Warto podkreślić, że Alexander Albon w sezonie 2019 miał najmniejsze doświadczenie w stawce. Taj przed pierwszym dniem filmowym z Toro Rosso nie miał okazji jeździć bolidem F1. Postanowił on uczyć się jak najwięcej o samochodzie, aby przyspieszyć proces nauki i aklimatyzacji. Jak się okazało szybko udało mu się zadziwiać świat. Już w pierwszej połowie debiutanckiego sezonu potrafił przebijać się przez stawkę po starcie z alei serwisowej. Reprezentował dość spokojny styl jazdy, ale jednocześnie nie bał się atakować w kluczowym momentach zawodów.
W międzyczasie Pierre Gasly rozczarowywał w Red Bullu i szefostwo austriackiego zespołu na poważnie brało zastąpienie go. Na szansę „odkupienia” liczył Daniil Kvyat, który wywalczył dość szczęśliwie podium w GP Niemiec. Rosjanin skorzystał na zamieszaniu i dobrej strategii, jednak przez większość zawodów zdecydowanie lepiej radził sobie jego zespołowy kolega. Taj skończył wówczas na 6. pozycji i o mało co nie odpadłby z rywalizacji przez agresywny manewr wspomnianego Francuza. Kolejna potyczka Gasly’ego zakończona fiaskiem nie mogła przejść obojętnie. Tydzień później, w trakcie GP Węgier męczył się on także niemiłosiernie w walce z kierowcami ze środka stawki.
Ryzyko się opłaciło
Wiadomo było, że stajnia z Milton Keynes musi coś zrobić. Christian Horner i dr Helmut Marko wiedzieli jak wiele tracą w klasyfikacji konstruktorów względem konkurentów, Mercedesa i Ferrari. Wówczas w ich głowie zrodził się pomysł powtórzenia zabiegu z 2016 roku, gdy to zamieniono miejscami Kvyata i Verstappena. Tym razem ryzyko było większe, ponieważ Albon nie miał za sobą nawet pełnego sezonu w F1. Mimo to, nie rozczarował i wykazał się dojrzałością. Debiut w seniorskiej ekipie podczas GP Belgii dostarczył wielu skrajnych emocji, począwszy od straty przyjaciela (Anthoine’a Huberta), startu z końca stawki przez wymianę podzespołów i finisz na 5. pozycji.
– Moja strona garażu jest stosunkowo nowa. To związek, który wymaga ciągłego budowania. Minęło zaledwie sześć lub siedem miesięcy, kiedy byliśmy razem. Tak więc, wciąż się uczymy, wciąż jestem nowy – powiedział kierowca Red Bull Racing na łamach F1.com.
Tajski kierowca przeszedł po sezonie 2019 przez analizę swoich wyników i osiągów. Wraz z zespołem udało się wyznaczyć cele i kroki, jakie należy wykonać do ich realizacji. Przede wszystkim, Alexander Albon musi być bliżej Maxa Verstappena. Obaj kierowcy byli blisko tak naprawdę tylko podczas wyścigu o GP Brazylii. 24-latek tylko raz – w trakcie kwalifikacji do GP Japonii – był bliski pokonania Holendra. Red Bull wymaga od swoich zawodników, aby prezentowali stałe i zarazem porównywalne tempo. Po części okazji było niewiele, ponieważ wraz z początkiem współpracy z ubiegłorocznym debiutantem przytrafiały się kary lub nieprzewidziane zwroty akcji.
Na pewno największe rozczarowanie towarzyszyło wszystkim podczas wyścigu na torze Interlagos. Gdyby nie uderzenie Hamiltona w tył bolidu Albona, Taj miałby swoje pierwsze podium w karierze. Być może także przyczyniłby się do dubletu. W wyniku kolizji nie udało się także zakończyć sezonu w pierwszej szóstce.
„Wiem, co robić”
– Usiedliśmy razem i opracowaliśmy obszary, nad którymi muszę popracować. Ustaliliśmy, gdzie chcemy realizować nasze cele, które są nam wszystkim jasne. To naprawdę dobrze. Wiem, nad czym muszę pracować. Rozumiemy, co robić i jak najlepiej wykorzystać sytuację. Mamy kilka pomysłów na to, w co musimy wycelować. Wszystko po to, abyśmy ja i mój samochód znaleźli się w lepszym oknie pracy – podsumował 24-latek.
Takie podejście ma pomóc Alexandrowi Albonowi w odkryciu dodatkowego potencjału. Wszystkim zależy, aby wyraźnie przyspieszył i tym samym mógł regularnie walczyć z konkurentami z Ferrari i Mercedesa. Red Bull dostrzegł w nim olbrzymi potencjał. Jeśli Taj poczyni szybkie postępy, to będzie mógł liczyć na świetną karierę. Nawet, gdyby trudno było mu stać się liderem stajni z Milton Keynes, a prezentowałby świetne osiągi, chrapkę na niego mogliby mieć konkurenci.