Krótka historia bohatera wywiadu
Seweryn Kubacki urodził się w 1978 roku. Bohater naszego wywiadu pochodzi z Legnicy i jest absolwentem Politechniki Wrocławskiej na kierunku Mechanika i Budowa Maszyn. „Sev” ukończył studia w 2001 roku i od tamtej pory jego życie się zmieniło. Wiele osób po tym kierunku pracuje w fabrykach samochodów czy przy obsłudze zespołów wyścigowych. W przypadku legniczanina było inaczej, ponieważ w 2002 roku zaczął zajmować się wycenami pojazdów. Najpierw w firmie Warta, a następnie zaczął pracować w Europejskim Funduszu Leasingowym SA we Wrocławiu, z którym jest związany po dziś dzień. Tam oprócz pojazdów do wyceny doszły mu jeszcze maszyny.
Także śmiało można stwierdzić, że wszystko wciąż kręci się u niego wokół maszyn. Poza pracą Kubackiego zawsze ciągnęło do rywalizacji, dlatego postanowił wziąć udział w różnych zawodach. Częściowo udało się nawet znaleźć kompromis – czyli mieć auto na zawody i jednocześnie jako „daily”. Później przerodziło się to w poważniejsze projekty, które dawały naszemu rozmówcy sporo satysfakcji. Pomyśleć, że Rajd Młodych we Wrocławiu dał początek pod zgłoszenie do… West Race Day. Wówczas Seweryn Kubacki dostał się do finału, podobnie później było w międzynarodowym evencie.
Co to jest West Race Day?
Otóż była to niegdyś impreza współorganizowana przez zespół McLaren i jego tytularnego sponsora, firmę West. Koncern tytoniowy był związany ze stajnią z Woking w latach 1997-2005. Od 2002 roku organizowano West Race Day, który miał wyłonić kandydatów do testu bolidu Formuły 1. W 2004 roku, kiedy podczas 3. WRD najlepszy okazał się Seweryn Kubacki, na czeski tor Brno przyjechało 6 zawodników. Obok naszego rodaka udział brali: Uros Repar (Słowenia), Alexander Kramarsky (Rosja), Martin Hak (Czechy), Esad Sijercic (Bośnia i Hercegowina) oraz Hsin-Hao Chris Chang (Chiny). Towarzyszyli im też ówcześnie kierowcy wyścigowi i testowi McLarena: Kimi Raikkonen, David Coulthard, Pedro de la Rosa czy Alexander Wurz.
Aby dojść do najważniejszego momentu, czyli testu bolidu F1, trzeba było wykazać się w kilku kategoriach. Najpierw na śmiałków czekały Mercedesy C36 AMG. To za ich sterami cała szóstka musiała rywalizować. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że czasem wyglądały niczym Safety Cary z F1. Jednak tutaj musielibyśmy mieć do czynienia z CLK55 AMG (2003) lub SLK55 (2004). Właściwie jazdy C36 AMG były niczym „niedzielna przejażdżka” w porównaniu do… Formuły Renault 2000.
To przesądziło o tym, że Seweryn Kubacki wygrał WRD
Właśnie za kółkiem FR2000 Seweryn Kubacki odnalazł się najlepiej, mimo że w przeszłości nie jeździł single-seaterami. Bardziej surowa i bezpośrednia maszyna z manualną skrzynią biegów pozwoliły naszemu rodakowi wyróżnić się na tle pozostałych uczestników. Dobra jazda i niezłe czasy okrążeń oznaczały, że był gotowy na przesiadkę do bolidu F1.
McLaren MP4-17D w 2003 roku pozwolił wygrać Kimiemu Raikkonenowi pierwszy wyścig F1 (GP Malezji) oraz zdobyć wicemistrzostwo. Iceman przegrał walkę o tytuł z „Schumim” zaledwie o 2 „oczka”. Także jazda „prawie” mistrzowskim samochodem F1 wywierała duże wrażenie. Jak z perspektywy czasu Seweryn Kubacki wspomina 3. edycję West Race Day? Wszak minęło już ponad 16 lat. Nasz bohater jest już po 40-stce, a w dniu testu miał 25 lat. Event był rozgrywany 3-5 września 2004 roku. Nie przedłużając… czas na wywiad!
Pierwsze przygody z motorsportem
W archiwalnych materiałach dot. twojej styczności z bolidem F1 można znaleźć wypowiedzi, w których wspominasz o spełnieniu największego marzenia. Jak więc wyglądała twoja przygoda z motorsportem?
