Ford wróci do F1?
W przeszłości firma założona przez Henrego Forda miała swoje epizody w F1. I to dość udane. Amerykanie wspierali Coswortha w projekcie słynnej jednostki DFV, która osiągała największe sukcesy w sporcie. Dopiero wraz z erą turbo w latach 80-tych XX wieku nie były już najlepszą opcją. W 1989 roku wraz ze zbanowniem silników turbodoładowanych Ford i Cosworth powoli wracali do gry. To z nimi oraz Benettonem w 1994 roku Michael Schumacher wywalczył swój pierwszy z siedmiu tytułów mistrzowskich. Potem współpracowali m.in. z Sauberem czy Tyrrellem, a w 1997 roku byli zaangażowani w ekipę Stewart GP. W 1999 roku doczekali się nawet triumfu. Od 2000 roku, będąc właścicielami Jaguara, postanowili wprowadzić tę markę do F1 i przejęli ekipę z Milton Keynes. Do końca 2004 roku sukcesy nie nadeszły i zespół przejął Red Bull, a resztę historii większość z was już zna.
Nic dziwnego, że po tym jak Czerwone Byki nie porozumiały się z Porsche, Ford jest jedną z marek, która mogłaby prowadzić rozmowy. Oba podmioty poniekąd łączy historia. W dodatku Austriacy mają już gotowy dział silnikowy, do którego ściągnęli jednych z najlepszych specjalistów od konkurencji. Stajnia z Milton Keynes może być samowystarczalna, ale też nie powadzi partnerem, który chciałby współpracować przy części podzespołów. Podkreślali to Christian Horner i dr Helmut Marko. Dlatego w kontekście takich współpracowników wymieniane są marki Hyundai czy Ford, chcące rozszerzyć zaangażowanie w motorsport.
Tutaj jednak pojawia się ciekawa kwestia, ponieważ od połowy września FIA przedłużała kolejne terminy dot. zgłoszeń producentów jednostek napędowych F1 od 2026 roku. Dotychczas na liście znalazły się Audi, Red Bull Powertrains, Renault, Mercedes, Ferrari i Honda. W grudniu br. nie doszedł nowy podmiot.
Honda może postawić na zespół fabryczny
Co ciekawe, od sezonu 2023 Honda będzie widoczna w nazwie producenta silników obok skrótu RBPT. Japończycy jednak niekoniecznie chcą wracać do F1 na pełen etat i do 2026 roku mogą jeszcze nie wyprodukować nowych układów napędowych. Naturalnym partnerem wydawałby się Red Bull, z którym połączyły ich bliskie relacje, które utrzymały się po ogłoszeniu odejścia ze sportu we wrześniu 2020 roku. Jednakże wiele mówi się o tym, że Austriacy mieliby sprzedać AlphaTauri właśnie Hondzie, która utworzyłaby fabryczny zespół. Właśnie dlatego po to marka z Tokio miała się zgłosić jako osobny producent. Za to Czerwone Byki pozostałyby w królowej motorsportu z jednym zespołem i jednostką stworzoną przez siebie. W dodatku mogliby sprzedać „miejsce w nazwie” jednej ze znanych marek, co pomogłoby ograniczyć wydatki.
Obecni producenci wydają w F1 od 220 do 300 mln USD. Nic dziwnego, że FIA chce to też objąć limitem budżetowym. Mówi się, że będzie on wynosił 100 mln USD rocznie. Jako że rewolucja miała uprościć jednostki, które miałby zawierać tę samą spalinówkę turbodoładowaną V6-tkę, ale już bez MGU-H. Wymagany jest jednak rozbudowane MGU-K, bowiem moc ma utrzymać się na poziomie 1000 KM. Do tego dochodzą nowe paliwa syntetyczne tzw. „drop-in”, które mają zmniejszyć udział pochodnych kopalnych w składzie mieszanki.
Według RacingNews365.com niewykluczone, że zobaczymy oznaczenia tj. Red Bull-Ford, Red Bull-Exxon, Red Bull-Rexona lub Red Bull-Apple.
Liberty Media i FIA nie poprzestaną na Audi
Na pewno Ford nie powinien być obojętny wobec fali wzrostowej F1 na świecie. Dzięki Liberty Media seria zaczęła znów cieszyć się sympatią w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego, że do sezonu 2023 rozegrane zostaną tam aż 3 wyścigi. Do Austin i Miami dołączy Las Vegas, które już niegdyś ugościło królową sportów motorowych. Sam Ford w przeszłości był wielkim rywalem Ferrari w motorsporcie. Nic dziwnego, że jeśli związaliby się z Red Bullem, to koszty uczestnictwa w projekcie F1 nie byłyby zbyt wysokie. A w dodatku mieliby duże szanse na sukces zważywszy na dobre zorganizowanie w stajni z Milton Keynes, która jako prywatny zespół rzuca wyzwanie potęgom takim jak Ferrari czy Mercedes. Jeśli do czasu debiutu „nowych” silników w F1 mieliby sukcesy w WRC z M-Sportem, to kto wie, czy jeszcze nie wejdą po prostu jako częściowy partner dla RBPT.
– Nie komentujemy spekulatywnych historii – ujawnił rzecznik Ford Performance. Taki cytat w kontekście zaangażowania Amerykanów w królową sportów motorowych można znaleźć na łamach Sports Business Journal.
Ważne w osiągnięciu porozumienia na linii Ford-Red Bull będzie zgoda w zarządzie amerykańskiej marki. Jeśli Jim Farley, dyrektor generalny Forda i William Clay Ford Jr, prezes wykonawczy, dogadają się, to szanse na powodzenie są większe. Mało prawdopodobne, aby Amerykanie chcieli kupić sporą część udziałów w ekipie Czerwonych Byków. Dlatego ich szanse byłyby większe niż Porsche. które chciało zbyt wiele, przez co obecnie ich szanse na dołączenie do chociażby Audi są niewielkie. Chociaż ponoć istnieje alternatywa z McLarenem lub Williamsem, które mogłyby mieć silniki brata z Grupy Volkswagena, ale pod nazwą od marki ze Stuttgartu. Nie byłoby to jednak zgodne z ambicjami niemieckiego producenta sportowych samochodów.