Enzo Ferrari już na początku swojej kariery w świecie motoryzacji stawiał na sporty motorowe. Stworzona przez niego stajnia wyścigowa położyła podwaliny pod to, co widzimy dzisiaj. Co czyni włoską markę tak wyjątkową? Przede wszystkim jej historia i unikatowość. Wielokrotnie ekipa z Maranello oddawała hołd – lub wyrażała manifest – danym wydarzeniom. Tak też od czasu do czasu powstawały różne malowania Scuderii Ferrari.
Żółte Ferrari za sprawą… Belgów. Pierwsze miejsce na liście pt. „Malowania Scuderii Ferrari”
W latach 50. i 60. ubiegłego wieku bolidy i kierowcy tworzyli często jedną całość pod względem identyfikacji wizualnej. Przeważnie zawodnik decydował się na starty w barwach narodowych. Głównie eksponowane było to w trakcie domowych rund. Belgowie na torze Spa-Francorschamps rywalizowali w jasnożółtych maszynach. Z najstarszych zdjęć udało nam się znaleźć ujęcie na Oliviera Gendebiena z 1958 roku. Belg prowadził żółte Ferrari 246 Dino, którym zajął wówczas 6. miejsce. Znacznie lepiej było parę lat później.
Jak żółty zapadł w pamięci Enzo?
Stajnia z Maranello zawsze ceniła u siebie czerwień i to w jej barwach startowała większa część zawodników. Czerwony samochód na czele wyścigu F1 był wymarzonym scenariuszem dla Enzo Ferrariego. Jak się okazało, raz musiał mieć nietęgą minę. Dlaczego? Olivier Gendebien w 1961 roku znów skorzystał z możliwości startu w żółtych barwach i tym razem przyniosło mu to szczęście. Po starcie z 3. pola udało mu się w trakcie zmagań wywalczyć prowadzenie. Jednak widok żółtego Ferrari 156 Sharknose na czele nie trwał zbyt długo, ponieważ dopadło go aż 3 zespołowych kolegów. Po stronie rywali był niepodważalny atut w postaci lepszego pakietu, głównie chodziło o mocniejszy silnik.
Ostatecznie na podium sklasyfikowano: Phila Hilla (późniejszego mistrz świata), Wofganga von Tripsa i Richiego Ginthera. Oliver Gendebien w ostatnim występie za sterami żółtego samochodu F1 w domowym Grand Prix był czwarty. Belg nie był tak bardzo kojarzony z królową sportów motorowych, za to większość kojarzyła go ze startów w 24h Le Mans (1958, 1960-1962). Można ocenić go jako dobrego kierowcę, którego charakteryzował płynny styl jazdy oraz zdolność doprowadzania samochodów do mety w kryzysowych momentach. W 1962 roku, czyli niewiele po GP Belgii 1961, zakończył karierę w wieku 38 lat. Na taką decyzję nacisk kładła jego żona, która uważała motorsport za niebezpieczny.
#Ferrari 156 #F1 Sharknose 1961 Drivers and Manufacturers Champs winner @RacingARTmag @DRIVETRIBES @Kenneth01742214 @LienhardRacing pic.twitter.com/Y8liXD2EuA
— George Ivanov (@Canny_George1) December 22, 2016
Czas na… szczęśliwy niebieski
John Surtess był jedynym kierowcą, który przypieczętował tytuł mistrza świata w F1 w Ferrari, które nie było… czerwone. Tym razem nie chodziło o narodowe barwy przygotowane z myślą o domowym Grand Prix zawodnika. Właściciel stajni z Maranello był skonfliktowany z FIA i ACI (Włoską Federacją Sportów Motorowych) od 1962 roku. Enzo Ferrari kochał wyścigi i dlatego poza F1 zależało mu na sukcesach w World Sportscar Championship. Niestety zmodyfikowany model 250 GTO – przystosowywany do WSC – nie przeszedł homologacji.
