Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

„Fangio: człowiek, który poskromił maszyny” – rywalizacja to nie wszystko | RECENZJA

„Fangio: człowiek, który poskromił maszyny”, tak brzmi polski tytuł najnowszej produkcji Netflixa dotyczącej Formuły 1. Dokument przedstawia nam niezwykłą historię trzeciego najbardziej utytułowanego kierowcy w historii królowej sportów motorowych. Postać Juana Manuela Fangio w pełni zasługuje na to, aby poznali ją także młodsi pasjonaci motoryzacji. Wielu z was może zadawać sobie pytanie: czy warto obejrzeć? Naszym zdaniem: Zdecydowanie TAK!

Fangio Netflix 2020

Krótka biografia bohatera

Juan Manuel Fangio urodził się 24 czerwca 1911 roku w Balcarce. Zmarł 17 lipca 1995 roku w Bueons Aires. Argentyński kierowca w trakcie swojej kariery zasłynął ze zdobycia aż pięciu tytułów mistrza świata F1. Nie pochodził on z zamożnej rodziny, co nieco utrudniało zadanie. Jednak pasja do odkrywania tajników mechaniki i determinacja pozwoliły mu pokazać się na lokalnym podwórku. Swoimi występami wzbudził zainteresowanie w Europie. Na przeszkodzie w szybszym rozwoju kariery stanęła II wojna światowa. Dopiero w 1947 roku pojawiła się szansa startów na Starym Kontynencie. Po raz pierwszy Fangio wystartował w poważnym Grand Prix we włoskim mieście San Remo w 1949 r.

Fangio Netflix

Fot. Netflix

Zanim jeszcze na dobre powołano Mistrzostwa Świata Formuły 1, Argentyńczyk był już znaną personą. Jako, że potrafił nie tylko dobrze jeździć, ale znał się na maszynach, szybko dostał angaż w Alfie Romeo. Udało mu się wygrać GP Monako w 1950 r. Wówczas włoska marka dominowała, mając w składzie jeszcze Giuseppe Farinę i Luigiego Fagiolę. Juan Manuel Fangio jako 40-latek został wicemistrzem, nieznacznie ulegając pierwszemu z wymienionych. Jednak rok później nie miał już sobie równych.

Przymusowa pauza

Następnie po dużym sukcesie przyszedł trudny moment. W 1952 roku Alfa Romeo nie miała odpowiedniej specyfikacji samochodu, więc argentyński czempion szukał sobie zajęcia. Postanowił, że będzie startował w wyścigach niezaliczanych do mistrzostw świata. Tak też wziął udział w dwóch rundach w barwach brytyjskiego BRM: Albi we Francji i Dundroid w Irlandii Północnej.

Właśnie po drugim z nich nie miał bezpośredniego lotu do Włoch, co wymusiło na nim podróże samolotami i pociągami. Jak już zawiodła komunikacja, kierowca zdecydował się wypożyczyć samochód we Francji, aby zdążyć na zawody na torze Monza. Bardzo mu zależało i ostatecznie pojawił się 15 minut przed samym startem. Przez brak uczestnictwa w kwalifikacjach ruszał z samego końca stawki. Początkowo przebijał się do przodu, ale pod wpływem dużego zmęczenia wypadł z trasy. Na okres rekonwalescencji wrócił do rodzimej Argentyny i nie startował do końca roku.

W 1953 roku dołączył do Maserati, które dało szansę walki o kolejne tytuły. Niestety Scuderia Ferrari dysponowała lepszym bolidem, który dał triumf Alberto Ascariemu. Juan Manuel Fangio musiał zadowolić się wicemistrzostwem. Argentyńczyk był bojowo nastawiony, ponieważ miał dobre przeczucie odnośnie formy Mercedesa, który zadebiutował w połowie sezonu 1954. Przez pierwszą jego część musiał jeszcze zmierzyć się z Maserati 250F. Suma summarum dzięki Daimler AG zdobył dwa MŚ. Byłoby ich więcej, ale w związku z tragedią podczas Le Mans 1955 zarząd niemieckiego koncernu postanowił wstrzymać swoje zaangażowanie w motorsport, dopóki nie zmniejszy się ryzyko. Neubauer z Daimlera doradził wówczas swojemu argentyńskiemu przyjacielowi współpracę z Ferrari.

Koniec kariery z… włoskimi pracodawcami

Kolejna współpraca przyniosła czwarty tytuł. Jednak Juan Manuel Fangio za bardzo poróżnił się z Enzo Ferrarim, który nie za bardzo lubił, gdy kierowca chciał mieć większy wpływ na zespół. Argentyński kierowca chciał oddziaływać na mechaników i mieć ludzi pracujących tylko przy jego bolidzie, tak jak w Mercedesie. Początkowo szef Scuderii Ferrari „ugiął się” i przyznał mu… jednego mechanika zamiast trzech. Później doszło także do różnic w kontekście dalszego rozwoju maszyny D50.