– Śmiało mogę powiedzieć, że w zasadzie rozpocząłem przygodę z motorsportem z „grubej rury”. Faktycznie swoje pasje zacząłem realizować rok wcześniej w 2003 roku, od udziału w Rajdzie Młodych. Czyli już późno jak na mój wiek, ponieważ mając nie skończone jeszcze 25 lat zgłosiłem się w ostatniej chwili ponieważ limit wieku uczestników w tej imprezie to właśnie 25 lat. Eliminacje odbywały się we Wrocławiu, na terenie Akademii Wojsk Lądowych, piękna słoneczna kwietniowa pogoda. Peugeoty 206 1.1 z ręcznym bez zapadki, asfalt, co mogło pójść nie tak? Startowałem do próby finałowej mniej więcej jako piąty, a na horyzoncie zaczęły się zbierać chmury burzowe. Taki pech, że zaczęło lać akurat w momencie mojego startu.
Wielka szkoda, ale jak widać nie zatrzymało Cię to i próbowałeś dalej. Jak to się potoczyło dalej? I co skłoniło Cię do udziału w West Race Day?
– Do finału krajowego kwalifikowało się najlepszych 5 zawodników. Sam przejazd pomimo śliskiego asfaltu był całkiem niezły, ale na mecie-stop zabrakło mi może pół metra. 206 nie miał ABS-u i trąciłem na mecie końcowy pachołek za co dostałem +30 s kary. Wypadłem tym samym poza pierwszą piątkę, gdzieś w okolice 10. miejsca. Gdy odliczyłem karę, to czas netto, że tak go określę, dawał mi trzecią lokatę. Cóż drugiej szansy w kolejnej eliminacji za rok już nie miałem. W 2004 r. zacząłem szukać czegoś innego, zgłosiłem się do Asa Bezpiecznej Jazdy, eliminacje w Lubinie ku mojemu zaskoczeniu zakończyłem na pierwszym miejscu. Finał krajowy to była niestety porażka. Ale gdyby nie ten finał i ludzie których poznałem, nie zgłosiłbym się do West Race Day – co miałem do stracenia?
Doświadczenia ze światem F1
Jak wspominasz dzień zgłoszenia się do 3. edycji West Race Day?
– Zgłoszenie do WRD [West Race Day – przyp. red.] – z tego co pamiętam – musiało odbyć się jeszcze w „analogowy” sposób, listownie. Pamiętam, że po powrocie z Asa Bezpiecznej Jazdy miałem dosłownie kilka dni na zgłoszenie. Wypełniłem wysłałem, rozmowa telefoniczna i… dostałem się!
Jakie towarzyszyły Tobie odczucia podczas prowadzenia bolidu McLarena?
– Samo przebywanie w pobliżu bolidu F1 na wyciągnięcie ręki, takiego prawdziwego a nie atrap wystawianych w centrach handlowych, już powodowało lekki dreszczyk. Zajęcie miejsca w kokpicie, w sposób jaki oglądać mogłem tylko w TV, zaledwie na przymiarkę fotela już przyspieszało tętno. I to jeszcze przed rozstrzygnięciem zawodów. Chciałbym mieć możliwość określenia jakie faktycznie możliwości były tego bolidu, ale w stosunku do czego? Wtedy byłem przecież całkowitym nowicjuszem, brak doświadczenia i brak punktu odniesienia do czegokolwiek tej klasy.
Czułeś, że ta maszyna mogła dać pierwszy tytuł Kimiemu Raikkonenowi już w 2003 roku?
– Czy MP4-17D mógł dać Kimiemu mistrzostwo? Szczerze, to była świetna ewolucja przeciętnego w sumie MP4-17, która miała zastąpić całkowity niewypał jakim był MP4-18, wolniejszy chyba nawet od 17-tki. To, że Kimi był drugi na koniec sezonu to właściwie zasługa jego samego. Mistrzostwo było w zasięgu. Możliwości bolidu obrazowała pozycja DC [Davida Coultharda – przyp. red.] w klasyfikacji sezonu, więc możliwości kierowca-bolid porównałbym do dzisiejszej relacji w Red Bullu czy Ferrari, Max i Charles jeżdżą na limicie swoich możliwości i wyciskają co się da, a reszta? No cóż… Widać. Do indywidualnej oceny podam, że DC po imprezie w Brnie próbował pobić rekord toru. Nie udało mu się. Czy to oznacza że MP4-17D był za wolny?
