Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

Najlepsze debiuty w F1: Kto stanął na podium w swoim pierwszym starcie?

W historii MŚ Formuły 1 od powstania serii, w wyścigu wzięło udział 770 kierowców. Jednak zaledwie 18 z nich zdołało zrobić coś niemożliwego i stanąć na podium w swoim pierwszym wyścigu, zaliczanych do mistrzostw świata. Kim byli ci kierowcy? Przedstawiamy zestawienie pt. „Najlepsze debiuty w F1”, które w pełni przedstawi sylwetki tych szczęśliwców. 

najlepsze debiuty w f1
Fot. Twitter

Najlepsze debiuty w F1. Oto najlepsza „osiemnastka”

Zanim przejdziemy do najciekawszego, czyli imion i nazwisk kierowców, którzy przebojem wdarli się do Formuły 1, warto poruszyć kilka ważnych kwestii. Otóż część osób może być fanom królowej sportów motorowych mniej znana przez… obecność Indianapolis 500 w kalendarzu. Amerykański klasyk był zaliczany jako GP F1 w latach 1950-1960. Europejscy kierowcy niechętnie wybierali się za ocean, aby rywalizować na owalu (oddając w ten sposób punkty). Jednym z powodów były finanse oraz fakt, że podczas Indy 500 obowiązywały przepisy federacji AAA. Wyjątkiem jest start Alberto Ascari, który wystartował w tym wyścigu w 1952 roku, ale nie odniósł sukcesu. Przeważnie Amerykanie w podobny sposób unikali startów w Europie. Trzeba też pamiętać o tym, że na liście pt. „Najlepsze debiuty w F1” są zawodnicy, którzy stawali na podium wyścigu o GP Wielkiej Brytanii w 1950 roku. Mimo że to inauguracja cyklu F1WC, warto potraktować jej wyniki jako te, osiągnięte podczas debiutu w serii.

Kogo na pewno będziecie kojarzyć? Na pewno będą to mistrzowie tacy jak: Giuseppe Farina, Alberto Ascari, Jacques Villeneuve czy Lewis Hamilton. Jak widać nie każdy mistrz zaczynał od podium, o czym świadczą tylko 4 nazwiska.

ZOBACZ TAKŻE
Zwycięzcy Grand Prix, którzy nawet na moment nie objęli prowadzenia

Najlepsze debiuty w F1. GP Wielkiej Brytanii 1950: Giuseppe Farina i triumf w pierwszym GP MŚ F1

Włoch do pierwszego w historii wyścigu zaliczanego do Mistrzostw Świata Formuły 1 przystępował z pole position. Kierowca Alfy Romeo liczył na to, iż w wyścigu przełoży osiągnięcie z kwalifikacji na wyścig. I tak też się stało. Farina jechał szybko i co najważniejsze konsekwentnie. Nie dał się ograć na pit-stopach i  dzięki temu odniósł swoją pierwszą wiktorię w premierowym wyścigu zaliczanym do mistrzostw świata F1. Co ciekawe goniący go Fangio zahaczył o belę słomy. W efekcie Argentyńczyk musiał wycofać się z wyścigu.

W dalszej części sezonu Giuseppe Farina stoczył bój o mistrzostwo z Juanem Manuelem Fangio. Ostatecznie to Włoch został mistrzem globu, pokonując swojego rywala o 3 punkty. Tym samym zapisał się on na kartach historii królowej sportów motorowych jako pierwszy zwycięzca pojedynczego wyścigu zaliczanego do mistrzostw świata i pierwszy mistrz świata. Tak oto, otworzyła się lista „Najlepsze debiuty w F1”.

ZOBACZ TAKŻE
Historia F1: Kiedy było mało wyścigów?
Giuseppe Nino Farina 1950 silverstone

Fot. Twitter / Giuseppe „Nino” Farina wygrał pierwszy wyścig w historii MŚ F1 na torze Siverstone

