Volkswagen w F1 cieszyłby się poparciem konkurencji?
Na pewno opinia kanadyjskiego biznesmana nie powinna być zaskoczeniem. Ojciec Lance’a Strolla należy do bardzo odważnych ludzi i nie obawia się konkurencji. Według niego to ona napędza rynek i jest niezbędna, aby też samemu się doskonalić. Według właściciela zespołu Aston Martin, Formuła 1 powinna zadbać o to, aby mieć jak najwięcej konkurencyjnych producentów. Obecność grupy Volkswagen AG w F1 mogłaby korzystnie wpłynąć na sport oraz dotychczasowych uczestników.
– Z pewnością powitałbym i przyjąłbym wejście Grupy VW. Po prostu myślę, że to pokazałoby siłę tego sportu. Silniejsze grupy, które są w sporcie, są lepsze dla wszystkich zaangażowanych. I to niezależnie od tego, czy są to kibice, czy to właściciele zespołów, czy to FOM czy FIA. Więc wiem, że są dość pochłonięte rozmowami na temat powrotu z jedną lub dwiema ich markami. Jestem bardzo podekscytowany i popieram taki ruch. Nie mogę się doczekać, aż wejdą do tego sportu. Myślę, że byłoby wspaniale – powiedział Lawrence Stroll.
Osoby powiązane z Grupą Volkswagena donosiły już, że w 2017 roku mieli nawet gotowy silnik zgodny z obecnymi wytycznymi w F1. Od kilku lat przedstawiciele Audi, Porsche, a nawet Lamborghini pojawiali się na spotkaniach z FIA ws. kwestii silnikowej w królowej sportów motorowych. Wcześniej obecny szef F1, czyli Stefano Domenicali, reprezentował ich, pracując jeszcze nie tak dawno dla „Lambo”. Wtedy jednak większość skupiała się wokół rewolucji silnikowej 2021, do której finalnie nie doszło. FIA i Liberty Media postawiły sobie za cel, aby nowa formuła silnikowa zwabiła nowych producentów i weszła w życie od 2025 roku. Początkowo w grę wchodził sezon 2026, ale wraz z przyspieszeniem zamrożenia silników z 2023 na 2022 r. plany uległy zmianie.
Większe otwarcie się F1 na Stany Zjednoczone może pomóc?
Na pewno rynek amerykański należy do ważnych, jak i nie najważniejszych dla wielu koncernów motoryzacyjnych. Fakt, że już od 2022 roku mają co najmniej odbywać się dwa wyścigi F1 w Stanach Zjednoczonych może zwiększyć atrakcyjność sportu. Liberty Media bardzo chciałaby, aby królowa sportów motorowych była niemalże tak samo popularna w USA jak np. Nascar czy IndyCar. Jeśli obok GP Stanów Zjednoczonych na obiekcie COTA dojdzie GP Miami na Hard Rock Stadium, to może pomóc. Potencjalnie od 2025 roku Volkswagen w F1 mógłby zacząć robić sobie dużą reklamę. Tym samym odzyskałby zaufanie w Stanach Zjednoczonych po pamiętnym dieselgate.
Sam Lawrence Stroll zapewnił, że Aston Martin może jedynie poprawić swoje wyniki w USA. To samo może dotyczyć Mercedesa, Ferrari, McLarena i innych. Kanadyjczyk nie zdziwiłby się, gdyby w Stanach Zjednoczonych doszła jeszcze jedna lokalizacja – mianowicie Las Vegas.
– Dla naszej firmy produkującej samochody drogowe, Stany Zjednoczone jest to nasz drugi co do wielkości rynek. Mamy tam ogromną liczbę fanów od wielu lat. F1, ich nacisk i miejsce, w którym widzą dla nich największą szansę na rozwój, to Stany Zjednoczone. Dlatego w przyszłym roku dodamy Miami, dlatego rozmawiamy o Las Vegas. Teraz Stany Zjednoczone są największym rynkiem konsumenckim na świecie, szczególnie jeśli chodzi o produkt premium, a nasza obecność jest najmniejsza. Tak więc szansą na rozwój, dla sportu, dla zespołów, aby przyciągnąć sponsorów, fanów, zdecydowanie największą szansą są Stany Zjednoczone, ponieważ była to taka pustka przez tyle lat – powiedział dyrektor generalny Aston Martin Lagonda Ltd.
Jaką drogę mógłby obrać Volkswagen w F1?
Na pewno najbardziej prawdopodobną opcją byłaby współpraca z Red Bull Racing. Obie marki mają na koncie wiele współpraca i sukcesów w motorsporcie. W dodatku Austriacy utworzyli własny dział silnikowy – Red Bull Powertrains Ltd. – co mogłoby ułatwić wejście do F1 z jedną z marek z grupy VW. Doświadczenie inżynierów ekipy z Milton Keynes w pracy z silnikami hybrydowymi Renault i Hondy mogłoby okazać się bardzo cenne. Jeśli doliczylibyśmy pracowników AlphaTauri, którzy mieli okazję obcować z produktem Ferrari w 2016 r. za czasów Toro Rosso, to robi się bardzo ciekawie. Zapominać nie można też o współpracy Red Bulla z Astonem Martinem w latach 2016-2020, która mogła zaowocować ściągnięciem nowych osób, o których zbyt głośno nie było. Pewne jest, że Austriacy zwerbowali sporo ludzi z Mercedesa. A mówi się też jeszcze o przejęciu części pracowników z brytyjskiej bazy Hondy. Dołączenie specjalistów z Audi czy Porsche w połączeniu z inwestycją mogłoby przyspieszyć osiąganie sukcesów.
Łącząc siły z Red Bullem, jedna z marek VW miałaby dużo łatwiej. Zwłaszcza, że w razie konieczności prac nad niezawodnością silników automatycznie mają do dyspozycji 4 bolidy. Na ten moment pod kątem wyboru roli dostawcy jednostek napędowych taka współpraca miałaby sens.
Nieco inaczej jest w przypadku angażu jako zespół fabryczny. Wówczas w grę wchodziłyby wykupienie udziałów w jednej z ekip lub budowa wszystkiego od nowa. Ta druga opcja wydaje się najmniej prawdopodobna przez obraną strategię koncernu. Jeśli jednak mieliby wkupić się gdzieś to mogą rozważyć połączenie sił z McLarenem lub Williamsem. W przeszłości Porsche dostarczało silniki McLarenowi, więc to mogłoby mieć potencjał, gorzej byłoby z przejęciem udziałów. Obecność Andresa Seidla w projekcie, który był szefem programu LMP1 w Porsche, też byłaby atrakcyjna. Ciekawą, ale chyba najtrudniejszą drogą, byłaby współpraca z Williamsem i Dorilton Capital. VW ma w Grove kilku swoich byłych, wpływowych pracowników, tj. Jost Capito. Tutaj jednak pod względem sukcesów trzeba byłoby uzbroić się w cierpliwość.