Najlepsze debiuty w F1. Oto najlepsza „osiemnastka”
Zanim przejdziemy do najciekawszego, czyli imion i nazwisk kierowców, którzy przebojem wdarli się do Formuły 1, warto poruszyć kilka ważnych kwestii. Otóż część osób może być fanom królowej sportów motorowych mniej znana przez… obecność Indianapolis 500 w kalendarzu. Amerykański klasyk był zaliczany jako GP F1 w latach 1950-1960. Europejscy kierowcy niechętnie wybierali się za ocean, aby rywalizować na owalu (oddając w ten sposób punkty). Jednym z powodów były finanse oraz fakt, że podczas Indy 500 obowiązywały przepisy federacji AAA. Wyjątkiem jest start Alberto Ascari, który wystartował w tym wyścigu w 1952 roku, ale nie odniósł sukcesu. Przeważnie Amerykanie w podobny sposób unikali startów w Europie. Trzeba też pamiętać o tym, że na liście pt. „Najlepsze debiuty w F1” są zawodnicy, którzy stawali na podium wyścigu o GP Wielkiej Brytanii w 1950 roku. Mimo że to inauguracja cyklu F1WC, warto potraktować jej wyniki jako te, osiągnięte podczas debiutu w serii.
Kogo na pewno będziecie kojarzyć? Na pewno będą to mistrzowie tacy jak: Giuseppe Farina, Alberto Ascari, Jacques Villeneuve czy Lewis Hamilton. Jak widać nie każdy mistrz zaczynał od podium, o czym świadczą tylko 4 nazwiska.
Najlepsze debiuty w F1. GP Wielkiej Brytanii 1950: Giuseppe Farina i triumf w pierwszym GP MŚ F1
Włoch do pierwszego w historii wyścigu zaliczanego do Mistrzostw Świata Formuły 1 przystępował z pole position. Kierowca Alfy Romeo liczył na to, iż w wyścigu przełoży osiągnięcie z kwalifikacji na wyścig. I tak też się stało. Farina jechał szybko i co najważniejsze konsekwentnie. Nie dał się ograć na pit-stopach i dzięki temu odniósł swoją pierwszą wiktorię w premierowym wyścigu zaliczanym do mistrzostw świata F1. Co ciekawe goniący go Fangio zahaczył o belę słomy. W efekcie Argentyńczyk musiał wycofać się z wyścigu.
W dalszej części sezonu Giuseppe Farina stoczył bój o mistrzostwo z Juanem Manuelem Fangio. Ostatecznie to Włoch został mistrzem globu, pokonując swojego rywala o 3 punkty. Tym samym zapisał się on na kartach historii królowej sportów motorowych jako pierwszy zwycięzca pojedynczego wyścigu zaliczanego do mistrzostw świata i pierwszy mistrz świata. Tak oto, otworzyła się lista „Najlepsze debiuty w F1”.
Fot. Twitter / Giuseppe „Nino” Farina wygrał pierwszy wyścig w historii MŚ F1 na torze Siverstone
GP Wielkiej Brytanii 1950: Luigi Fagioli i jego drugie miejsce
Podczas gdy z przodu Giuseppe Farina gnał po wygraną, tak jego rodak musiał natrudzić się w walce o drugie miejsce. Po starcie z drugiego pola startowego Włoch bowiem spadł na trzecią pozycję, ponieważ ograł go Fangio. Fagioli musiał więc gonić. Zawodnik Alfy Romeo odzyskał tempo w drugiej części wyścigu. Tym samym po problemach Juana Manuela Fangio awansował na drugie miejsce. Przed nim wciąż był jednak Giuseppe Farina. I choć Fagioli gonił, to nie mógł dogonić i tym samym zajął drugie miejsce ze stratą 2,6 sekundy do zwycięzcy. Ogółem sezon 1950 dla Włocha był udany, bowiem 4-krotnie jeszcze stawał na podium i w klasyfikacji końcowej zajął trzecie miejsce. Fagioli zmarł tragicznie w 1952 roku po wypadku w Mille Miglia.