GP Wielkiej Brytanii 1950: Luigi Fagioli i jego drugie miejsce

Podczas gdy z przodu Giuseppe Farina  gnał po wygraną, tak jego rodak musiał natrudzić się w walce o drugie miejsce. Po starcie z drugiego pola startowego Włoch bowiem spadł na trzecią pozycję, ponieważ ograł go Fangio. Fagioli musiał więc gonić. Zawodnik Alfy Romeo odzyskał tempo w drugiej części wyścigu. Tym samym po problemach Juana Manuela Fangio awansował na drugie miejsce. Przed nim wciąż był jednak Giuseppe Farina. I choć Fagioli gonił, to nie mógł dogonić i tym samym zajął drugie miejsce ze stratą 2,6 sekundy do zwycięzcy. Ogółem sezon 1950 dla Włocha był udany, bowiem 4-krotnie jeszcze stawał na podium i w klasyfikacji końcowej zajął trzecie miejsce. Fagioli zmarł tragicznie w 1952 roku po wypadku w Mille Miglia. 

GP Wielkiej Brytanii 1950: Reg Parnell z trzecim miejscem

Kolejny kierowca Alfy Romeo, który podczas tamtego wyścigu stanął na podium w naszym zestawieniu. Brytyjczyk do zawodów ruszał z czwartego pola startowego. Podobnie jak Farina, Fangio czy Fagioli reprezentant gospodarzy był zawodnikiem Alfy Romeo. W wyścigu w normalnych warunkach nie miał szans na walkę z wyżej wymienioną trójką. Szczęśliwie dla niego Fangio popełnił kosztowny błąd i tym samym Brytyjczyk znalazł się na trzecim miejscu. Dla Parnella było to pierwsze i zarazem ostatnie podium w królowej sportów motorowych. Jego późniejszym najlepszym rezultatem było czwarte miejsce podczas GP Francji 1951.

Reg Parnell Silverstone 1950 podium f1 najlepsze debiuty

Fot. Delbert Earl Myers / Podium GP Wielkiej Brytanii 1950. Reg Parnell (po prawej)

GP Monako 1950: Alberto Ascari i jego drugie miejsce

Ferrari opuściło pierwszy wyścig sezonu rozgrywany na torze Silverstone. Tym samym debiut zespołu jak i wielkiego Alberto przypadł na drugi wyścig, który odbywał się na ulicach Księstwa Hazardu. W kwalifikacjach Włoch zajął siódme miejsce i był drugim najlepszym kierowcą Ferrari. Na szóstej lokacie uplasował się bowiem Luigi Villoresi. Ascari koniecznie chciał poprawić ten stan rzeczy. Na pierwszym okrążeniu doszło do gigantycznego karambolu, w wyniku którego odpadła spora część stawki na czele z Fariną. Tym samym Włoch awansował na drugie miejsce, gdyż zdołał ominąć zamieszanie.

Przez kolejne okrążenie Ascariego gonił Villoresi, który nawet go wyprzedził, lecz jego rodak musiał wycofać się z wyścigu z powodu awarii. Tym samym Włoch odzyskał drugą pozycję i nie oddał jej do mety. Warto dodać, iż Ascari do zwycięzcy którym był Juan Manuel Fangio stracił aż okrążenie. To pokazuje jak poza konkurencją w tamtym momencie był Argentyńczyk. Jak jednak dobrze wiemy czas „Boskiego Alberto” jeszcze nastał i przed swoją śmiercią w 1955 roku, zdołał zostać dwukrotnie mistrzem świata.

ZOBACZ TAKŻE
Niechlubne rekordy F1 - zespoły i kierowcy nie chcą o nich pamiętać

Najlepsze debiuty w F1. Indianapolis 500 w 1950 roku: Zwycięstwo Johnniego Parsonsa

IndyCar i Formuła 1 nie mają w dzisiejszych czasach ze sobą po drodze. Jednak dawniej, w latach 50. XX wieku wyścig Indianapolis 500 był jedną z eliminacji w kalendarzu królowej sportów motorowych. Jako, iż od 1950 roku oficjalnie ruszyły Mistrzostwa Świata Formuły 1, w kalendarzu znalazło się miejsce dla amerykańskiego klasyka. Runda była zawodnikom zaliczana jako start w Grand Prix F1, a jej wyniki liczyły się do klasyfikacji generalnej.