W dodatku we Włoszech istniał przepis dot. 100 sztuk wyprodukowanych drogowych egzemplarzy przed zgłoszeniem konstrukcji do startów w zawodach. Według legendy Ferrari w tamtym okresie zdołało stworzyć zaledwie jedną sztukę lub dwa egzemplarze. Przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Samochodowej mieli dać się przekonać i dać Czerwonym zielone światło. Jednakże po wizycie FIA w Maranello okazało się, że Ferrari nieco podkręcała swoją wersję, donosząc, że tak naprawdę więcej egzemplarzy 250 GTO poszło „w świat”.
Duma włoskiego konstruktora została mocno dotknięta
Niestety później prototyp 250 LM z lat 1964-1965 też nie otrzymał przez to pozwolenia na rywalizację w zawodach, a Włosi musieli „na siłę” produkować 100 egzemplarzy, z czego nie byli zadowoleni. Oliwy do ognia dolało ACI, które nie poparło rodaków i tak zrodziła się chwilowa „niechęć” do czerwieni. Ostatecznie Ferrari 250 LM ominęło w 1964 roku zmagania Daytona Continental, ale już w Sebring w marcu na starcie było obecne jedno 250 LM w klasie P3.0. Co najmniej jedno wystartowało łącznie w ośmiu wyścigach WSC w tamtym sezonie.
Enzo Ferrari był rzekomo tak wściekły, że chciał zerwać wszystkie więzi łączące jego markę z Włochami. Malowania Scuderii Ferrari miały być już zupełnie inne. Poniekąd to się wydarzyło, ale tylko na 2 rundy MŚ. Sezon 1964 był udany dla bolidów z Maranello i głupio było rezygnować z pozytywnego zakończenia. Legendarny Włoch, aby potwierdzić swoje słowa, oddał licencję na starty w F1 konkurencji. Wymóg był jeden „macie wystawić moich kierowców”.
Deal się udał!
John Surtess i Lorenzo Bandini zostali kierowcami ekipy NART (ang. North American Racing Team). Amerykański zespół miał obsłużyć model 158 i przemalować go w inne barwy. Luigi Chinetti – importer Prancing Horse (czyli Ferrari) na terenie Ameryki Północnej i szef NART – znalazł rozwiązanie.
Tak też ówczesny wielokrotny mistrz motocyklowych MŚ miał wystartować w niebiesko-białym malowaniu. Barwy miały zachowane logo Scuderii Ferrari i jednocześnie nawiązywały do „amerykańskiego snu”. Przedostatnie zmagania sezonu 1964 to GP Stanów Zjednoczonych na Watkins Glen – właśnie wtedy zadebiutowało „niebieskie Ferrari”. John Surtess zajął 2. miejsce, ulegając jedynie Grahamowi Hillowi z BRM. Obaj zawodnicy walczyli o mistrzowską koronę z Jimem Clarkiem.
Rywalizacja wyżej wspomnianej trójki rozstrzygnęła się w Meksyku, gdzie górą był Surtess. Brytyjczyk pokonał swoich rodaków, dzięki 2. lokacie (za Danem Gurneyem z Brabhama). Liderem przed ostatnim wyścigiem był Hill, który miał zapas 5 „oczek” nad Surtessem, ale ostatecznie 11. lokata pozbawiła go szans na tytuł. Clark za to był piąty, ale jego szanse na tytuł były wtedy właściwie tylko matematyczne. Ostatecznie szczęśliwe zakończenie dla Johna Surtessa pozwoliło napisać piękny rozdział w historii motorsportu. Brytyjczyk jako jedyny do dziś może się pochwalić MŚ w F1 oraz Motocyklowych Mistrzostwach Świata (MotoGP). Wydaje się, że to się długo nie zmieni.
Czarne Ferrari, ale tylko na testach
Malowania Scuderii Ferrari zazwyczaj były zmieniane przy szczególnych okazjach. Klasyczna czerwień przechodziła modyfikacje podczas wyścigów Grand Prix. Zespół obchodził już swoje 90-lecie w motorsporcie, ponieważ Enzo Ferrari założył stajnię wyścigową już w 1929 roku. Jednakże oficjalnie Włosi w 2017 roku na torze Monza obchodzili 70-lecie swoich startów w Grand Prix, które liczą od 1947 roku. Wówczas nie było jeszcze MŚ Formuły 1, ponieważ te zainaugurowano dopiero w 1950 roku. Nic dziwnego, że w Maranello dba się o tradycje. Jednakże czasem nie decydowano się na klasyczne podejście.