Luigi Fagioli#Silverstone, 1950#F1 pic.twitter.com/NVFAAZnCH6
— RSF Motorsport ® (@RSF_Motorsport) August 10, 2020
GP Wielkiej Brytanii 1950: Reg Parnell z trzecim miejscem
Kolejny kierowca Alfy Romeo, który podczas tamtego wyścigu stanął na podium w naszym zestawieniu. Brytyjczyk do zawodów ruszał z czwartego pola startowego. Podobnie jak Farina, Fangio czy Fagioli reprezentant gospodarzy był zawodnikiem Alfy Romeo. W wyścigu w normalnych warunkach nie miał szans na walkę z wyżej wymienioną trójką. Szczęśliwie dla niego Fangio popełnił kosztowny błąd i tym samym Brytyjczyk znalazł się na trzecim miejscu. Dla Parnella było to pierwsze i zarazem ostatnie podium w królowej sportów motorowych. Jego późniejszym najlepszym rezultatem było czwarte miejsce podczas GP Francji 1951.
Fot. Delbert Earl Myers / Podium GP Wielkiej Brytanii 1950. Reg Parnell (po prawej)
GP Monako 1950: Alberto Ascari i jego drugie miejsce
Ferrari opuściło pierwszy wyścig sezonu rozgrywany na torze Silverstone. Tym samym debiut zespołu jak i wielkiego Alberto przypadł na drugi wyścig, który odbywał się na ulicach Księstwa Hazardu. W kwalifikacjach Włoch zajął siódme miejsce i był drugim najlepszym kierowcą Ferrari. Na szóstej lokacie uplasował się bowiem Luigi Villoresi. Ascari koniecznie chciał poprawić ten stan rzeczy. Na pierwszym okrążeniu doszło do gigantycznego karambolu, w wyniku którego odpadła spora część stawki na czele z Fariną. Tym samym Włoch awansował na drugie miejsce, gdyż zdołał ominąć zamieszanie.
May 21, 1950: Alberto Ascari finishes second at Monaco on Scuderia Ferrari’s #F1 world championship debut. ©LAT pic.twitter.com/lO8rZNeRnm
— Henry Hope-Frost (@henryhopefrost) May 21, 2014
Przez kolejne okrążenie Ascariego gonił Villoresi, który nawet go wyprzedził, lecz jego rodak musiał wycofać się z wyścigu z powodu awarii. Tym samym Włoch odzyskał drugą pozycję i nie oddał jej do mety. Warto dodać, iż Ascari do zwycięzcy którym był Juan Manuel Fangio stracił aż okrążenie. To pokazuje jak poza konkurencją w tamtym momencie był Argentyńczyk. Jak jednak dobrze wiemy czas „Boskiego Alberto” jeszcze nastał i przed swoją śmiercią w 1955 roku, zdołał zostać dwukrotnie mistrzem świata.
Najlepsze debiuty w F1. Indianapolis 500 w 1950 roku: Zwycięstwo Johnniego Parsonsa
IndyCar i Formuła 1 nie mają w dzisiejszych czasach ze sobą po drodze. Jednak dawniej, w latach 50. XX wieku wyścig Indianapolis 500 był jedną z eliminacji w kalendarzu królowej sportów motorowych. Jako, iż od 1950 roku oficjalnie ruszyły Mistrzostwa Świata Formuły 1, w kalendarzu znalazło się miejsce dla amerykańskiego klasyka. Runda była zawodnikom zaliczana jako start w Grand Prix F1, a jej wyniki liczyły się do klasyfikacji generalnej.
W ten oto sposób na kartach historii F1 znalazł się Johnnie Parsons. Amerykanin do wyścigu zakwalifikował się na ósmej pozycji. Zawodnik ten w czasie przygotowań do zawodów miał sporo problemów. Jednak w wyścigu wszystko zagrało na jego korzyść. Na 138. okrążeniu zmagania przerwano z powodu opadów deszczu. W USA najważniejsza dewiza wyścigowa brzmi „Jeżeli w czasie wyścigu na owalu pada deszcz, natychmiast przerywamy wyścig”. Tak oczywiście się stało i Parsons w tamtym momencie został współ-liderem klasyfikacji generalnej wraz z Fangio i Fariną. Był to pierwszy przypadek, kiedy to kierowca z Ameryki wygrał wyścig zaliczany do mistrzostw świata.