W ten oto sposób na kartach historii F1 znalazł się Johnnie Parsons. Amerykanin do wyścigu zakwalifikował się na ósmej pozycji. Zawodnik ten w czasie przygotowań do zawodów miał sporo problemów. Jednak w wyścigu wszystko zagrało na jego korzyść. Na 138. okrążeniu zmagania przerwano z powodu opadów deszczu. W USA najważniejsza dewiza wyścigowa brzmi „Jeżeli w czasie wyścigu na owalu pada deszcz, natychmiast przerywamy wyścig”. Tak oczywiście się stało i Parsons w tamtym momencie został współ-liderem klasyfikacji generalnej wraz z Fangio i Fariną. Był to pierwszy przypadek, kiedy to kierowca z Ameryki wygrał wyścig zaliczany do mistrzostw świata.

Dalsze starty tego zawodnika w Indy 500 nie były już tak udane i 4. lokata z 1956 roku była ostatnią w czołowej dziesiątce. Warto dodać, iż Parsons to jeden z trzech kierowców w zestawieniu „Najlepsze debiuty w F1”, którzy wygrali swój debiutancki wyścig w zawodach o randze mistrzostw świata. Inni to Farina i Baghetti.

Indianapolis 500 w 1950 roku: Bill Holand z drugim miejscem

Amerykański kierowca był jednym z najlepszych zawodników IndyCar na przełomie lat 40. i 50. W mistrzostwach amerykańskich open-wheelów (single-seaterów) wygrał w sumie 3 wyścigi i 8-krotnie stawał na podium. W 1947 roku został wicemistrzem czempionatu AAA (American Automobile Association – czyli Amerykańskie Stowarzyszenie Automobilowe). Następnie rok później był siódmy, aby w 1949 wrócić na podium w „generalce” (3. miejsce). Warto dodać, że w sezonie 1949 wygrał legendarne Indy 500. 

ZOBACZ TAKŻE
Historia IndyCar - Akt I - AAA, czyli jak to wszystko się zaczęło

Bill Holand startował swoim Deidt-Offenhauserem z 10. pola, z którego udało mu się przebić aż na 2. miejsce. Po drodze pokonał m.in. Mauriego Rose, a uległ jedynie Johnniemu Parsonsowi (który ich zdublował). Oznaczało to jednocześnie, że on i jego towarzysze na podium wywalczyli swoje pierwsze podium w debiucie w F1. Amerykanin nie zamierzał jednak przeprowadzać się do Europy. Miał już na karku 43 lata, dlatego dał sobie jeszcze kilka szans. W latach 1953-1954 spróbował swoich sił w Indianapolis 500, ale nie wywalczył nic nadzwyczajnego. Przy pierwszej próbie – po 2-letniej przerwie – był piętnasty, a przy drugiej nawet nie wystartował.

Bill Holand 1950 indianapolis 500 2. miejsce

Fot. Andrew / Twitter

Indianapolis 500 w 1950 r. po raz trzeci: Mauri Rose na trzecim miejscu

Mamy tutaj do czynienia z kolejnym zawodnikiem z USA, który wykorzystał fakt, że Indianapolis 500 było w kalendarzu F1. Mauri Rose ukończył wyścig Indianapolis 500 w 1950 roku na trzeciej pozycji (tej samej, z której ruszał). Wówczas 44-letni kierowca ścigał się – tak jak Bill Holand – bolidem Deidt-Offenhauser. Podobnie jak jego „zespołowy partner” stracił okrążenie do zwycięzcy, Johnniego Parsonsa. Rose nie był też przeciętnym kierowcą, ponieważ od 1933 do 1951 roku brał udział w Indy 500, a w latach 1947-1948 zajmował 3. miejsce w „generalce” AAA. W latach 1941, 1947-1948 wygrał Indianapolis 500, a w 1934, 1940 i wspomnianym 1950 dorzucił kolejne podia.

Mauri Rose 3. miejsce indy 500 1950

Fot. Andrew / Twitter

Mauri Rose ma odnotowane dwa występy w F1. Są to dwie rundy Indy 500 z lat 1950 i 1951. Niestety w tej ostatniej próbie zajął dopiero 14. miejsce i to można uznać za jego pożegnanie z królową sportów motorowych.

ZOBACZ TAKŻE
Synowie mistrzów świata F1. Dlaczego rzadko się ich wspomina?