You can no longer wait!
Fiorano Test Car
1998 – Ferrari F300 (Carbon fiber)#KeepFightingMichael pic.twitter.com/XxjxNNmLCO— Michael Schumacher (@_MSchumacher) June 28, 2017
Dobry przykład to testy na torze Fiorano w 1998 roku. Wówczas Michael Schumacher testował model F300 w czarnych barwach. Paparazzi z różnych stron próbowali otoczyć prywatny obiekt Ferrari, ale ich zdjęcia czarnego bolidu nie dawały zbyt wiele odpowiedzi. W ten sposób stajnia z Maranello zakamuflowała wiele rozwiązań technicznych.
GP Belgii 1999, czyli Ferrari reklamuje… F1
Podczas weekendu F1 na torze Spa-Francorschamps w 1999 roku Ferrari nie dostało zgodę na reklamę Marlboro. Reklamy wyrobów tytoniowych w zawodach sportowych w Belgii były uznane za nielegalne. Dlatego w porozumieniu z głównym sponsorem zdecydowano się na pewien kompromis. Przez to malowania Scuderii Ferrari mają w swojej historii reklamę królowej sportów motorowych. Emblematy, logotypy F1 były obecne w wielu partiach bolidu F399.
Ik was het alweer vergeten, maar Ferrari heeft al eerder de livery plots gewijzigd nav klachten over de sigaretten reclame. Zoals in Spa Francorchamps 1999. Toen werd het Marlboro logo vervangen voor het Formule 1 logo. #Ferrari #BelgianGP #F1 #Formule1 #MissionWinnow pic.twitter.com/JseOs5YdWy
— Meindert Acda (@MeindertAcda) March 13, 2019
Eddie Irvine i Mika Salo (zastępujący Michaela Schumachera) ścigali się czerwonymi bolidami, dodatkowo podkreślając, że są… w Formule 1. Zabieg był niezwykle dziwny i przeszedł do historii sportu.
Czarny nos x2
Atak na World Trade Center – 2001
11 września 2001 roku w Stanach Zjednoczonych doszło do ataku na World Trade Center. Zaledwie 5 dni po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Nowym Jorku, rozgrywano GP Włoch. Scuderia Ferrari zdecydowała się dokonać zmian w malowaniach bolidów Michaela Schumachera i Rubensa Barrichello. Stajnia z Maranello w porozumieniu ze swoimi sponsorami usunęła wszystkie loga, dzięki czemu na nadwoziu ostała się czysta czerwień. Ostatecznie wzbogacono ją, dodając czerń na nosie na znak światowej żałoby. Zmagania nie zakończyły się triumfem Włochów, ponieważ lepszy był Juan Pablo Montoya z Williamsa.
Drugi raz malowania Scuderii Ferrari z czarnym nosem pojawiły się niespełna 4 lata później
2 kwietnia 2005 roku zmarł papież Jan Paweł II. Większość z nas pamięta ten smutny dzień i żałobę narodową spowodowaną utratą wielkiego Polaka. Niektórzy kojarzą też historię z lat 80-tych, gdy to Enzo Ferrari podarował jeden ze swoich samochodów Karolowi Wojtyle na tzw. papamobil. Nic dziwnego, że właśnie włoska Scuderia Ferrari była tak bardzo dotknięta śmiercią papieża. W GP Bahrajnu 2005 czerwone bolidy znów miały nosy pomalowane na czarno na znak żałoby.
2005 BAHRAIN 🇧🇭
Ferrari turned up with their new F2005 chassis & a black nose in respects to Pope John Paul II’s death.