Podczas przejazdów nowicjuszy w bolidach F1 zespół musi zachować szczególną ostrożność. Namiastkę można zobaczyć w video z testu Richarda Hammonda w Renault R25
Jaką najwyższą prędkość rozwinąłeś na torze w Brnie?
– Maksymalną prędkość osiągnąłem 236 albo 238 km/h, jakoś nie mogłem nigdy zapamiętać, dowiedziałem się po fakcie. Organizatorzy podali, że byłem „najszybszy z dotychczasowych uczestników”, ale czy mieli na myśli tylko prędkość maksymalną? Tego nie wiem. Ostrzeżony przez mechaników o możliwości zdalnego „wyciągnięcia wtyczki” w razie spinu, nie ryzykowałem więc późnego hamowania, starałem się jechać płynnie. Nie chodziło tu o prędkość, to była nagroda za wygraną rywalizację.
West Race Day umożliwiało też poznanie kierowców F1. Seweryn Kubacki otrzymał kombinezon od DC, a od KR puchar za zwycięstwo w 3. edycji WRD
Który z kierowców – Kimi Raikkonen, David Coulthard, Alexander Wurz czy Pedro de la Rosa – udzielał uczestnikom West Race Day 2004 najwięcej wskazówek? Może masz szczególne wspominki z rozmów z nimi, które zapadły Ci w pamięci?
– Podczas weekendu najwięcej okazji do krótkich wymian zdań mieliśmy z Pedro [de la Rosą – przyp. red.], ale jako takich uwag czy rad od nich [kierowców – przyp. red.] nie otrzymywaliśmy. Instruktarzem zajmowali się dwaj kierowcy Sascha Bert i… hmm, zapomniałem, nie pamiętam jak nazywał się ten drugi. Natomiast po przejażdżce McLarenem, David zapytał mnie o odczucia z prowadzenia, jak i o nierówności na torze. Zwróciłem uwagę, że balans raczej był ustawiony w kierunku bezpiecznej podsterowności, na co ku mojemu zaskoczeniu DC przytaknął. To był dla mnie moment niepewności ponieważ nie wiedziałem czy moje odczucia są właściwe, a okazało się, że chyba nie jest ze mną tak źle.
W okresie rozgrywania WRD w McLarenie jako mechanik pracował Marc „Elvis” Priestley. Brytyjczyk napisał książkę „Mechanik”. Czy miałeś może okazję go poznać?
– Nie miałem takiej okazji. Nawet nie wiem, czy był w Brnie. Nie sądzę.
Seweryn Kubacki: Po WRD nadal pragnąłem rywalizacji
Czy po wygranej rywalizacji o kokpit F1 w West Race Day myślałeś może jeszcze o rozpoczęciu kariery w seriach z bolidami jednomiejscowymi?
– Owszem… TAK, ale na myśleniu się skończyło. Za stary już byłem. 26-latek, bez doświadczenia, sponsorów, osiągnięć, dość spory fizycznie jak na ówczesną tendencję wśród kierowców. Po jakimś czasie już przestałem liczyć, że coś się zadzieje. Chciałem jeździć, ale z czym i gdzie? Na szczęście była ciekawa alternatywa, w tamtych czasach traktowana przez wielu ludzi z przymrużeniem oka. To simracing. Dla wielu postrzegany jako „gierka w rajdowe wyścigówki”, a faktycznie coś co w dzisiejszych czasach jest już stałym zapleczem treningowym profesjonalnych kierowców!
– Okazało się, że w Polsce jest świetna simracingowa liga – simracing.pl. Simracing budżetowo nadal był dużo tańszy niż upalanie Fiata 126p na KJS-ach, więc szlifowałem simracingowy wyścigowy warsztat aż do 2007/2008 r. W międzyczasie zostałem ojcem i priorytety na jakiś czas się zmieniły – dodał.
Czy po swoim teście w bolidzie F1 wierzyłeś, że niedługo później polski kierowca pojawi się na starcie wyścigu Grand Prix?
– Wiedziałem o Robercie, z zainteresowaniem zacząłem śledzić jego karierę, w szczególności cały sezon WSbR w 2005 roku zwieńczony testem w F1. I w trakcie zacząłem szczerze liczyć na to, że może w końcu skończy się ocieranie się Polaków o F1 i będzie ten prawdziwy pierwszy.
A poznałeś może Roberta Kubicę osobiście?