Dalsze starty tego zawodnika w Indy 500 nie były już tak udane i 4. lokata z 1956 roku była ostatnią w czołowej dziesiątce. Warto dodać, iż Parsons to jeden z trzech kierowców w zestawieniu „Najlepsze debiuty w F1”, którzy wygrali swój debiutancki wyścig w zawodach o randze mistrzostw świata. Inni to Farina i Baghetti.
May 30th, 1950, Johnnie Parsons won the rain-shortened Indianapolis 500. pic.twitter.com/okI3957MM7
— Andrew (@Basso488) May 27, 2021
Indianapolis 500 w 1950 roku: Bill Holand z drugim miejscem
Amerykański kierowca był jednym z najlepszych zawodników IndyCar na przełomie lat 40. i 50. W mistrzostwach amerykańskich open-wheelów (single-seaterów) wygrał w sumie 3 wyścigi i 8-krotnie stawał na podium. W 1947 roku został wicemistrzem czempionatu AAA (American Automobile Association – czyli Amerykańskie Stowarzyszenie Automobilowe). Następnie rok później był siódmy, aby w 1949 wrócić na podium w „generalce” (3. miejsce). Warto dodać, że w sezonie 1949 wygrał legendarne Indy 500.
Bill Holand startował swoim Deidt-Offenhauserem z 10. pola, z którego udało mu się przebić aż na 2. miejsce. Po drodze pokonał m.in. Mauriego Rose, a uległ jedynie Johnniemu Parsonsowi (który ich zdublował). Oznaczało to jednocześnie, że on i jego towarzysze na podium wywalczyli swoje pierwsze podium w debiucie w F1. Amerykanin nie zamierzał jednak przeprowadzać się do Europy. Miał już na karku 43 lata, dlatego dał sobie jeszcze kilka szans. W latach 1953-1954 spróbował swoich sił w Indianapolis 500, ale nie wywalczył nic nadzwyczajnego. Przy pierwszej próbie – po 2-letniej przerwie – był piętnasty, a przy drugiej nawet nie wystartował.
Fot. Andrew / Twitter
Indianapolis 500 w 1950 r. po raz trzeci: Mauri Rose na trzecim miejscu
Mamy tutaj do czynienia z kolejnym zawodnikiem z USA, który wykorzystał fakt, że Indianapolis 500 było w kalendarzu F1. Mauri Rose ukończył wyścig Indianapolis 500 w 1950 roku na trzeciej pozycji (tej samej, z której ruszał). Wówczas 44-letni kierowca ścigał się – tak jak Bill Holand – bolidem Deidt-Offenhauser. Podobnie jak jego „zespołowy partner” stracił okrążenie do zwycięzcy, Johnniego Parsonsa. Rose nie był też przeciętnym kierowcą, ponieważ od 1933 do 1951 roku brał udział w Indy 500, a w latach 1947-1948 zajmował 3. miejsce w „generalce” AAA. W latach 1941, 1947-1948 wygrał Indianapolis 500, a w 1934, 1940 i wspomnianym 1950 dorzucił kolejne podia.
Fot. Andrew / Twitter
Mauri Rose ma odnotowane dwa występy w F1. Są to dwie rundy Indy 500 z lat 1950 i 1951. Niestety w tej ostatniej próbie zajął dopiero 14. miejsce i to można uznać za jego pożegnanie z królową sportów motorowych.
GP Włoch 1950: Dorino Serafini na 2. stopniu podium
W latach 30. XX wieku Włoch był jednym z najlepszych motocyklistów na świecie. Serafini odnosił na jednośladach wiele sukcesów. W 1946 roku postanowił porzucić dotychczasową karierę i został kierowcą wyścigowym. Szybko zainteresowało się nim Ferrari. W 1950 roku GP Włoch było ostatnią eliminacją sezonu. Kierowca z Italii wystartował do wyścigu w barwach włoskiej Scuderii.
W kwalifikacjach do wyścigu Serafini zajął szóste miejsce. Był to dobry prognostyk przed zawodami. Na 21. okrążeniu Alberto Ascari odpadł z wyścigu z powodu awarii silnika. Decyzją zespołu wezwano bohatera tego akapitu, aby użyczył swojego bolidu rodakowi. W tamtych czasach istniała taka możliwość, aby w przypadku awarii mechanicznej zawodnik mógł użyczyć bolidu koledze z ekipy. Włoch zdołał dojechać do mety na drugiej pozycji i tym samym on jak i Serafini zostali sklasyfikowani ex aequo na drugiej pozycji dzieląc się punktami.