GP Włoch 1950: Dorino Serafini na 2. stopniu podium

W latach 30. XX wieku Włoch był jednym z najlepszych motocyklistów na świecie. Serafini odnosił na jednośladach wiele sukcesów. W 1946 roku postanowił porzucić dotychczasową karierę i został kierowcą wyścigowym. Szybko zainteresowało się nim Ferrari. W 1950 roku GP Włoch było ostatnią eliminacją sezonu. Kierowca z Italii wystartował do wyścigu w barwach włoskiej Scuderii. 

W kwalifikacjach do wyścigu Serafini zajął szóste miejsce. Był to dobry prognostyk przed zawodami. Na 21. okrążeniu Alberto Ascari odpadł z wyścigu z powodu awarii silnika. Decyzją zespołu wezwano bohatera tego akapitu, aby użyczył swojego bolidu rodakowi. W tamtych czasach istniała taka możliwość, aby w przypadku awarii mechanicznej zawodnik mógł użyczyć bolidu koledze z ekipy. Włoch zdołał dojechać do mety na drugiej pozycji i tym samym on jak i Serafini zostali sklasyfikowani ex aequo na drugiej pozycji dzieląc się punktami.

Warto dodać, iż był to jedyny wyścig zaliczany do mistrzostw świata, w którym wziął udział kierowca z Włoch. Tym samym w historii królowej sportów motorowych jest jedynym zawodnikiem, który stanął na podium we wszystkich wyścigach, w których wystartował.

 

 

Indianapolis 500 w 1951 roku: Mike Nazaruk i drugie miejsce

Amerykanin podobnie jak sporo innych jego rodaków, świętował swój podwójny sukces dzięki startowi w Indy 500. W wieku 30 lat Mike Nazaruk zajął drugie miejsce w tych zawodach w 1951 roku. Po drodze uległ tylko Lee Wallardowi. Podium w tamtym wyścigu uzupełnili ex aequo Manny Ayulo i Jack McGrath. Wszyscy zawodnicy reprezentowali Kurtis Kraft-Offenhauser. Mike Nazaruk był tym, który przebił się na 2. miejsce po starcie z 7. pola. Zawodnikowi z Pensylwanii odnotowano 4 zgłoszenia do wyścigu F1. Ostatecznie było mu dane pojechać 3-krotnie w Indianapolis 500. Niestety w latach 1953-1954 nie powtórzył swojego sukcesu, choć warte odnotowania jest 5. miejsce w ostatniej próbie.

ZOBACZ TAKŻE
Narodziny legendy - przedwojenna historia Indianapolis 500
Mike Nazaruk 1951 Indianapolis 500 najlepsze debiuty w f1

Fot. Indianapolis Motor Speedway / Mike Nazaruk zadowolony z 2. miejsca w Indy 500 w 1951 r.

Najlepsze debiuty w F1. GP Francji 1954: Karl Kling o włos za Juanem Manuelem Fangio

Wyścig na ulicach Reims-Gueux w 1954 r. zamienił się w prawdziwe święto Mercedesa. Niemiecka marka zadebiutowała w F1 w roli konstruktora i od razu pokusiła się o dublet. W kwalifikacjach najlepszy był Juan Manuel Fangio, który pokonał Karla Klinga o sekundę. Trzeci kierowca Srebrnych Strzał – Hans Herrmann – wywalczył dopiero 7. pole. W wyścigu modele W196 nie miały sobie równych, co wykorzystała pierwsza dwójka. Niestety trzeci kierowca Mercedesa miał awarię silnika. Warto podkreślić, że Juan Manuel Fangio pokonał debiutującego Karla Klinga o zaledwie 0,1 sekundy. Było zatem blisko małej sensacji. Podium uzupełnił Robert Manzon ścigający się bolidem Ferrari. Francuz stracił jednak okrążenie do liderów.

ZOBACZ TAKŻE
"Fangio: człowiek, który poskromił maszyny" - rywalizacja to nie wszystko | RECENZJA
Kling i Fangio

Fot. Mercedes F1 Team / Walka Fangio i Klinga na ostatniej prostej

Karl Kling w swoim debiucie miał już 43 lata. Niemiecki kierowca nie miał zbyt wielu udanych startów w F1. Łącznie zaliczono mu 11 występów. Na podium stanął jeszcze w 1955 roku podczas GP Wielkiej Brytanii. Niestety sporo okazji uciekło mu przez odpadnięcia z wyścigu w wyniku awarii i innych zdarzeń na torze. Przez całą karierę w tym sporcie był związany z programem Mercedesa. Udało mu się wygrać GP Berlina w 1954 roku, ale była to runda niezaliczana do klasyfikacji MŚ.