– Roberta spotkałem raz w 2006 r. podczas GP Niemiec, na tydzień przed jego pierwszym startem w GP. Ale byłem tam jako kibic i było to wyjście RK do grupki polskich kibiców przy stoisku BMW Sauber przed samym GP. Fotka, autograf i na wyścig. Tydzień później takiej szansy już bym nie miał.
Formuła 1 przez lata bardzo się zmieniła
Jak – przez pryzmat czasu – oceniasz F1? W 2004 roku było lepiej aniżeli teraz?
– Z perspektywy czasu nie powiedziałbym, że dzisiejsza F1 jest gorsza czy lepsza, jest już inna. Po prostu ewoluowała, technologia, media, świat się zmienia, nawet w Nascar już w erze dotykowych smartfonów w końcu zrezygnowali z gaźników! Kiedyś F1 wydawała się prostsza, bardziej analogowa może dlatego starsze pokolenia kibiców tak za nią tęsknią. Ale patrząc przez pryzmat milenialsów i młodszych – takie są oczekiwania i taka jest F1. Na szczęście Liberty Media poszło z duchem czasu.
Którego kierowcę i który zespół Formuły 1 najbardziej lubisz?
– Współczesnej czy tak w ogóle?
Może być tak w ogóle. Będzie ciekawiej.
– Od początku lat 90. kibicuję McLarenowi. Wśród kierowców chyba nie będzie zaskoczeniem, że kibicuję i najbardziej lubię Kimiego [Raikkonena – przyp. red.]. Ale oprócz niego podziwiam młodych kierowców, szczególnie Charlesa Leclerca i George’a Russella. Wśród starej gwardii zawsze dużą sympatią darzyłem Giancarlo Fisichellę.
Co wydarzyło się w życiu Seweryna Kubackiego po WRD 2004?
Czy po obcowaniu z bolidem McLaren MP4-17D i Formułą Renault 2000 w 2004 roku miałeś jeszcze okazję zasiąść za sterami single-seatera?
– Gokarty się nie liczą – więc nie.
Co byś doradził młodym kartingowcom przed wejściem do kokpitu bolidu wyścigowego?
– Nie uważam siebie za autorytet w tej dziedzinie i moje spostrzeżenia bardziej wynikają z późniejszych doświadczeń niż z samego WRD. Nie będę oryginalny parafrazując Ayrtona Sennę i powiedziałbym, że wydaje ci się, że masz jakieś ograniczenie, ale gdy je osiągniesz nagle okazuje się, że możesz więcej. Krok dalej, trochę szybciej raz za razem, przełamując kolejne bariery, które są przeważnie w głowie. Potem dopiero osiąga się ograniczenia fizyczne. W efekcie – rób to samo, ale przesuwaj granice. To jest jak zmiana opon z drogowych na sportową mieszankę, nagle się okazuje, że można później hamować, zakręt pokonać szybciej, jaki szybciej wyjść z zakrętu itd.
Jak zmieniło się twoje życie od czasu West Race Day 2004?
– Nie zmieniło się. Ja się zmieniłem, wewnętrznie, nabrałem więcej pewności siebie. Osiągnąłem coś potencjalnie nieosiągalnego szybciej niż się tego spodziewałem. Na szczęście twardo stąpałem i nadal stąpam po ziemi, pamiętając o tym, że marzenia nie są tylko po to, by o nich marzyć, ale też je spełniać, nawet te z pozoru nierealne.
Seweryn Kubacki. Po testach z McLarenem jeszcze bardziej uwierzył w siebie
Na twoich kanale YouTube można znaleźć sporo materiałów z różnych przejazdów samochodami w WLTA czy WLRX. Mógłbyś rozwinąć ten temat?
– Swego czasu we Wrocławiu odbywały się bardzo popularne zawody zwane „Niskie Łąki Cup”, organizowane na torze kartingowym przy ul. Niskie łąki. Kultowe miejsce. Wymóg prosty, swoje auto z OC, kask i pieniądze na wpisowe. Raj dla amatorów. Kręty tor, techniczny, wiele konfiguracji, tam zacząłem swoją przygodę własnym samochodem. W międzyczasie na torze przy ulicy Rakietowej zaczął się równolegle rozwijać cykl WLTA, czyli Wrocławska Liga Time Attack. Praktycznie dwa razy w miesiącu można było prawie „pod domem” porywalizować na naprawdę wysokim poziomie. Zawody WLTA w pewnym momencie śmiało można było nazwać jedną z największych imprez amatorskich w Polsce, około 100 zgłoszonych zawodników na każdej z eliminacji to było coś zupełnie normalnego.