Michael Schumacher pursued Fernando Alonso for the lead, only for his hydraulics to fail on lap 13. Rubens Barrichello took P9 (+1 lap) #F1 pic.twitter.com/VkXYrXHBIp
— F1 in the 2000s (@CrystalRacing) April 3, 2019
Zmagania na torze Sakhir nie były dla ekipy z Maranello udane, ponieważ Rubens Barrichello był dopiero dziewiąty, a Michael Schumacher odpadł przed awarię po stronie hydrauliki. Małym plusem był fakt, że Niemiec do czasu odpadnięcia naciskał na lidera, Fernando Alonso z Renault.
800. Grand Prix, czyli GP Turcji 2010
Przeszło 10 lat temu wraz z Ferrari wspominaliśmy ich najlepsze występy w F1. Jak się okazuje, w 2020 roku niewiele się zmieniło, ponieważ wciąż ostatnim czempionem w ich barwach pozostaje Kimi Raikkonen (2007). Stajnia z Maranello nie może przełamać niemocy. Poniekąd do okolicznościowych GP Włosi nie mają szczęścia. W GP Turcji 2010 nie odegrali ważnej roli i bardziej walczyli o pozycje pod koniec punktowanej dziesiątki. Mimo wszystko emblemat z napisem 800. Grand Prix na pokrywie silnika został w pamięci kibiców. Sam sezon 2010 nie był taki zły, ponieważ Fernando Alonso walczył wtedy o tytuł MŚ.
70th Anniversary. Kolejne z niewielkimi modyfikacjami na liście pt. „Malowania Scuderii Ferrari”
GP Włoch w 2017 roku dostarczyło Scuderii Ferrari kolejną okazję do świętowania. Tym razem Włosi cieszyli się z 70-lecia uczestnictwa w Grand Prix jako pełny konstruktor. W 1947 roku oficjalnie powstała marka Ferrari, produkująca samochody sportowe. Po II wojnie światowej rozgrywano już pierwsze wyścigi Grand Prix, które były zwiastunem narodzin F1. Dlatego dla zespołu z Maranello tak ważne było upamiętnienie bogatej historii w motorsporcie i nie tylko.
Z okazji 70. urodzin do listy „malowania Scuderii Ferrari” dołączyło te z klasyczną czerwienią i dodatkiem 70th Anniversary (1947-2017) na pokrywie silnika. Ostatecznie występ na torze Monza nie był piorunujący. Sebastian Vettel dowiózł 3. miejsce, ale to było wszystko na co było stać bolid Ferrari. W GP Włoch 2017 lepsze okazały się Mercedesy.
1000.Grand Prix, czyli GP Toskanii 2020. Koniec listy „malowania Scuderii Ferrari”
Jak do tej pory tegoroczne zmagania na torze Mugello są ostatnimi, w których to doszło do większych zmian w Ferrari. Włosi zdecydowali się na ekspozycję ciemnej czerwieni, która miała nawiązać do pierwszych lat istnienia SF. W końcu ekipa z Maranello powstała w oparciu o doświadczenia Enzo Ferrariego z Fiatem i Alfą Romeo. Pierwsze samochody Ferrari, które brały udział w wyścigach miały nieco inny czerwony niż obecnie. Jednak nie trzeba cofać się do lat 30-tych. Wystarczy, że już w 50-tych bolidy z rumakiem na karoserii miały klasyczną „wręcz bordową” odmianę czerwonego koloru.
Scuderia Ferrari jest jedynym zespołem, który uczestniczy w Formule 1 od pierwszego sezonu, czyli od 1950 roku. Czekali przeszło 70 lat na przekroczenie 1000 występów. Niewątpliwie, największe szanse na osiągnięcie tej liczby mają McLaren i Williams – pod warunkiem, że przetrwają jeszcze wiele sezonów. Wówczas też bylibyśmy światkami dużego wydarzenia.
Niestety w przypadku Ferrari 1000. GP nie było dla nich szczęśliwe. Charles Leclerc w początkowej fazie GP Toskanii liczył się w walce o podium, ale później tracił kolejne pozycje. Mimo wszystko krwista czerwień i złoty napis 1000 na pokrywie silnika zostaną zapamiętane na długo.