Przypomnijmy, że w sezonie 2008 faworytami byli Ferrari i McLaren. Rok wcześniej tylko zawodnicy tych ekip byli w stanie walczyć o zwycięstwa. Jednak okazało się, że do tej dwójki było w stanie doszlusować BMW Sauber. Swoje okazje na dobre wyniki wykorzystywały jeszcze Renault, Toyota czy Williams. Nie można było narzekać na brak różnorodności. Kibice mogli czuć się usatysfakcjonowani. Robert Kubica wyróżniał się na tle rywali, ponieważ zaliczył niezłą pierwszą część sezonu. Na chwilę, po triumfie w Kanadzie, był nawet liderem MŚ.
Polak świetnie wykorzystywał błędy i problemy rywali, tj. Lewis Hamilton, Felipe Massa czy Kimi Raikkonen. Nick Heidfeld i Heikki Kovalainen mieli problem z wykorzystaniem potencjału bolidów. Wydawało się, że BMW postawi na naszego rodaka i postanowi walczyć o mistrzostwo świata. Niestety po 7. rundzie sezonu postanowili w pełni skupić się na rozwoju maszyny na 2009 rok. Inżynierowie widzieli większą szansę w odniesieniu sukcesu nieco później, dzięki wcześniejszemu rozpoczęciu prac od McLarena i Ferrari.
Szansa miała nadejść, ale nie nadeszła
Okazało się jednak, że sezon 2009 był totalną klapą, a bolid stwarzał masę problemów. Największe były z KERS-em, w którym pokładano duże nadzieje, przez co w trakcie wielu rund go zdemontowano. O dziwo początek nie zwiastował katastrofy. Robert Kubica w Australii walczył o podium (niektórzy nawet upatrują szansy na triumf). Polak padł wówczas ofiarą Sebastiana Vettela, który doprowadził do kolizji, broniąc 2. lokaty. Wszyscy mieli nadzieję, że nasz rodak odkuje się i będzie walczył, ale rzeczywistość była inna. Osiągi i zawodność pakietu doprowadzały do frustracji, a sytuację odmienił lekko pakiet poprawek przygotowany na GP Belgii.
Ostatecznie polski kierowca zdobył jedno podium, podczas GP Brazylii. Jednocześnie jest to ostatni dobry wynik BMW w Formule 1, ponieważ niemiecki producent po sezonie 2009 wycofał się. Wielu ekspertów sądzi, że zrobili to zbyt wcześnie. Na pewno na decyzji odbiły się wyniki oraz skutki kryzysu ekonomicznego. Z perspektywy czasu można zauważyć, że marka z Monachium miała swoją jedyną szansę na mistrzostwo świata z zespołem fabrycznym właśnie w 2008 roku.
– Nie mieliśmy najszybszego samochodu, to fakt. Zwykle najszybszy samochód wygrałby mistrzostwo, ale nie w tym przypadku. Jakoś zawsze udało nam się wykorzystać błędy innych, więc prowadziliśmy w mistrzostwach, nie będąc najszybsi. Myślę, że rok 2008 był jedynym rokiem, w którym mogłem walczyć o mistrzostwo – powiedział Robert Kubica.
– Ferrari i McLaren byli silniejsi niż pozostali, ale mieli problemy techniczne i popełniali błędy. To sprawiło, że stałem na czele mistrzostw, nie prowadząc najszybszego samochodu. Pamiętam, że zacząłem szósty na Fuji i po 1. okrążeniu byłem na pierwszym miejscu, w końcu zająłem drugie miejsce. Jestem jednak pewien, że gdybym miał hamulce, które testowałem trzy miesiące wcześniej, wygralibyśmy ten wyścig – powiedział Polak. Triumfatorem GP Japonii był wówczas Fernando Alonso, który nie liczył się w walce o tytuł.
Mimo wszystko warto docenić, co było…
Ostatecznie o tytuł w sezonie 2008 do ostatnich metrów walczyli Lewis Hamilton i Felipe Massa. Zwycięsko z pojedynku wyszedł Brytyjczyk. Nasz rodak uzbierał o 23 punkty mniej od czempiona i zajął 4. miejsce w „generalce”. Polak miał tyle samo punktów, co Kimi Raikkonen (75), ale miał jeden triumf mniej. W ten sposób wymknęła się szansa na wyróżnienie podczas Gali FIA.
– Mam dokładnie taki sam pogląd jak 12 lat temu, ponieważ w końcu byłem zaangażowany. Byłem w sytuacji, gdy niestety czułem, że może to być nasza jedyna szansa na walkę [o mistrzostwo – przyp. red.]. Musisz wykorzystać swoje możliwości, ponieważ w życiu nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz drugą szansę. Po 10 latach spotkałem niektórych mechaników, którzy byli ze mną i mieli dokładnie taki sam pogląd. I żałują, bo w końcu nie dostaliśmy kolejnej szansy. Nadal żałuję tego, ale czuję, że miałem szczęście być na tej pozycji. Jest wielu utalentowanych kierowców, którzy nigdy nie mieli takiej szansy – dodał 35-latek.