Jakbyś w skrócie scharakteryzował te zawody?
– Rywalizacja polegała na uzyskaniu jak najlepszego czasu przejazdu odcinka w około 5 próbach. Jednocześnie była prowadzona klasyfikacja WLR (rajdowa), gdzie brany był pod uwagę łączny czas przejazdu. Ilość prób na eliminację zależała od długości trasy, czasem były to 4 czasem 6. Na WLTA konkurencja była silna i rywalizacja nie pozwalała już na kompromisy w samochodzie. Więc zbudowałem sobie coś, co miało pełnić funkcję głównie rajdówki i przy okazji typowego daily. Tym samochodem na koniec sezonu 2013 udało mi się wywalczyć 3. miejsce w klasie w klasyfikacji WLR (rajdowej) – znowu równa i powtarzalna jazda zaprocentowała.
Seweryn Kubacki o wyścigu zbrojeń w lokalnych zawodach. Motorsport na każdym szczeblu wymaga wiedzy, finansów i nie tylko.
– Zaczął się wyścig zbrojeń, lepsze opony, zawieszenie, moc silnika zaczęły odgrywać znaczącą rolę więc budżet w mojej klasie (najmocniejsze auta z napędem na jedną oś) stał się kluczem. Nie chciałem się pozbywać samochodu, który bardzo lubię więc został jako sleeper na dojazdy do pracy. W 2016 roku pojawił się pomysł organizatorów WLTA na zrealizowanie czegoś na luźnej nawierzchni, w końcu czegoś takiego jeszcze nie było i tak powstał krótki cykl WLRX. Forma zawodów pozostała identyczna jak w WLTA.
– W tym celu, wraz z kolegą, z którym rywalizowaliśmy na WLTA, pojęliśmy wspólną inicjatywę i kupiliśmy w tym celu Hondę Civic 1,3 za okrągłe 1500 zł… Tylko dla zabawy, przy wsparciu jeszcze jednego kolegi przygotowaliśmy „jajko” eliminując wycieki, montując płytę pod silnikiem i tankując olej silnikowy do pełna (PS. Hondziarze wiedzą o co chodzi). W pierwszych zawodach w kwietniu, wystartowaliśmy praktycznie seryjnym samochodem, na 10-letnich zimówkach. Startowaliśmy we trzech jednym autem. Zajęliśmy miejsca 1, 3 i 5 w mocno obsadzonej klasie. Wygrałem wtedy swoje pierwsze zawody samochodem, którym pierwszy raz w życiu jeździłem i w dodatku pierwszy raz na szutrach. Bardzo mile wspominam ten czas.
Czasem coś się kończy, a coś zaczyna…
Ostatni film z zawodów pochodzi z 2016 roku. Czy po jego publikacji nadal rywalizujesz?
– Po 2016 roku wiele się pozmieniało w organizacji zawodów, z mapy zniknęły Niskie Łąki, „Rakietowa”, jak i również szutry pod Wrocławiem. Hobby zeszło na dalszy plan przez brak czasu i budżetu. Nigdy nie miałem zewnętrznego sponsora, jeździłem „za swoje”. Od tamtej pory nie rywalizowałem już w żadnych zawodach.
Myślę, że w kwestii samorealizacji „spełnianie marzeń” klucz i przy tym nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Czy po ukończeniu Politechniki Wrocławskiej myślałeś może o pracy inżyniera w motorsporcie?
– Zawsze mnie pasjonowały samochody i maszyny samobieżne. Byłem blisko pracy dla Mercedesa, ale plany koncernu co do koncepcji tworzenia nowego biura projektowego polsko-niemieckiego niestety się zmieniły. Marzeniem moim było zbudowanie własnoręcznie samochodu, szybkiego, ale niepozornego. I w sumie udało mi się to w 2012 r. Nie był to tylko zwykły swap silnika, ale też modyfikacje zawieszenia, skrzyni biegów, instalacji elektrycznej, układu wydechowego, odchudzenie nadwozia. Wszystko. Tak więc, można powiedzieć, że zostałem na jakiś czas własnym inżynierem w małym motorsporcie.
Super sprawa. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nie raz uda Ci się zrealizować motoryzacyjny projekt, który dostarczy sporo frajdy. Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Tobie wszystkiego dobrego w życiu prywatnym i zawodowym. Liczę także, że jeszcze w przyszłości uda się Tobie wystartować w zawodach.