Warto dodać, iż był to jedyny wyścig zaliczany do mistrzostw świata, w którym wziął udział kierowca z Włoch. Tym samym w historii królowej sportów motorowych jest jedynym zawodnikiem, który stanął na podium we wszystkich wyścigach, w których wystartował.
#OnThisDay in 1950 Giuseppe Farina clinched the inaugural #F1 World Championship crown with victory on home soil at Monza. Farina’s factory Alfa Romeo 159 took an easy win over the shared Ferrari 375 of Dorino Serafini and Alberto Ascari. pic.twitter.com/eY04ZJhExR
— Goodwood Road&Racing (@GoodwoodRRC) September 3, 2019
Indianapolis 500 w 1951 roku: Mike Nazaruk i drugie miejsce
Amerykanin podobnie jak sporo innych jego rodaków, świętował swój podwójny sukces dzięki startowi w Indy 500. W wieku 30 lat Mike Nazaruk zajął drugie miejsce w tych zawodach w 1951 roku. Po drodze uległ tylko Lee Wallardowi. Podium w tamtym wyścigu uzupełnili ex aequo Manny Ayulo i Jack McGrath. Wszyscy zawodnicy reprezentowali Kurtis Kraft-Offenhauser. Mike Nazaruk był tym, który przebił się na 2. miejsce po starcie z 7. pola. Zawodnikowi z Pensylwanii odnotowano 4 zgłoszenia do wyścigu F1. Ostatecznie było mu dane pojechać 3-krotnie w Indianapolis 500. Niestety w latach 1953-1954 nie powtórzył swojego sukcesu, choć warte odnotowania jest 5. miejsce w ostatniej próbie.
Fot. Indianapolis Motor Speedway / Mike Nazaruk zadowolony z 2. miejsca w Indy 500 w 1951 r.
Najlepsze debiuty w F1. GP Francji 1954: Karl Kling o włos za Juanem Manuelem Fangio
Wyścig na ulicach Reims-Gueux w 1954 r. zamienił się w prawdziwe święto Mercedesa. Niemiecka marka zadebiutowała w F1 w roli konstruktora i od razu pokusiła się o dublet. W kwalifikacjach najlepszy był Juan Manuel Fangio, który pokonał Karla Klinga o sekundę. Trzeci kierowca Srebrnych Strzał – Hans Herrmann – wywalczył dopiero 7. pole. W wyścigu modele W196 nie miały sobie równych, co wykorzystała pierwsza dwójka. Niestety trzeci kierowca Mercedesa miał awarię silnika. Warto podkreślić, że Juan Manuel Fangio pokonał debiutującego Karla Klinga o zaledwie 0,1 sekundy. Było zatem blisko małej sensacji. Podium uzupełnił Robert Manzon ścigający się bolidem Ferrari. Francuz stracił jednak okrążenie do liderów.
Fot. Mercedes F1 Team / Walka Fangio i Klinga na ostatniej prostej
Karl Kling w swoim debiucie miał już 43 lata. Niemiecki kierowca nie miał zbyt wielu udanych startów w F1. Łącznie zaliczono mu 11 występów. Na podium stanął jeszcze w 1955 roku podczas GP Wielkiej Brytanii. Niestety sporo okazji uciekło mu przez odpadnięcia z wyścigu w wyniku awarii i innych zdarzeń na torze. Przez całą karierę w tym sporcie był związany z programem Mercedesa. Udało mu się wygrać GP Berlina w 1954 roku, ale była to runda niezaliczana do klasyfikacji MŚ.
GP Monako 1955: Cesare Perdisa i jego trzecie miejsce
Kolejny Włoch w naszym zestawieniu. Ówczesny 22-latek trafił do Formuły 1 w 1955 roku, stając się reprezentantem ekipy Maserati. Szybko stało się jasne, iż młody kierowca z Italii będzie w razie czego użyczał bolidu swoim bardziej doświadczonym kolegom. Tak też się stało w czasie GP Monako 1955, do którego Perdisa ruszał z jedenastej pozycji. Francuz Jean Berha bowiem pod sam koniec rywalizacji obrócił się i jego pojazd nie nadawał się do dalszej rywalizacji.