GP Monako 1955: Cesare Perdisa i jego trzecie miejsce

Kolejny Włoch w naszym zestawieniu. Ówczesny 22-latek trafił do Formuły 1 w 1955 roku, stając się reprezentantem ekipy Maserati. Szybko stało się jasne, iż młody kierowca z Italii będzie w razie czego użyczał bolidu swoim bardziej doświadczonym kolegom. Tak też się stało w czasie GP Monako 1955, do którego Perdisa ruszał z jedenastej pozycji. Francuz Jean Berha bowiem pod sam koniec rywalizacji obrócił się i jego pojazd nie nadawał się do dalszej rywalizacji. 

ZOBACZ TAKŻE
Najlepsi kierowcy F1 w XXI wieku - subiektywne TOP 10

Tym samym niemal natychmiast kierownictwo zespołu ściągnęło do alei serwisowej młodego Włocha. Berha zdołał dojechać do mety na trzeciej pozycji i tym samym on jak i Perdisa zostali sklasyfikowani ex aequo na trzeciej pozycji. W wyniku podziału punktów każdy z kierowców otrzymał po 2 „oczka” na swoje konto. Jest to, więc kolejny zawodnik w naszym zestawieniu, który współdzielił dany stopień podium z innym kierowcą. 

GP Monako 1957: Masten Gregory i 2. miejsce

Amerykański kierowca zadebiutował w Formule 1 w trakcie GP Monako w 1957 roku i od razu zaskoczył. Wszyscy kierowcy świetnie zdawali sobie sprawę z wyzwania podczas rywalizacji na ulicach Monte Carlo. Masten Gregory jak gdyby nigdy nic szybko zaakcentował swoją obecność w czołówce. Mając do dyspozycji Maserati 250F, takie samo jak słynny Juan Manuel Fangio, obsługiwanej przez prywatną ekipę Scuderia Centro Sud, wywalczył solidne 10. pole startowe. W wyścigu udało mu się przebić aż na 3. miejsce i tym samym zdobyć pierwsze podium w swoim debiucie w F1. Oczywiście w osiągnięciu tego celu pomogły mu problemy rywali, którzy odpadali. Na metę GP Monako 1957 wpadło zaledwie 6 kierowców. Za to Gregory miał stratę aż 2 okrążeń do zwycięzcy, czyli Fangio. Drugie miejsce zajął Tony Brooks z Vanwalla. 

 

Kariera Mastena Gregory’ego nie potoczyła się tak jak zapewne sam by sobie tego życzył. Sezon 1957 okazał się jego najlepszym, ponieważ dorzucił jeszcze dwa czwarte miejsca we włoskich: Pescarze oraz Monzie. To pozwoliło mu uzbierać 10 „oczek”, które dały 6. miejsce w „generalce”. Gregory co prawda miał też niezły sezon 1959 w Cooper-Climax, ponieważ wywalczył trzecie miejsce w Holandii i drugie w Portugalii. Finalnie zdobył tyle samo punktów, co dwa lata wcześniej, ale skończył już jako 8. kierowca sezonu. Niestety w latach 1960-1965 nie zdobył zbyt wielu punktów i w dodatku często odpadał przez awarie. Ostatni punkt wywalczył w GP USA 1962 na torze Watkins Glen.

ZOBACZ TAKŻE
Pescara 1957, czyli jedyny wyścig na najdłuższym torze w historii F1

Najlepsze debiuty w F1. GP Francji 1961: Giancarlo Baghetti i triumf w debiucie

Włoski zawodnik uchodził za wschodzącą gwiazdę. Jego potencjał dostrzegła nawet organizacja Federazione Italiana Sport Automobilistici, która wynajdowała młode talenty na terenie Italii. Baghetti wygrał nawet dwa nieoficjalne wyścigi F1, w tym GP Neapolu, a później przyszło mu wystartować w GP Francji 1961. Zarazem zmagania na obiekcie Reims-Gueux były jego pierwszym oficjalnym startem w F1. W dodatku był jednym z czterech kierowców ścigających się bolidem Ferrari. Kwalifikacje nie były najbardziej udane dla wówczas dla 26-letniego zawodnika. Giancarlo Baghetti wywalczył dopiero 12. pole startowe. Nikt nie spodziewał się, że włączy się do walki o zwycięstwo.

