Komentator Sky Sports F1 nie ukrywał, że w tym roku zespoły będą znacznie bliżej siebie ze względu na niewielkie zmiany w regulaminie. W dodatku opony Pirelli pozostaną takie same, jak w 2019 r. Jeśli Mercedes, Ferrari i Red Bull będą blisko siebie, to najgroźniejszymi rywalami panującego czempiona będą Leclerc i Verstappen. Oczywiście Brundle nie wykluczał wmieszania się w to wszystko Bottasa i Vettela.
– Prawie nic się nie zmieniło przed nadchodzącym sezonem, co oznacza, że samochody będą bliżej siebie. W następnym sezonie zobaczymy również pojedynek mistrza świata z młodymi kierowcami. Nigdy nie widzieliśmy pojedynku między nadchodzącym talentem a czempionem. Zobaczymy tę grę w następnym sezonie, a mianowicie między Maxem Verstappenem, Charlesem Leclerkiem i Lewisem Hamiltonem – powiedział Brytyjczyk na łamach AutoMotoSport.de.
Jeśli słowa brytyjskiego eksperta sprawdzą się, to wówczas czeka nas jeden z najciekawszych sezonów w historii F1. Apetyty Maxa Verstappena i Charlesa Leclerca są duże, ponieważ jasno deklarowali już swoją gotowość do walki o mistrzowskie tytuły. Wiele będzie zależało od tego, jak konkurencyjne bolidy przygotują Ferrari i Red Bull. W przypadku Mercedesa można być pewnym kontynuacji oraz tego, że Lewis Hamilton w razie potrzeby znów zaprezentuje swój kunszt.
Klasy juniorskie
W ostatnich latach wartość Formuły 2 wzrosła. To dlatego, że w krótkim wyłoniła wiele młodych utalentowanych zawodników: Charlesa Leclerca, Lando Norrisa, Geroge’a Russella czy Alexandra Albona. Każdy z nich udowodnił swoją wartość i zbudował swoją markę w F1. W rezultacie Martin Brundle przyznał, że będzie poświęcał nieco więcej uwagi młodszym klasom w 2020 roku.
– Z powodu młodszych kierowców zacząłem też bardziej przyglądać się klasom juniorskim, takim jak F2 i F3. W tych klasach widać, że kierowcy są bardzo pewni siebie i nadrabiają zaległości w miejscach, w których nie jest to możliwe. Ten sposób jazdy znajduje również odzwierciedlenie w obecnej młodej grupie kierowców. Widać, że czują się pewni w samochodzie i przed kamerą – ocenił ekspert Sky Sports.