Tym samym niemal natychmiast kierownictwo zespołu ściągnęło do alei serwisowej młodego Włocha. Berha zdołał dojechać do mety na trzeciej pozycji i tym samym on jak i Perdisa zostali sklasyfikowani ex aequo na trzeciej pozycji. W wyniku podziału punktów każdy z kierowców otrzymał po 2 „oczka” na swoje konto. Jest to, więc kolejny zawodnik w naszym zestawieniu, który współdzielił dany stopień podium z innym kierowcą.
Jean Behra 🇫🇷 and Cesare Perdisa 🇮🇹 completed the podium with a shared Maserati 🇮🇹 drive OTDI 1955. It was Perdisa’s first appearance on an #F1 podium. #Formula1 pic.twitter.com/bjH4Qqa7GT
— Sportlight (@SportlightPro) May 22, 2018
GP Monako 1957: Masten Gregory i 2. miejsce
Amerykański kierowca zadebiutował w Formule 1 w trakcie GP Monako w 1957 roku i od razu zaskoczył. Wszyscy kierowcy świetnie zdawali sobie sprawę z wyzwania podczas rywalizacji na ulicach Monte Carlo. Masten Gregory jak gdyby nigdy nic szybko zaakcentował swoją obecność w czołówce. Mając do dyspozycji Maserati 250F, takie samo jak słynny Juan Manuel Fangio, obsługiwanej przez prywatną ekipę Scuderia Centro Sud, wywalczył solidne 10. pole startowe. W wyścigu udało mu się przebić aż na 3. miejsce i tym samym zdobyć pierwsze podium w swoim debiucie w F1. Oczywiście w osiągnięciu tego celu pomogły mu problemy rywali, którzy odpadali. Na metę GP Monako 1957 wpadło zaledwie 6 kierowców. Za to Gregory miał stratę aż 2 okrążeń do zwycięzcy, czyli Fangio. Drugie miejsce zajął Tony Brooks z Vanwalla.
May 19, 1957: In his premier, Masten Gregory scores the first F1 podium for an American (excluding Indy). Pic: Cahier pic.twitter.com/l8l6undsqW
— Racing History Pics (@classicracepics) May 19, 2014
Kariera Mastena Gregory’ego nie potoczyła się tak jak zapewne sam by sobie tego życzył. Sezon 1957 okazał się jego najlepszym, ponieważ dorzucił jeszcze dwa czwarte miejsca we włoskich: Pescarze oraz Monzie. To pozwoliło mu uzbierać 10 „oczek”, które dały 6. miejsce w „generalce”. Gregory co prawda miał też niezły sezon 1959 w Cooper-Climax, ponieważ wywalczył trzecie miejsce w Holandii i drugie w Portugalii. Finalnie zdobył tyle samo punktów, co dwa lata wcześniej, ale skończył już jako 8. kierowca sezonu. Niestety w latach 1960-1965 nie zdobył zbyt wielu punktów i w dodatku często odpadał przez awarie. Ostatni punkt wywalczył w GP USA 1962 na torze Watkins Glen.
Najlepsze debiuty w F1. GP Francji 1961: Giancarlo Baghetti i triumf w debiucie
Włoski zawodnik uchodził za wschodzącą gwiazdę. Jego potencjał dostrzegła nawet organizacja Federazione Italiana Sport Automobilistici, która wynajdowała młode talenty na terenie Italii. Baghetti wygrał nawet dwa nieoficjalne wyścigi F1, w tym GP Neapolu, a później przyszło mu wystartować w GP Francji 1961. Zarazem zmagania na obiekcie Reims-Gueux były jego pierwszym oficjalnym startem w F1. W dodatku był jednym z czterech kierowców ścigających się bolidem Ferrari. Kwalifikacje nie były najbardziej udane dla wówczas dla 26-letniego zawodnika. Giancarlo Baghetti wywalczył dopiero 12. pole startowe. Nikt nie spodziewał się, że włączy się do walki o zwycięstwo.
