Na pewno trudno nie zgodzić się z legendarnym włoskim inżynierem. Miał on okazję współpracować z Niki Laudą, który był dość trudnym i wymagającym zawodnikiem. Według niego kierowca Ferrari powinien zawsze otrzymywać to, czego potrzebuje. Sam też popierał zmianę filozofii przy projektowaniu bolidów F1, co owocowało sukcesami. W końcu Lauda udowodnił swoją rację zdobywając tytuły w latach 1975 i 1977. Na pewno przyjaciel Enzo Ferrariego miał duży kredyt zaufania w zespole i potrafił bronić kierowców.
Nic dziwnego, że wziął w obronę Sebastiana Vettela. 85-latek sporo w F1 widział i rozumie, jaką w tym sporcie rolę odgrywa polityka. Mimo wszystko według niego dawniej w Ferrari nikt tak by nie traktował swojego zawodnika.
– Jestem pewien, że Enzo Ferrari potraktowałby Sebastiana Vettela inaczej. Zdecydowanie Sebastian zasługuje na dużo większy szacunek – przyznał Mauro Forghieri na łamach Quotidiano.
Scuderia Ferrari zapomina o deklaracjach?
Na łamach F1-Insider.com ukazała się kiedyś wypowiedź Piero Ferrari już po ogłoszeniu zatrudnienia Sebastiana Vettela w 2014 roku. Syn założyciela Ferrari pokładał spore nadzieje i wierzył w sukces czterokrotnego mistrza świata w czerwonych barwach. Ostatecznie nadzieje się nie ziściły w rzeczywistości.
– Jestem naprawdę optymistą i mam nadzieję, że możemy dać mu konkurencyjny samochód. Jeśli nie wygra, to nie on jest winien. Znak zapytania jest tylko przy naszym sprzęcie – podkreślał przed laty Włoch.
Wielu zapomniało o tych słowach. Gdy przed startem sezonu 2020 stało się jasne, że Sebastian Vettel nie pozostanie w Maranello na kolejne lata zaczęły się dziwne rzeczy. Niemiec przestał być traktowany poważnie w zespole i stracił wsparcie personelu. Wszystko zaczęło się psuć, gdy w trakcie wywiadów w padoku podczas GP Austrii były kierowca Red Bulla podkreślał, że to nie on zerwał współpracę.
Później można było dostrzec, że jego egzemplarz SF1000 prezentuje się gorzej od tego w garażu Charlesa Leclerca. Tłumaczenia były różne. Na GP Hiszpanii Niemiec doczekał się nowego podwozia i było już trochę lepiej. Jednak w samym wyścigu doszło do napiętej sytuacji z inżynierem wyścigowym. Vettel nie rozumiał, dlaczego zespół wcześniej nie dał mu znać czego od niego oczekuje, a potem zaczął wymagać stintu 36 okrążeń na miękkich oponach.
Mauro Forghieri postanowił wziąć w obronę czterokrotnego mistrza świata. Jako doświadczony inżynier przeczuwał, że coś musi być nie tak. Przestało mu się także podobać, jak Scuderia Ferrari zaczęła traktować go obojętnie.
– Masz problem z ludźmi. Nie brakuje im pieniędzy. Muszą jednak jak najszybciej ulepszyć swoje struktury techniczne. Binotto odgrywa bardzo delikatną rolę. Wiem to z własnego doświadczenia. Bycie szefem zespołu w Ferrari jest niezwykle trudne. Presja jest ogromna, Ferrari nigdy niczego nie zapomina. Binotto musi teraz otoczyć się odpowiednimi ludźmi, aby wykorzystać istniejący potencjał – dodał przyjaciel Enzo Ferrariego.
Przyjaciel Enzo Ferrariego o obecnej sytuacji: Problem leży w zasobach ludzkich
Niewątpliwie największą wadą konstrukcji SF1000 jest obecnie układ napędowy. Kierowcy cierpią na spore niedostatki mocy i straty na prostych. Silnik Ferrari może być nawet o 80 KM słabszy niż motor Mercedesa, a to już przepaść. Taki spadek w kwestii osiągów jednostki napędowej najprawdopodobniej wynika z przymusu FIA, której delegaci po czasie zorientowali się, jak Scuderia manipuluje odczytami z czujników. Mimo wszystko były inżynier Ferrari widzi przyczynę nie tylko w sercu bolidu. – Samochód ma również słabe punkty w innych obszarach.
Charles Leclerc zaliczył bardzo udaną kampanię w 2019 roku. Jego debiut w Ferrari był świetny. W pierwszym sezonie pokonał ówczesnego lidera zespołu, zdobył najwięcej PP i wygrał dwie rundy. Niestety jego nadzieje na walkę o MŚ prysły już w trakcie przedsezonowych testów. Mimo to Monakijczyk pokazał, że w odpowiednich okolicznościach jest w grze. Na inaugurację w GP Austrii zajął drugie miejsce, w GP Wielkiej Brytanii był trzeci, a GP 70-lecia zakończył jako czwarty.
Przyjaciel Enzo Ferrariego bardzo liczy na to, że stajnia z Maranello da się rozwinąć 22-latkowi. Według niego nie wolni im obciążać go zbyt dużą presją. Nie może być tak, że Scuderia obwini go za brak sukcesów, podobnie jak czyniła to z Alonso i Vettelem.
– Leclerc jest bardzo utalentowany, ale także bardzo młody. Ferrari nie powinno teraz obciążać go taką odpowiedzialnością – zakończył Mauro Forghieri.
Warto w ramach ciekawostki podkreślić, że 85-latek był prekursorem pojawienia się tylnych skrzydeł w F1. Wydarzenie to przypadło na GP Belgii 1968. Już w 1964 poprowadził Ferrari i Johna Surtessa po mistrzostwo, a od sezonu 1970 udoskonalał udaną konstrukcję 312. Odpowiadał też za pierwszy turbodoładowany silnik Ferrari. Po odejściu z Maranello stworzył wolnossącą jednostkę Lamborghini 3512 V12, która fani zapamiętają za dźwięk.