Właśnie z tego powodu argentyński zawodnik wrócił do Maserati, które pozwalało mu na więcej. Zdobył z nimi nawet piąte mistrzostwo. Wydawało się, że sukcesów może być jeszcze więcej. 1958 rok przyniósł jednak sporo dziwnych historii, które spowodowały, że nasz bohater zakończył karierę w Formule 1. Zauważył on, że powoli środowisko zaczyna przesiąkać komercją, a i porwanie przez kubańskich rebeliantów dało mu do myślenia. Jakby nie patrzeć w wieku 47 lat koniec kariery dziś wydawałby się zbyt późny, ale w tamtych czasach nie było to dziwne.

O produkcji Netflixa

Film pt. „Fangio: człowiek, który poskromił maszyny” miał swoją światową premierę 20 marca bieżącego roku. Dokument powstał w Argentynie pod nazwą „Fangio: El hombre que domaba las máquinas”. Skupiono się na hiszpańskiej wersji językowej, do której są dołączane napisy w różnych językach (w tym: polski).

W kręceniu pełnometrażowej produkcji udział wzięli: Marzia Ferrario (przyjaciółka Juana), sir Jackie Stewart, Toto Wolff, Nico Rosberg, Horacio Pagani, Juan Manuel Fangio II (bratanek), Will Buxton, Alain Prost, Mika Hakkinen, Hans Hermann (zespołowy kolega z Mercedesa), Fernando Alonso, Adolfo Orsi (Maserati), Ermanno Cozza (mechanik) i Andrew Bell (autor badania dot. najlepszego kierowcy wszech czasów). Netflix mocno przyłożył rękę do materiału i skorzystał z możliwości użycia licencjonowanych przebitek video od FOM. Reżyserem był Francisco Macri, a scenarzystami Luciano Origlio i Rodrigo H. Vila.

Twórcy dumnie chwalą się tym, że jako pierwsi pokusi się o pełnometrażową produkcję poświęconą pięciokrotnemu mistrzowi świata. Nie jest to do końca prawda, ponieważ już w 1975 roku Hugh Hudson wypuścił film o Fangio. Trwa on o 6 minut krócej i także potrafi przyciągnąć uwagę.

Przykład innej produkcji

https://www.youtube.com/watch?v=9Vf5TbAZF90&t=3420s

Netflix nie chwalił się w mediach przeciekami z procesu produkcji, aby wzbudzić zainteresowanie fanów motoryzacji i motorsportu. Właściwie przy historii tak unikatowego człowieka, jakim jest główny bohater, nie było takiej konieczności. Informacja o premierze pojawiła się w sieci około tydzień przed.

Fangio: Jak postrzegany jest obecnie?

Juan Manuel Fangio cieszy się dużym uznaniem. Jego niezwykła historia porusza wielu pasjonatów, którzy za każdym razem ocierają oczy ze zdumienia. Właściwie nie można znaleźć negatywnych opinii na temat tego kierowcy. Rywale, obecni i byli kierowcy F1, mechanicy i inne osoby z padoku w superlatywach wspominają czasy hegemonii Argentyńczyka. Uważają go jednocześnie za pioniera w kwestii rozwoju bolidów, zarządzania grupami mechaników, jak i zasad rywalizacji.

Każdy zdaje sobie sprawę z różnicy epok. Jednak większość jest niemalże pewna, że na równych warunkach Wielki Mistrz z lat 50. podjąłby walkę z Lewisem Hamiltonem i Michaelem Schumacherem. Jego rekord pod względem liczby tytułów trwał aż do 2002 roku, kiedy to zrównać zdołał się z nim gwiazdor Scuderii Ferrari. Jak do tej pory tylko wspomniana dwójka zdobyła więcej, odpowiednio 6 i 7 MŚ. Mimo wszystko nawet oni żywią ogromny respekt do Fangio.

Sir Jackie Stewart i Alain Prost z sentymentem wracali myślami do chwili, gdy mieli okazję go poznać po raz pierwszy. Od dziecka był on dla nich wzorem. Szkot nie mógł uwierzyć, że ziścił się jego sen o poznaniu Juana Manuela Fangio podczas GP Monako. Jak się okazało Argentyńczyk pierwszy pogratulował mu triumfu i pochwalił za dobrą jazdę. Za to Francuz w trakcie jednego eventu mógł w jego towarzystwie m.in. rozdawać autografy.

Najbardziej zaskoczyć mogła niektórych wiedza Fernando Alonso. Hiszpan przypomniał o oparzeniach pięciokrotnego czempiona, jakich ten nabawił się w trakcie GP Argentyny 1954. Jednocześnie porównał to do swojej przygody z GP Bahrajnu 2009, gdy przez usterkę jednego z elementów zmagał się z gorącym fotelem. Mimo wszystko według niego nie mogło się to równać z bólem, jakie odczuwał Fangio.

Wiara w przeznaczenie

W trakcie seansu wielokrotnie spotkacie się z archiwalnymi wypowiedziami Juana Manuela Fangio. W ich trakcie zazwyczaj można wywnioskować, że wielki mistrz wierzył w przeznaczenie. Według niego nic nie działo się bez przyczyny. Po wypadku na torze Monza w 1952 roku Argentyńczyk zdał sobie sprawę z zagrożeń, ale jednocześnie wyzbył się obaw o śmierć. Liczyły się dla niego pasja oraz bycie dobrym człowiekiem. Zawsze szanował swoich rywali i nawet był skory im pomóc. Niektórzy dziwili mu się, ale to był jego sposób na samodoskonalenie.