ZOBACZ TAKŻE
Porsche w F1: Początki, sukcesy jako dostawca i marny ostatni epizod

Wielu mogło się zaskoczyć, ponieważ młody Włoch postanowił namieszać. W dodatku po dopadnięciu Wolfganga von Tripsa, Richie Ginthera i Phila Hilla (kttórzy wywalczyli 3 pierwsze pola startowe) pozostał jedynym kierowcą Ferrari. To dodało mu „skrzydeł” i pomogło pokonać Dana Gurneya z Porsche o 0,1 sekundy. Sensacyjny triumf w debiucie sprawił, że zaczęto postrzegać go jako wschodzącą gwiazdę F1. Niestety nie było dane mu ją zostać. W sezonie 1961 wystartował jeszcze na Silverstone i Monzy, ale musiał się wycofać przez awarie.

W 1962 roku Ferrari objęło go fabrycznym wsparciem, ale to nie pomogło. Prym w F1 zaczęły wieść brytyjskie zespoły. Natomiast Baghetti wyrwał jeszcze punkty za 4. miejsce w GP Holandii i 5. w GP Włoch. Były to jego ostatnie punktowe zdobycze w Formule 1. Co jakiś czas Włoch próbował jeszcze swoich sił, ale w słabszych maszynach był bez szans. Do 1967 roku jeszcze startował w wyścigach. W 1966 r. nawet zdobył mistrzostwo klasy 1000 ccm w Europejskich Mistrzostwach Samochodów Turystycznych.

Giancarlo Baghetti triumf debiut f1

Fot. Formula 1 / Giancarlo Baghetti wygrał swój debiutancki wyścig F1 – GP Francji 1961

GP USA 1970: Reine Wisell i jego trzecie miejsce

Wielka niespełniona nadzieja szwedzkiego motorsportu dostała nieoczekiwaną szansę debiutu w czasie wyścigu na torze Watkins Glen. Śmierć Jochena Rindta spowodowała bowiem wielkie zamieszanie w ekipie. W efekcie miejsce tragicznie zmarłego Austriaka oraz Jona Milesa zajęli Emerson Fittipaldi i właśnie Szwed. W kwalifikacjach do wyścigu Skandynaw zajął 9. miejsce. Wydawało się, iż w wyścigu nie odegra żadnej kluczowej roli. Nikt po prostu nie zwracał na niego uwagi.

I to było sporym błędem. Wisell po cichu robił swoje. Jechał szybko i pewnie, a po awarii Jackiego Stewarta wskoczył na trzecie miejsce, którego nie oddał już do mety. Nie można było jednak mówić, że stanął na podium tylko dzięki pechowi Szkota. Skandynaw bowiem w drodze po podium ograł na dystansie wyścigu m.in Chrisa Amona i Jacky’ego Ickxa. 

ZOBACZ TAKŻE
Najmłodsi mistrzowie świata F1. Co o nich wiemy?

Jak się okazało Wisell zniknął tak szybko jak się pojawił i po trzech latach już mało kto pamiętał kim jest Szwed, który na Watkins Glen potrafił walczyć na równi z najlepszymi. 

GP Kanady 1971: Trzecie miejsce Marka Donohue’a

Amerykanin w swojej ojczyźnie uznawany był za niezwykłego kierowcę. Jego umiejętności połączone z niezwykle wielką wiedzą techniczną skutkowały tym, iż wielu zawodników obawiało się go. W 1971 roku Donohue został zaproszony do udziału w dwóch wyścigach Formuły 1, które odbywały się na terenie Ameryki Północnej. Pierwszy z nich rozgrywany był na torze Mosport Park w Kanadzie. Kierowca w kwalifikacjach zdołał zająć wysokie ósme miejsce. Ekipa Penske do startu wystawiła McLarena M19A z silnikiem Forda.

