Jedno jest pewne… Williams tym razem wyrobił się z przygotowaniem nowego samochodu na czas. Przypomnijmy, że rok temu doszło do katastrofy, kiedy to stajnia z Grove straciła kilka dni testów przedsezonowych z powodu opóźnień w pracach rozwojowych. Odbiło się to później czkawką w sezonie 2019 i zaowocowało najgorszą kampanią w historii tego utytułowanego zespołu. Tym razem ma być inaczej i oby tak było.
W trakcie zimy wokół brytyjskiej ekipy było cicho. Poza ogłoszeniami dotyczącymi obsady składu rezerwowych nic się nie działo. Wszyscy pracowali nad tym, aby nie powtórzyła się historia sprzed roku. Po dwóch ciężkich latach celem stał się powrót do środka stawki. Nie będzie to proste, ponieważ w F1 nikt nie stoi w miejscu. Chociaż oczywiście Williams miał większe pole do popisu w przypadku swojego projektu, czerpiąc lekcję z nieudanych konceptów. W ich przypadku łatwiej o większy progres, który może zaowocować walką o punkty w pojedynczych wyścigach.
Duży plus w przypadku modelu FW43 widać już na pierwszy rzut oka, a jest nim… dobra jakość wykonania nadwozia. W sezonie 2019 bolidy przypominały bardziej nieudany zlepek wszystkiego. Nikt w Grove nie chciał też inwestować w rozwój maszyny, przy której popełniono poważne błędy konstrukcyjne. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że mistrzostwa są przegrane, a na nowy projekt nie było już czasu. Spędzono zatem dużo czasu, pracując nad lepszą maszyną na ten rok.
Co uległo zmianie?
Zacznijmy od przodu, gdzie nos zyskał tzw. „pelerynę”. Ma ona pomóc w poprowadzeniu strugi powietrza pod spodem, poprawiając stabilność przedniej sekcji. Samo skrzydło wygląda dość podobnie do ubiegłorocznego. Nie widać agresywnego podejścia w obieraniu kształtów górnych płatów. Dziób także od lat pozostał niezmieniony, bo można było oczekiwać różnych otworów, które wspomogłyby S-duckt. Na łączeniu przedniego nosa z kokpitem dostrzec można rogi, których wcześniej nie było.
Zmianie uległa konstrukcja zawieszenia, która jest inna niż przy bolidach konkurencji. Stajnia z Grove nie zdecydowała się na obniżenie mocowań wahaczy. Teoretycznie ogumienie powinno mieć większe okno pracy, ponieważ łatwiej będzie kontrolować temperaturę. Rzeczywistość zweryfikuje.
Williams FW43 musiał zyskać bardziej rozbudowane sekcje boczne. Bargeboardy mają bardziej agresywne kształty i więcej nacięć. Bumerangi mają je dodatkowo wspierać. Wloty do chłodnic zostały nieco pomniejszone, a skrzydełka po bokach mają poprawić wydajność aerodynamiczną i korzystnie wpłynąć na chłodzenie pokrywy. Również lusterka zyskały dodatkowy element mocujący, który w pełni nie przylega – jest szpara, przez którą ma przedzierać się powietrze.
Introducing the FW43 🥊#WeAreWilliams #WeAreRacing #WeAreFighting pic.twitter.com/BicXLD7i4i
— ROKiT WILLIAMS RACING (@WilliamsRacing) February 17, 2020
Brytyjski zespół zdecydował się ciasno upakować podzespoły i stworzył bardziej dopasowaną pokrywę silnika i chłodnicy. Bolid FW43 wydaje się węższy i korzystnie wpływa na to na ograniczanie turbulencji. W związku z modyfikacjami tych sekcji, konieczne było poprawienie podłogi, która rok temu sprawiała problemy. Na ten moment widzimy więcej nacięć oraz tzw. lotki, które mają rozdzielać strugę powietrza w kilku kierunkach.
Płetwa została nieco rozszerzona w związku ze zwężoną pokrywą. Oprócz tego zdecydowano się na mniej nacięć przy bocznych wystających płatach tylnego skrzydła. W przypadku podwójnego mocowania doszło skrzydełko z małymi korektorami (stabilizatorami).
Zmianie uległo także malowanie, które zyskało dużo czerwieni. Połączenie jej z niebieskim, białym i czarnym dało interesujące połączenie. Wielu osobom Williams może teraz się podobać. Dzięki temu, że zespół zdecydował się wykorzystać jeden dzień filmowy widać, że bolid prezentuje się dobrze nie tylko na renderach. Za sterami modelu FW43 zasiadł George Russell.