Wielu mogło się zaskoczyć, ponieważ młody Włoch postanowił namieszać. W dodatku po dopadnięciu Wolfganga von Tripsa, Richie Ginthera i Phila Hilla (kttórzy wywalczyli 3 pierwsze pola startowe) pozostał jedynym kierowcą Ferrari. To dodało mu „skrzydeł” i pomogło pokonać Dana Gurneya z Porsche o 0,1 sekundy. Sensacyjny triumf w debiucie sprawił, że zaczęto postrzegać go jako wschodzącą gwiazdę F1. Niestety nie było dane mu ją zostać. W sezonie 1961 wystartował jeszcze na Silverstone i Monzy, ale musiał się wycofać przez awarie.
W 1962 roku Ferrari objęło go fabrycznym wsparciem, ale to nie pomogło. Prym w F1 zaczęły wieść brytyjskie zespoły. Natomiast Baghetti wyrwał jeszcze punkty za 4. miejsce w GP Holandii i 5. w GP Włoch. Były to jego ostatnie punktowe zdobycze w Formule 1. Co jakiś czas Włoch próbował jeszcze swoich sił, ale w słabszych maszynach był bez szans. Do 1967 roku jeszcze startował w wyścigach. W 1966 r. nawet zdobył mistrzostwo klasy 1000 ccm w Europejskich Mistrzostwach Samochodów Turystycznych.
Fot. Formula 1 / Giancarlo Baghetti wygrał swój debiutancki wyścig F1 – GP Francji 1961
GP USA 1970: Reine Wisell i jego trzecie miejsce
Wielka niespełniona nadzieja szwedzkiego motorsportu dostała nieoczekiwaną szansę debiutu w czasie wyścigu na torze Watkins Glen. Śmierć Jochena Rindta spowodowała bowiem wielkie zamieszanie w ekipie. W efekcie miejsce tragicznie zmarłego Austriaka oraz Jona Milesa zajęli Emerson Fittipaldi i właśnie Szwed. W kwalifikacjach do wyścigu Skandynaw zajął 9. miejsce. Wydawało się, iż w wyścigu nie odegra żadnej kluczowej roli. Nikt po prostu nie zwracał na niego uwagi.
I to było sporym błędem. Wisell po cichu robił swoje. Jechał szybko i pewnie, a po awarii Jackiego Stewarta wskoczył na trzecie miejsce, którego nie oddał już do mety. Nie można było jednak mówić, że stanął na podium tylko dzięki pechowi Szkota. Skandynaw bowiem w drodze po podium ograł na dystansie wyścigu m.in Chrisa Amona i Jacky’ego Ickxa.
Jak się okazało Wisell zniknął tak szybko jak się pojawił i po trzech latach już mało kto pamiętał kim jest Szwed, który na Watkins Glen potrafił walczyć na równi z najlepszymi.
Happy 73rd birthday to Swede Reine Wisell, who took his only podium in his very first GP – at The Glen in 1970. ©LAT pic.twitter.com/gFuXA9Z9hN
— Henry Hope-Frost (@henryhopefrost) September 30, 2014
GP Kanady 1971: Trzecie miejsce Marka Donohue’a
Amerykanin w swojej ojczyźnie uznawany był za niezwykłego kierowcę. Jego umiejętności połączone z niezwykle wielką wiedzą techniczną skutkowały tym, iż wielu zawodników obawiało się go. W 1971 roku Donohue został zaproszony do udziału w dwóch wyścigach Formuły 1, które odbywały się na terenie Ameryki Północnej. Pierwszy z nich rozgrywany był na torze Mosport Park w Kanadzie. Kierowca w kwalifikacjach zdołał zająć wysokie ósme miejsce. Ekipa Penske do startu wystawiła McLarena M19A z silnikiem Forda.
GP Kanady 1971 odbywało się w strugach ulewnego deszczu. W roli czarnego konia stawiano kilku amerykańskich kierowców w tym właśnie Marka Donohue, którzy świetnie znali tor Mosport. I rzeczywiście bohater tego akapitu poradził sobie świetnie. Podczas gdy kierowcy tacy jak Graham Hill czy Clay Regazzoni mieli problem z utrzymaniem swojej maszyny na torze, tak Amerykanin szalał. Raz po raz wyprzedzał rywali i awansował na trzecie miejsce. Kiedy deszcz stał się zbyt mocny, aby można było kontynuować wyścig, zawody przerwano na 64. okrążeniu i ich nie wznowiono. W tamtym momencie Donohue zajmował trzecie miejsce. Tym samym stanął na najniższym stopniu podium w swoim własnym debiucie jak i zespołu. Co ciekawe tylko on i Ronnie Peterson nie zostali zdublowani przez Jacky’ego Stewarta. Dla Amerykanina było to jedyne podium w Formule 1.
