Inflacja wywołała problem
Przypomnijmy, że limit budżetowy wszedł w życie w sezonie 2021. Wówczas obowiązująca kwota wynosiła 145 mln USD na rok i było wiadomo, że w kolejnych 2 latach będą cięcia o kolejne 5 i 10 mln USD. Liberty Media i FIA nie przewidziały jednak tak dużej inflacji niemalże na całym świecie. To ona sprawiła, że wyliczenia ekip stały się bezużyteczne, ponieważ machina ruszyła. Rozwój bolidów został zaplanowany, a w związku z rewolucją nikt nie miał pewności co do poziomu niezawodności czy pechowych zdarzeń tj. zniszczenia. Przed startem kampanii AlphaTauri i Alfa Romeo przyznały, że są na limicie, czyli o krok od przekroczenia ograniczenia. Mercedes, Ferrari, Red Bull czy Aston Martin też zgłosiły swoje obawy. Inną opinię wyrażały Alpine, Williams, Haas czy McLaren, ale i oni zdają się wyłamywać. W Wielkiej Brytanii, gdzie 7 z 10 zespołów mają swoje bazy, znacząco wzrosły wszystkie koszty, co wywołało niepokój.
Idea limitu budżetowego upada?
Nic więc dziwnego, że władze F1 zaniepokoiły się tym faktem. Jeśli argumenty uczestników mistrzostw przemawiają do nich, całkiem możliwe, że w odpowiedzi na kryzys zwiększy się limit budżetowy. Na ten moment nie wiemy jeszcze o ile i czy na pewno tak się stanie. Słowa dyrektora zarządzającego F1 mogą nam jednak zasugerować, że będzie to nieuniknione.
– Myślę, że wzrost inflacji wymaga przeglądu. […] Kiedy te zasady zostały opracowane, inflacja była stosunkowo niska i przewidywalna, a teraz jest wysoka i nieprzewidywalna. Jeśli spojrzysz na stopy inflacji, które dotyczą przedsiębiorstw przemysłowych, takich jak zespół Formuły 1. Masz moc, materiały, wszystko, co wymaga wydatków. Więc myślę, że jest na to rozwiązanie – powiedział Ross Brawn.
Jeśli chodzi o sam limit budżetowy warto pamiętać, że w jego skład nie wchodzą wynagrodzenia dla kierowców. Oprócz tego nie mamy tam uwzględnionych jednostek napędowych, działań marketingowych, podróży czy pensji kierownictwa zespołu. Rolą limitów budżetowych było wyrównanie szans i zbicie stawki. Teraz nie wiadomo, na ile potencjalne podwyżki znów nie wesprą większych graczy. Sam Brawn w przeszłości pracował dla Benettona, Ferrari czy Mercedesa, więc doskonale wie, co mogłoby ich ograniczyć i aż tak bardzo nie wzmocnić. Dlatego też na decyzję przyjdzie nam poczekać. Brytyjczyk w przeszłości miał też swój zespół, Brawn GP, który zdobył podwójną koronę w 2009 r. mimo kłopotów… z budżetem.