Uliczne wyścigi wrócą po rocznej przerwie
Warto wspomnieć, że w zeszłym roku odwołano aż 13 Grand Prix. W najgorszej sytuacji znalazły się obiekty wymagającego corocznego przygotowania, które nie chciały ryzykować odwołania eventu już na miejscu. Pierwotnie zmagania przekładano, ale ostatecznie nikt nie zdecydował się na walkę o nowy termin. Oznaczało to, że uliczne wyścigi nie były częścią kalendarza F1. W końcu licząc jeszcze półuliczne GP Australii, GP Wietnamu i GP Singapuru straciliśmy część dotychczas nieodłącznego widowiska.
Po tym, jak oficjalnie tegoroczne, inauguracyjne GP Australii przesunięto na 21 listopada pojawiły się plotki dotyczące kolejnych zmian. Oliwy do ognia dolało odwołanie GP Chin w pierwotnym terminie z powodu restrykcyjnego prawa dotyczącego przemieszczania się. Organizatorzy z Szanghaju walczą o miejsce w drugiej połowie sezonu. Nic dziwnego, że w związku z tą sytuacją zaczęto zastanawiać się nad przyszłością GP Monako, GP Azerbejdżanu i GP Kanady, które wstępnie czekają nas w I połowie br.
Na ten moment Formuła 1 nie przewiduje powtórki z rozrywki w kontekście wyżej wspomnianych zawodów. Na łamach GPFans.com pojawiło się oświadczenie, które jasno daje do zrozumienia, że zagrożenia nie ma. Zatem uliczne wyścigi w Monako, Azerbejdżanie i Kanadzie prawdopodobnie się odbędą. Chociaż nie należy wykluczać zmian terminów i innych zabiegów w związku z sytuacją panującą na świecie.
– Przedstawiliśmy szczegóły zmienionego kalendarza na 2021 r. I nie ma innych zmian. Sugestie, że uliczne wyścigi nie odbędą się, są całkowicie błędne – wspomniał rzecznik prasowy F1.
Kalendarz F1 2021 przejdzie jeszcze zmiany
Obecnie już pierwotny harmonogram doczekał się dużej poprawki w związku z sytuacją w Australii i Chinach. Organizatorzy z Melbourne wynegocjowali drugi termin. Za to obiekt w Szanghaju jeszcze oczekuje na alternatywę. W obecnej wersji kalendarza jest też jedno wolne miejsce przy dacie 2 maja. Wiele wskazuje na to, że „pustkę” wypełni GP Portugalii na torze Algarve. Trzeba jednak poczekać na ostateczne oświadczenie w tej sprawie.
Na pewno niepewność wokół GP Monako, GP Azerbejdżanu czy GP Kanady nie mogła dziwić. Sytuacja w związku z pandemią koronawirusa jest bardzo dynamiczna, a budowa obiektów ulicznych wiąże się z dużymi nakładami i wcześniejszymi przygotowaniami. Właściwie najmniejszy problem ma Kanada, ponieważ tam część toru wykorzystywana jest jako droga publiczna. Jeśli według władz F1 uliczne wyścigi w sezonie 2021 odbędą się, to doświadczenia sprzed roku muszą być uważane za wyjątek od reguły. Oznaczałoby to też, że bezpieczne jest też GP Singapuru.
Azjatyckie rundy także mogą budzić sporo niepokoju w związku z surowym prawem migracyjnym w obliczu pandemii koronawirusa. Najbardziej zagrożone miały być GP Singapuru i GP Japonii. Wiele spekuluje się też o tym, że w razie braku zgody na udział publiczności w wydarzeniu, GP Holandii także wypadnie z kalendarza. Organizatorzy w Zandvoort jasno podkreślali, dlaczego wracają do F1, jak i dlaczego zrezygnowali z F1 w zeszłym roku. Już w sezonie 2020 plany zakładały organizację 22 wyścigów, teraz jest to 23. Liberty Media czuje się determinację, aby doprowadzić do organizacji jak największej liczby wyścigów, aby nie wracać do okrojonej liczby 17 GP.
W pogotowiu F1 ma na ten moment portugalskie Algarve, włoskie Mugello i turecki Istanbul Park. Niewykluczone, że za obniżoną opłatą chętne mogą być hiszpańskie Jerez, niemiecki Nurburgring lub Hockenheimring, a może i nawet portugalskie Estoril. Raczej w razie konieczności wypełnienia nowych luk w kalendarzu, F1 skupi się na Europie.