyat, co przyniosło mu nawet przez moment pozycję lidera wyścigu o GP Niemiec. Pachniało sensacją niemal do samego końca, ponieważ nawet po spadku na 3. lokatę 20-latek świetnie bronił się przed Valtterim Bottasem z Mercedesa. Fin nie wytrzymał ciśnienia i popełnił błąd, który zakończył jego udział w wyścigu na 58. okrążeniu.
Stroll nie mógł jednak odetchnąć z ulgą. Być może jakby Bottas nie odpadł, to udałoby się dokonać małego cudu. Kierowca z Kanady nie mógł niestety liczyć na to, że Carlos Sainz i Sebastian Vettel tak po prostu odpuszczą, widząc szansę na podium. Po utracie pozycji na rzecz tego drugiego stało się jasne, że tym razem nie będzie powtórki z GP Azerbejdżanu 2017. Chociaż mimo wszystko należy pochwalić zawodnika Racing Point za dobrą jazdę i wykorzystanie swojej szansy. Dwanaście punktów bardzo przyda się stajni z Silverstone, która wciąż znajduje się w grze o 5. miejsce w klasyfikacji konstruktorów.
McLaren
Stajnia z Woking mogła zaliczyć katastrofalny występ. Lando Norris musiał wycofać się przez defekt po stronie układu napędowego, a Carlos Sainz omal nie skończył na ścianie. W garażu brytyjskiej ekipy było gorąco. Ostatecznie udało im się wywieźć 10 punktów za piąte miejsce. Mogło być oczywiście lepiej i być może uciekła im szansa na podium, ale na pewno nie mają nad czym rozpaczać. McLaren powiększył przewagę nad Renault. Pomiędzy nich wskoczyło Toro Rosso, ale wciąż ich strata to przeszło 28 punktów, a na przestrzeni całego sezonu szanse włoskiej ekipy są bardzo ograniczone.
Alfa Romeo Racing
Kimi Raikkonen i Antonio Giovinazzi skończyli wyścig na siódmym i ósmym miejscu, ale wypadli z punktowanej strefy. Po świetnych kwalifikacjach niestety tym razem stajnia z Hinwil wyjeżdża bez punktów. Wszystko przez niedozwolony system wspomagający start, za którego zastosowanie obaj zawodnicy zostali ukarani doliczeniem 30 sekund do czasu wyścigu. Taka wpadka może Alfę Romeo sporo kosztować pod koniec sezonu.
Haas
Romain Grosjean i Kevina Magnussen znów się zderzyli, ale tym razem bez konsekwencji. Wyścig nie układał się dla nich najlepiej, ale suma summarum Haas wyjeżdża z Niemiec z 10 „oczkami”. Obaj kierowcy skorzystali na karach nałożonych na kierowców Alfy Romeo, przejmując ich pozycje. Decyzje strategiczne stajni z Kannapolis oraz pit stopy pozostawiały sporo do życzenia, ale tym razem los był dla nich łaskawszy. Udało się wykorzystać chaos i wrócić do punktowanej strefy po kilku tygodniach przerwy.
Mercedes AMG Petronas Motorsport
Stajnia z Brackley ostatecznie wywozi z Hockenheim zaledwie… dwa „oczka”. Lewis Hamilton zajął dziewiąte miejsce, a Valtteri Bottas rozbił się na 6 okrążeń przed metą. Nie w taki sposób Mercedes chciał uczcić swój 200. start w Formule 1 oraz 125 lat tworzenia historii motorsportu. Ze względu na ten fakt należałoby żałować tej ekipy, ale niestety w trakcie zawodów od 30 okrążenia wszystko szło nie tak. Lewis Hamilton zniszczył swój samochód i w nieprzepisowy sposób wjechał do alei serwisowej, a zespół aż przez ponad 50 sekund nie wypuszczał go ze swojego stanowiska. Nikt nie był przygotowany na taki obrót spraw, przy kolejnej fali pit stopów ekipa znów się nie popisała.
Właściwie jedno zdarzenie oznaczało dla nich koniec marzeń o zwycięstwie w domowym wyścigu, którego zostali także głównym partnerem. Na ich ziemi wygrała… Honda. Oczywiście wpadki mogą zdarzyć się każdemu, ale po nadspodziewanie dobrej czasówce i starcie (Bottas wskoczył na P2) nikt nie przewidziałby tak czarnego scenariusza. Ten występ nie rzutuje na ich szczęście na zwrot w mistrzostwach ze względu na wcześniej wypracowaną przewagę. Mimo wszystko, nie tak miał zakończyć się ten weekend. To tylko pokazuje, że często najlepsi mają też słabsze dni i nie da się cały czas wygrywać.
ROKiT Williams Racing
Tego nikt się nie spodziewał! Stajnia z Grove doczekała się pierwsze punktu w sezonie 2019. Jego szczęśliwym zdobywcą okazał się Robert Kubica. Polak przekroczył linię mety na 12. miejscu, a po decyzji zespołu o założeniu przejściówek na ostatni stint trudno było myśleć o nawiązaniu jakiejkolwiek walki, ale z pomocą przyszła ekipa Alfy Romeo. Po nałożeniu kar na Raikkonena i Giovinazziego udało się zyskać dwa miejsca. Na pierwszy punkt polskiego kierowcy przyszło nam czekać od GP Abu Zabi 2010.
Niestety zdobycie pierwszych punktów nie oznacza, że nagle Williams wrócił do gry. Aby móc rywalizować z kimkolwiek zespołowi wciąż sporo brakuje, ale być może taki dobry akcent na zakończenie kolejnego trudnego weekendu doda im skrzydeł i zmobilizuje do lepszej pracy.
Jedynym kierowcą, który nie zdobywał jeszcze punktów w tym roku pozostaje już tylko… George Russell. Honda jako dostawca silników, po raz pierwszy od powrotu do F1, doprowadziła dwa bolidy na podium.