Netflix Człowiek, który poskromił maszyny

Jeśli jego rady pomogły innym zawodnikom, to zazwyczaj zaogniało rywalizację. W ten sposób Argentyńczyk zmuszał się do cięższej pracy i dążenia do bycia najlepszym. Jego zdaniem nie dało się nigdy być doskonałym, ale dążenie do tego czyniło jego dzień lepszym. Jednocześnie miał on poczucie, że każdy z nas odgrywa na ziemi pewną rolę i warto zrobić to możliwie jak najlepiej.

Podczas swojej kariery stracił on wielu przyjaciół z toru. Nikomu nie zamierzał jednak odradzać ścigania się, itd. W życiu wszędzie widział ryzyko śmierci i dlatego wartościowanie tego nie miało sensu. Najważniejsze, że ktoś przeżył swoje życie tak jak chciał. Jego punkt widzenia popierali także inni mistrzowie: sir Jackie Stewart i Alain Prost. Pierwszy z nadmienionych bardzo przeżywał stratę innych czempionów: Jima Clarka, Jochena Rindta i Grahama Hilla.

Historia, którą wyreżyserowało… życie

„Ojciec chrzestny Formuły 1”, takie słowa Lewisa Hamiltona przytoczył Toto Wolff, szef Mercedesa. Są one w punkt! Dały bowiem sporo do myślenia. Juan Manuel Fangio po prostu miał być człowiekiem, który pojawi się w Formule 1 w odpowiednim czasie. Wypadło akurat na początki istnienia serii. Jego historia pozwalała pisać kolejne rozdziały, ponieważ wielu zawodników poszło w jego ślady mimo przeciwności losu.

W 1948 roku poważny wypadek podczas wyścigu drogowego do Limy wykluczył go ze startów na jakiś czas. Najtrudniejszy dla zawodnika okazał się jednak ból z powodu straty przyjaciela-pilota, Urutti. Od tamtej pory każdy sukces Argentyńczyk dedykował jemu i do końca obwiniał się za swój błąd na trasie. Szacunek do daru, jakim niewątpliwie jest życie doprowadził go tak daleko!

Pierwszy bolid Argentyńczyka

Podczas pobytu w Europie stracił on kolejnego przyjaciela. Tym razem zmarł Benotti Varzi, który pomagał osobom z Argentyny zaistnieć w motorsporcie. Włoch gościł ich w swoim domu oraz użyczał pomieszczenia gospodarcze na rzecz funkcjonowania warsztatu. Pierwszy bolid skręcony tam po jego śmierci został nazwany „Achille Varzi”. Właśnie dzięki dobrym ludziom na swojej drodze wszyscy byli traktowani przez Fangio równo i po partnersku.

początki Fangio w Argentynie

Doświadczenia przywiezione do Europy ze startów m.in. w Turismo Carratera (od 1938 r.) sprawiały, że wzbudzał on duży szacunek wśród współpracowników. Nawet Ermanno Cozza, jego były mechanik z Maserati, wspominał w dokumencie o jego niesamowitej wręcz wiedzy o samochodzie. Za to szanowali go także rywale i późniejsi adepci sportu.

W jednym z artykułów przybliżaliśmy wam to, jak napisał się pierwszy rozdział F1. Wtedy także sporo uwagi poświęciliśmy Juanowi Manuelowi Fangio, który podobnie jak wielu innych zaczynał od „lokalnych” Grand Prix.

Ocena dokumentu „Fangio: człowiek, który poskromił maszyny”

W serwisie FilmWeb dokument „Fangio: człowiek, który poskromił maszyny” uzyskał 7,2/10 gwiazdek. Jest to wysoka ocena, która jeszcze będzie się zmieniała, ponieważ od premiery nie minęły jeszcze nawet dwa tygodnie. Moim zdaniem produkcja zasługuje na wysoką notę. W skali 1-10 przyznałbym DZIEWIĄTKĘ!

Ogromnie cieszyło mnie, że symbolicznie z pomocą bratanka bohatera odwzorowano przejazd czempiona w jednym z jego pierwszych bolidów. Za to chapeau bas dla ludzi z Netflixa! Bardzo dobrym posunięciem było umieszczenie wypowiedzi ekspertów, przyjaciół, członków rodziny itd. Także archiwalne nagrania wzbogacały przekaz. Miałem jednak wrażenie, że mogłoby ich być więcej i stąd ten mały niedosyt, który nie pozwolił mi dać DYCHY!

Godne polecenia: historia Fangio w skrócie video

Oficjalny zwiastun filmu „Fangio: człowiek, który poskromił maszyny” (ang. „A Life of Speed: The Juan Manuel Fangio Story”)

https://www.youtube.com/watch?v=F1vm_qMDn-I

Oceń nasz artykuł!
Reklama