Brytyjczyk jest związany ze swoją ekipą od początku jej powstania, czyli od 2005 roku. Przez ten okres wiele się nauczył i nie chciałby powrotu niektórych starych demonów, które były za czasów startów duetu Vettel-Webber. 46-latek oczywiście pamięta dobrze owocne lata, gdy razem z niemieckim kierowcą sięgali po cztery mistrzostwa świata z rzędu w latach 2010-2013. Jednak teraz, przynajmniej do 2023 r. gwiazdą zespołu jest i będzie Max Verstappen. Red Bull świetnie zdaje sobie sprawę, że nie udałoby im się znaleźć w Sebastianie Vettelu kompana, który pomagałby młodszemu koledze.
– Mamy umowę z Verstappen na kilka lat, a Alex [Albon – przyp. red.] ma się obecnie bardzo dobrze. Atmosfera w zespole jest teraz bardzo dobra – przekonywał Christian Horner na łamach Sky Sports. Jego słowa poparł dr Helmut Marko. – Red Bull nie chce dwóch przeciwników. Nie możemy sobie pozwolić na dwie najlepsze gwiazdy.
„Samiec alfa” – domena obecnych i potencjalnych mistrzów
Kiedyś wydawać mogłoby się, że może kiedyś właśnie Red Bull znów przygarnąłby swojego utytułowanego wychowanka pod swoje skrzydła. Jednak, gdy nie byli w stanie wrócić na szczyt i zrobić mistrza z Daniela Ricciardo, zaraz na horyzoncie pojawił się Max Verstappen. 22-latek ma papiery na MŚ i teoretycznie nie jest mu potrzebny aż taki samochód, który dawałby mu ogromną przewagę nad rywalami. Wystarczyłoby, że byliby blisko Mercedesa, a reprezentant Niderlandii zrobi różnicę. Dlatego nie muszą już liczyć na powrót starego układu, który zadziałał w latach 2010-2013.
– Historia nauczyła nas, że dwóch samców alfa w zespole nie jest dobre. Sebastian jest bardzo konkurencyjnym kierowcą. I myślę, że ze względu na Verstappena nie jest najlepszym rozwiązaniem dla zespołu. Nie sądzę, aby to dało naszemu zespołowi wiele, jeśli będziemy mieć dwóch samców alfa jako kierowców. Jesteśmy bardzo zadowoleni z obecnych, których mamy – dodał szef Red Bull Racing.
Jak nie Red Bull, to kto?
Alexander Albon wykorzystał w zeszłym roku swoją szansę, dlatego dostał kolejną na sezon 2020. Jeśli i tym razem nie zawiedzie, raczej mało prawdopodobne, aby ktoś zajął jego miejsce. Dlatego Sebastian Vettel, jeśli myśli jeszcze o pozostaniu w czołówce, musiałby skupić się na tym, co się wydarzy w Mercedesie. Z jednej strony Valtteri Bottas sprawdza się w swojej roli. Chociaż jeśli Fin zjechałby z formą jak w 2018 roku, to byłaby nadzieja.
Kolejnym scenariuszem-okazją byłoby odejście Lewisa Hamiltona do Ferrari lub z F1. Jednak Brytyjczyk powinien mieć chrapkę na 8 tytułów MŚ – to raz. Sześciokrotny czempion dostał też ofertę startów w Scuderii od Johna Elkanna, prezesa FCA. Jednak te pogłoski w końcu mogą nie mieć znaczenia, gdy Włosi potwierdzą Carlosa Sainza. Wówczas Vettel mógłby być wykorzystany do odbudowywania McLarena, który coraz ściślej zaczynałby współpracować z Mercedesem. Możliwe jest też związanie się z Renault, ale wątpliwe, aby przy ich obecnej polityce, Niemiec brał tę ofertę pod uwagę.