Formuła 1 w wyniku pandemii koronawirusa musiała pokonać wiele przeszkód. Wprowadzono plan naprawczy i pomagano mniejszym ekipom, odroczono wielkie zmiany oraz wprowadzono ograniczony budżet i rozwój. Wraz z wejściem w życie dużej rewolucji w dziedzinie filozofii projektowania bolidów każdy liczy na większe show. Celem jest zrównanie stawki i ułatwienie wyprzedzania. Carlos Sainz bardzo liczy na to, że w końcu to kierowca zrobi prawdziwą różnicę.
– Chciałbym, aby w przyszłości zespoły Formuły 1 była bliżej siebie, a kierowca mógł coś zmienić. Kiedy wchodzisz do F1, szybko okazuje się, że trudno jest pokonać kogoś, kto jedzie samochodem szybszym o trzy dziesiąte. Walczysz ze swoim kolegą z zespołu o te ostatnie dwie dziesiąte. Ale jeśli ktoś pokona cię o półtorej sekundy, wiesz, że nie możesz z nim konkurować – powiedział nowy kierowca Ferrari.
Carlos Sainz jako nie pierwszy i nie ostatni liczy na urozmaicenie F1
Dominacja Mercedesa trwa już siedem sezonów z rzędu. Od 2014 roku właściwie tylko Ferrari w latach 2017-2018 na poważnie włączyło się do walki o mistrzowskie laury. Z perspektywy władz F1 ważne jest, aby sport był atrakcyjny i przyciągał nowych odbiorców. Obecna sytuacja znacząco to utrudnia. Jednakże istnieje nadzieja, że już w 2021 roku część stawki zbliży się do siebie. Pomóc ma w tym brak systemu DAS i duże zmiany w obszarze podłogi. Część danych zwłaszcza dotycząca tego drugiego obszaru może okazać się cenna pod kątem rewolucji 2022.
– Byłoby miło, gdyby wszyscy byli bliżej siebie. Myślę, że FOM, Liberty Media i FIA poradziły sobie dobrze z zmiany regulacji na 2022 r. Miejmy nadzieję, że sport stanie się bardziej zależny od kierowcy niż od maszyny. Wtedy oglądanie będzie o wiele przyjemniejsze – ocenił Carlos Sainz.
Niewątpliwie ważne jest, aby szanse nieco się wyrównały. Chociaż w przypadku F1 trudno tego oczekiwać, ponieważ nie do końca jest to sport indywidualny, a bardziej drużynowy. Każdy członek zespołu dokłada swoją cegiełkę, choć nie zawsze widać to przed ekranami TV.