Problemy w Ferrari przybliżały Vettela do odejścia
Na przestrzeni sezonów 2007-2022, Vettel miał różnych zespołowych kolegów. Najdłużej, bo 5 lat spędził wspólnie w Red Bullu z Markiem Webberem. Po fali sukcesów przyszło mu wyzwanie w postaci Daniela Ricciardo, który w 2014 r. bez kompleksów rozprawił się z 4-krotnym czempionem F1. Kolejne 4 lata to Ferrari i współpraca z Kimim Raikkonenem i walka o tytuły w latach 2017-2018 z Mercedesem i Lewisem Hamiltonem, ale bez happy endu.
W 2019 roku Niemcowi przyszło zmierzyć się z nową gwiazdą i zarazem wychowankiem Scuderii, Charlesem Leclerkiem. Monakijczyk miał imponujący debiut w Alfie Romeo-Sauber i dostał angaż, początkowo jako pomocnik Sebastiana Vettela. Szybko jednak sytuacja ta zaczęła się zmieniać, gdy młody wilk zaczął pokonywać tego starszego. W trakcie weekendów w Bahrajnie, Meksyku, Singapuru czy Brazylii wystąpiły największe napięcia między tą dwójką. Teraz, Vettel zebrał się na odwagę i otwarcie przyznał, że porażki w sezonach 2017 i 2018 oraz problemy Ferrari skłoniły go do coraz częstszego myślenia o życiu poza F1.
– W 2017 roku mieliśmy świetny samochód i zabrakło nam tego czegoś. W 2018 roku też mieliśmy świetny bolid, ale pod koniec znów zawiedliśmy. Po prostu w tych dwóch latach nie nadążaliśmy za tempem rozwoju i po prostu cofnęliśmy się, dlatego zostaliśmy pokonani. 2019 był trochę dziwnym rokiem, ponieważ początek sezonu, powiedzmy […] nie dał mi i nam rozpędu, by poczuć: „Dobra, znowu zaczynamy”. Więc zaczynasz myśleć o tym, co właściwie mogło być problemem przez ostatnie kilka lat, a może pojawiło się zbyt wiele myśli. W tym samym czasie dołączył Charles [Leclerc – przyp. red.] – powiedział 4-krotny MŚ F1 w podcaście Beyond The Grid.
Relacje z Leclerkiem lepsze niż można byłoby przypuszczać
Mimo że młody Charles Leclerc dał się we znaki Sebastianowi Vettelowi, tak nie dał się nie lubić. Sam Niemiec dobrze wspomina współpracę z Monakijczykiem w latach 2019-2020. Jednocześnie weteran potrafił też nauczyć się czegoś od młodego zawodnika, co go bardzo ucieszyło. W tamtym okresie wiele mówiło się o trudnych relacjach w zespole, ale często tez pokazywano kierowców razem, już poza kokpitem. Okazuje się, że obaj zawsze się szanowali.
– [Leclerc był – przyp. red.] w zupełnie innym momencie swojej kariery i życia. I to było zabawne, ponieważ obserwowałem go. Myślę, że naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Naprawdę podobał mi się czas, który spędziliśmy razem. Nauczył mnie kilku rzeczy, niekoniecznie dot. prowadzenia samochodu. Jednak było to trochę tak, jakbym patrzył na młodszego siebie i zrozumienie tego zajęło mi trochę czasu – dodał Niemiec.
„Może pogubiłem się w tym procesie”
Sam zainteresowany przyznał jednocześnie, że wiązał być może zbyt duże nadzieje z dołączeniem do Ferrari. To mogło, go zgubić, ponieważ chciał dużo, oczekując wręcz dominacji. Wraz z brakiem sukcesów zaczął poważniej myśleć o życiu poza Formułą 1, ale wciąż był jeszcze głodny wyzwań. Najwidoczniej, gdy poczuł w tym roku, że z Astonem Martinem nie uda mu się wrócić do czołówki, wolał odejść.
– Moim celem nie było po prostu wygranie wyścigu, zrobiłem to. Moim celem było zdobycie mistrzostwa w idealny sposób, w jaki chciałem wygrać, czyli triumfować w wielu wyścigach. Może trochę się zgubiłem w tym procesie, a może moje wyścigi tu i tam nie były najlepsze. Ale nadal powiem, że lekcje, które miałem – i powiedziałbym, że niektóre wyścigi były całkiem dobre – były ważniejsze. Następnie wkroczyłem w 2020 rok, oczywiście z pandemią, i zrobiło to miejsce na wydźwięk tego głosu we mnie. Interesujące, ale nazwałbym to po prostu życiem i myślę, że wszyscy przechodzimy przez to w taki czy inny sposób. Nie jestem wyjątkiem, nie jestem nikim wyjątkowym – zakończył 35-latek.