September 1971: Team Penske makes its Formula One debut with Mark Donohue in the Canadian Grand Prix. #VoteForTheCaptain https://t.co/sim0qnWizN pic.twitter.com/4TYKpb4W8q
— Team Penske (@Team_Penske) April 24, 2018
GP Australii 1996: Jacques Villeneuve i jego drugie miejsce
Wyścig o GP Australii w 1996 roku był wyjątkowy z kilku powodów. Jednym była zmiana lokalizacji. Znany uliczny obiekt w Adelajdzie został zastąpiony przez Albert Park w Melbourne. Niespodziewanie pole position do tego wyścigu wywalczył debiutant i zarazem nowy nabytek Williamsa, Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk niespodziewanie pokonał swojego bardziej doświadczonego partnera z zespołu, Damona Hilla, o 0,138 s. Warto jednak zaznaczyć, że syn Gillesa Villeneuve’a nie dostał się do sportu przypadkiem. Otóż przesądziły o tym sukcesy w Stanach Zjednoczonych, gdzie pokonał kilku byłych i utytułowanych kierowców F1. W sezonie 1995 został mistrzem CART oraz wygrał Indianapolis 500. Jego dobra forma przyszła z nim do nowej serii, a dość dobry wówczas pakiet Williamsa umożliwiał naprawdę dużo.
Każdy przed wyścigiem zastanawiał się, czy debiutant wytrzyma presję. Ten mimo uślizgów po ruszeniu z miejsca i zblokowaniu koła, utrzymał P1. Za to Damon Hill stracił na początku okrążenia pozycje na rzecz Eddiego Irvine’a i Michaela Schumachera z Ferrari. Brytyjczyk później przeskoczył obu rywali. A potem przy restarcie z pól startowych nie zawalił sprawy i nawiązywał walkę z Jacquesem Villeneuve’em. Po wizytach u mechaników, gdy Hill zjechał dwa okrążenia po zespołowym koledze, udało się wyjechać przed nim. Jednakże po kilku zakrętach stracił prowadzenie. Wydawało się, że Villeneuve pomknie po zwycięstwo w debiucie, ale powstrzymał go… wyciek oleju na 5 okr. przed metą. W jego wyniku Kanadyjczyk tracił nieco tempo, ekipa kazała mu zwolnić, a Hill go po prostu wyprzedził i odjechał na 38 sekund. Na jego szczęście dominacja Williamsa była tak duża, że spokojnie obronił 2. miejsce.
Fot. Adelaide GP / Twitter
GP Australii 2007: 3. miejsce Lewisa Hamiltona
McLaren przed sezonem 2007 postanowił zaryzykować i dać miejsce swojemu wychowankowi, Lewisowi Hamiltonowi. Brytyjczyk odwdzięczył się w jeden z najlepszych możliwych sposobów, stając na podium w pierwszym wyścigu kampanii. Wówczas 22-latek zajął 3. miejsce w GP Australii, ulegając jedynie Kimiemu Raikkonenowi i Fernando Alonso. Jakby tego było mało, mistrz GP2 z 2006 roku miał serię 9 podiów z rzędu i przez długi czas prowadził w klasyfikacji generalnej. Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał, ale to pokazało z jakiego kalibru talentem F1 ma do czynienia.
Wracając na chwilę do debiutu obecnie już 7-krotnego mistrza świata, to startował on z 4. pola. Tuż po starcie na chwilę wyprzedził go nasz rodak, Robert Kubica, który jeździł wtedy dla BMW Sauber. Polak agresywnie ruszył w stronę wewnętrznej, a jego rywal z kartingu i F3 odjął, aby minąć jego oraz Fernando Alonso po zewnętrznej. Automatycznie Hamilton przebił się na 3. miejsce i niespodziewanie pokonał zespołowego kolegę. Taki manewr zrobił wrażenie, ponieważ debiutant miał nie mieć szans w starciu z panującym wtedy 2-krotnym czempionem. Ostatecznie Alonso odzyskał pozycję na rzecz Hamiltona poprzez inną strategię.