ZOBACZ TAKŻE
Masahiro Hasemi i zadyma z niebotycznym rekordem F1 nie do pobicia

GP Kanady 1971 odbywało się w strugach ulewnego deszczu. W roli czarnego konia stawiano kilku amerykańskich kierowców w tym właśnie Marka Donohue, którzy świetnie znali tor Mosport. I rzeczywiście bohater tego akapitu poradził sobie świetnie. Podczas gdy kierowcy tacy jak Graham Hill czy Clay Regazzoni mieli problem z utrzymaniem swojej maszyny na torze, tak Amerykanin szalał. Raz po raz wyprzedzał rywali i awansował na trzecie miejsce. Kiedy deszcz stał się zbyt mocny, aby można było kontynuować wyścig, zawody przerwano na 64. okrążeniu i ich nie wznowiono. W tamtym momencie Donohue zajmował trzecie miejsce. Tym samym stanął na najniższym stopniu podium w swoim własnym debiucie jak i zespołu. Co ciekawe tylko on i Ronnie Peterson nie zostali zdublowani przez Jacky’ego Stewarta. Dla Amerykanina było to jedyne podium w Formule 1. 

GP Australii 1996: Jacques Villeneuve i jego drugie miejsce

Wyścig o GP Australii w 1996 roku był wyjątkowy z kilku powodów. Jednym była zmiana lokalizacji. Znany uliczny obiekt w Adelajdzie został zastąpiony przez Albert Park w Melbourne. Niespodziewanie pole position do tego wyścigu wywalczył debiutant i zarazem nowy nabytek Williamsa, Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk niespodziewanie pokonał swojego bardziej doświadczonego partnera z zespołu, Damona Hilla, o 0,138 s. Warto jednak zaznaczyć, że syn Gillesa Villeneuve’a nie dostał się do sportu przypadkiem. Otóż przesądziły o tym sukcesy w Stanach Zjednoczonych, gdzie pokonał kilku byłych i utytułowanych kierowców F1. W sezonie 1995 został mistrzem CART oraz wygrał Indianapolis 500. Jego dobra forma przyszła z nim do nowej serii, a dość dobry wówczas pakiet Williamsa umożliwiał naprawdę dużo.

Każdy przed wyścigiem zastanawiał się, czy debiutant wytrzyma presję. Ten mimo uślizgów po ruszeniu z miejsca i zblokowaniu koła, utrzymał P1. Za to Damon Hill stracił na początku okrążenia pozycje na rzecz Eddiego Irvine’a i Michaela Schumachera z Ferrari. Brytyjczyk później przeskoczył obu rywali. A potem przy restarcie z pól startowych nie zawalił sprawy i nawiązywał walkę z Jacquesem Villeneuve’em. Po wizytach u mechaników, gdy Hill zjechał dwa okrążenia po zespołowym koledze, udało się wyjechać przed nim. Jednakże po kilku zakrętach stracił prowadzenie. Wydawało się, że Villeneuve pomknie po zwycięstwo w debiucie, ale powstrzymał go… wyciek oleju na 5 okr. przed metą. W jego wyniku Kanadyjczyk tracił nieco tempo, ekipa kazała mu zwolnić, a Hill go po prostu wyprzedził i odjechał na 38 sekund. Na jego szczęście dominacja Williamsa była tak duża, że spokojnie obronił 2. miejsce.

GP Australii 1996 podium Jacques Villeneuve najlepsze debiuty w f1

Fot. Adelaide GP / Twitter

GP Australii 2007: 3. miejsce Lewisa Hamiltona

McLaren przed sezonem 2007 postanowił zaryzykować i dać miejsce swojemu wychowankowi, Lewisowi Hamiltonowi. Brytyjczyk odwdzięczył się w jeden z najlepszych możliwych sposobów, stając na podium w pierwszym wyścigu kampanii. Wówczas 22-latek zajął 3. miejsce w GP Australii, ulegając jedynie Kimiemu Raikkonenowi i Fernando Alonso. Jakby tego było mało, mistrz GP2 z 2006 roku miał serię 9 podiów z rzędu i przez długi czas prowadził w klasyfikacji generalnej. Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał, ale to pokazało z jakiego kalibru talentem F1 ma do czynienia.