2007 Australian Grand Prix, Melbourne
Lewis Hamilton made an impressive GP debut.
4th on the grid, Hamilton led laps 19-22 (during the pit stop sequence) & brought his McLaren-Mercedes-MP4/22 home in 3rd position.
© LAT#F1 pic.twitter.com/5NHK8WxvhA
— Grand Prix Memories 🏎️🏁 (@GPMemories) February 4, 2020
To wszystko w połączeniu ze słabszym tempem Nicka Heidfelda z BMW Sauber zaowocowało podwójnym podium dla McLarena. Fernando Alonso zakończył jako drugi ze stratą 7 sekund do lidera, a Lewis Hamilton przyjechał 11 sekund po nim. Zmagania wygrał Kimi Raikkonen, który debiutował w barwach Scuderii Ferrari. Jak się okazało skład tamtego podium stoczył zacięty bój aż do końca GP Brazylii 2007. Górą wyszedł Iceman. Obaj kierowcy McLarena przegrali o zaledwie punkt. Lepszy bilans drugich miejsc sprawił, że to Hamilton został wicemistrzem, aby rok później dopiąć swego. Do zdobywania tytułów MŚ Brytyjczyk powrócił w sezonie 2014, będąc już zawodnikiem Mercedesa.
Najlepsze debiuty w F1. GP Australii 2014: Kevin Magnussen niczym Lewis Hamilton
Sezon 2013 był rozczarowujący dla McLarena. Po latach walki z Red Bullem i Ferrari, stajnia z Woking wypadła z gry o wielkie cele. W nowych warunkach nie poradził sobie zbyt dobrze Sergio Perez, który przegrał pojedynek z Jensonem Buttonem różnicą 24 punktów. Jako, że McLaren miał dwóch mocnych juniorów, Kevina Magnussena i Stoffella Vandoorne’a, to chciał zrobić jednemu z nich miejsce. Tym sposobem pożegnali się z Checo. Na szczęście do Meksykanina pomocną dłoń wyciągnął Vijay Mallya, właściciel Force India. Jego miejsce zajął za to Duńczyk, który w 2013 roku w przekonującym stylu zdobył mistrzostwo w Formule Renault 3.5. Kevin Magnussen już na początek kariery pokonał Jensona Buttona w kwalifikacjach, zdobywając 4. pole startowe. Mistrz świata z 2009 roku był dopiero jedenasty.
Nikt nie spodziewał się, że Kevin Magnussen zaliczy tak udany start. W dodatku pokonał mistrza w zmiennych warunkach, a jak wiemy, Button słynął z dobrego wyczucia. Oczywiście wyścig napisał jeszcze lepszą historię. Otóż po starcie Magnussen omal nie wypadł toru, uratował bolid i obronił 4. miejsce. Większe problemy miał za to Lewis Hamilton, zdobywca PP. Brytyjczyk stracił moc (winna była izolacja przepływu prądu) i wymijali go kolejni kierowcy. To pozwoliło debiutantowi wskoczyć na 3. lokatę, którą obronił aż do mety. W dodatku pod koniec dogonił Daniela Ricciardo (debiutującego w Red Bullu). Ostatecznie nie dał rady odebrać mu 2. miejsca i stanął na najniższym stopniu podium. Parę sekund za nimi wpadł Jenson Button. W ten sposób Duńczyk jak na razie stał się tym, który zamyka listę „Najlepsze debiuty w F1”.
Fot. Laura / Twitter
Później jednak okazało się, że w bolidzie reprezentanta gospodarzy doszło do usterki, w wyniku której chwilowe przepływy paliwa przekraczały normę. W wyniku tej inspekcji, sędziowie pozbawili Ricciardo podium w domowym GP. Australijczyk został zdyskwalifikowany, a McLaren świętował podwójne podium. Także na papierze Kevin Magnussen miał nieco lepszy debiut od Lewisa Hamiltona. Niestety później jego kariera w F1 nie potoczyła się tak dobrze.