Wracając na chwilę do debiutu obecnie już 7-krotnego mistrza świata, to startował on z 4. pola. Tuż po starcie na chwilę wyprzedził go nasz rodak, Robert Kubica, który jeździł wtedy dla BMW Sauber. Polak agresywnie ruszył w stronę wewnętrznej, a jego rywal z kartingu i F3 odjął, aby minąć jego oraz Fernando Alonso po zewnętrznej. Automatycznie Hamilton przebił się na 3. miejsce i niespodziewanie pokonał zespołowego kolegę. Taki manewr zrobił wrażenie, ponieważ debiutant miał nie mieć szans w starciu z panującym wtedy 2-krotnym czempionem. Ostatecznie Alonso odzyskał pozycję na rzecz Hamiltona poprzez inną strategię.

To wszystko w połączeniu ze słabszym tempem Nicka Heidfelda z BMW Sauber zaowocowało podwójnym podium dla McLarena. Fernando Alonso zakończył jako drugi ze stratą 7 sekund do lidera, a Lewis Hamilton przyjechał 11 sekund po nim. Zmagania wygrał Kimi Raikkonen, który debiutował w barwach Scuderii Ferrari. Jak się okazało skład tamtego podium stoczył zacięty bój aż do końca GP Brazylii 2007. Górą wyszedł Iceman. Obaj kierowcy McLarena przegrali o zaledwie punkt. Lepszy bilans drugich miejsc sprawił, że to Hamilton został wicemistrzem, aby rok później dopiąć swego. Do zdobywania tytułów MŚ Brytyjczyk powrócił w sezonie 2014, będąc już zawodnikiem Mercedesa.

Najlepsze debiuty w F1. GP Australii 2014: Kevin Magnussen niczym Lewis Hamilton

Sezon 2013 był rozczarowujący dla McLarena. Po latach walki z Red Bullem i Ferrari, stajnia z Woking wypadła z gry o wielkie cele. W nowych warunkach nie poradził sobie zbyt dobrze Sergio Perez, który przegrał pojedynek z Jensonem Buttonem różnicą 24 punktów. Jako, że McLaren miał dwóch mocnych juniorów, Kevina Magnussena i Stoffella Vandoorne’a, to chciał zrobić jednemu z nich miejsce. Tym sposobem pożegnali się z Checo. Na szczęście do Meksykanina pomocną dłoń wyciągnął Vijay Mallya, właściciel Force India. Jego miejsce zajął za to Duńczyk, który w 2013 roku w przekonującym stylu zdobył mistrzostwo w Formule Renault 3.5. Kevin Magnussen już na początek kariery pokonał Jensona Buttona w kwalifikacjach, zdobywając 4. pole startowe.  Mistrz świata z 2009 roku był dopiero jedenasty.

Nikt nie spodziewał się, że Kevin Magnussen zaliczy tak udany start. W dodatku pokonał mistrza w zmiennych warunkach, a jak wiemy, Button słynął z dobrego wyczucia. Oczywiście wyścig napisał jeszcze lepszą historię. Otóż po starcie Magnussen omal nie wypadł toru, uratował bolid i obronił 4. miejsce. Większe problemy miał za to Lewis Hamilton, zdobywca PP. Brytyjczyk stracił moc (winna była izolacja przepływu prądu) i wymijali go kolejni kierowcy. To pozwoliło debiutantowi wskoczyć na 3. lokatę, którą obronił aż do mety. W dodatku pod koniec dogonił Daniela Ricciardo (debiutującego w Red Bullu). Ostatecznie nie dał rady odebrać mu 2. miejsca i stanął na najniższym stopniu podium. Parę sekund za nimi wpadł Jenson Button. W ten sposób Duńczyk jak na razie stał się tym, który zamyka listę „Najlepsze debiuty w F1”.

Kevin Magnussen P2 Australia 2014 najlepsze debiuty w f1

Fot. Laura / Twitter

Później jednak okazało się, że w bolidzie reprezentanta gospodarzy doszło do usterki, w wyniku której chwilowe przepływy paliwa przekraczały normę. W wyniku tej inspekcji, sędziowie pozbawili Ricciardo podium w domowym GP. Australijczyk został zdyskwalifikowany, a McLaren świętował podwójne podium. Także na papierze Kevin Magnussen miał nieco lepszy debiut od Lewisa Hamiltona. Niestety później jego kariera w F1 nie potoczyła się tak dobrze.

5/5 (liczba głosów: 8)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama