MoneyGram Haas F1. Dokąd zmierza zespół?
Trzeba przyznać, że początki amerykańskiego zespołu w Formule 1 były udane. W 2016 roku ich przygoda rozpoczęła się od pozycji nr 6 i 5 za sprawą Romaina Grosjeana. Tak mocne wejście, podczas gdy zespoły, które weszły do stawki w 2010 roku szybko odpadały (wtedy jeszcze jedynie Manor walczył o przetrwanie) – to musiało robić wrażenie. Gene Haas i Guenther Steiner od początku postawili na ścisłą współprace ze Scuderią Ferrari. Ulokowali tam nawet jedną z filii, aby być bliżej „wszystkiego”. Poza stajnią z Maranello, postanowili ściśle współpracować z Dallarą. Korzystanie z podzespołów i wszystkich dozwolonych części z zewnątrz za dobre pieniądze przez jakiś czas faktycznie opłacało się. W 2018 roku Haas walczył z Renault o 4. miejsce w klasyfikacji konstruktorów, co było godne pochwały. Niestety później coś się zacięło.
W 2019 roku zespół Gene’a Haasa postawił na współpracę z Rich Energy. Firma miała duże ambicje, aby pomóc stać im się ekipą na miarę Red Bull Racing. Oczywiście dość szybko, bo w okolicy połowy sezonu okazało się, że Amerykanie mają problem z partnerem i brakiem jakiegokolwiek finansowego wsparcia. Szybko postanowiono o rezygnacji z reklamowania marki produkującej – bądź też dla niektórych mającej w ogóle dopiero to robić – napojów energetyzujących. Na domiar złego Haas nie wstrzelił się w nowe regulacje i wykorzystanie większości od modelu Ferrari z 2018 roku w połączeniu z aktualizacjami przyniosło spory problem z dogrzaniem opon. Następnie pojawiły się też kłopoty z degradacją. I właściwie do dziś to nie ustało.
Najtrudniejszy okres
Sezony 2020-2021 były kompletnie do zapomnienia. Wszyscy czekali na rewolucję techniczną 2022, która ostatecznie pomogła stajni z Kannapolis wrócić do środka stawki. Kevin Magnussen wrócił do ekipy i starał się dźwigać ciężar jak tylko się da. Nie pomagały jednak kłopoty Micka Schumachera, który często miał przebłyski szybkości, ale i tak samo często rozbijał się. To poniekąd błędy Niemca kosztowały Haasa odpowiedni rozwój VF-22. Powrót z końca na 8. miejsce w klasyfikacji mógł mimo wszystko robić dobre wrażenie. Dlatego Steiner i jego ludzie liczyli na mocny 2023 rok. Finalnie VF-23 pozwalał na niezłe lokaty, ale głównie w… soboty. W wyścigu nadmierna degradacja ograniczała Kevina Magnussena i Nico Hulkenberga. Tak też zespół ponownie wrócił na szary koniec.
Haas… Czy oni nie chcą sponsorów?
Takie pytanie wielu zadaje sobie po tym, jak wyszło, że Stellantis czy też głównie Alfa Romeo nie dogadali partnerstwa z Haasem. Stajnia z Kannapolis miała spore szanse na duży sponsoring, ale ponoć oczekiwała wyższych kwot aniżeli Sauber (obecnie Stake). To dość dziwne, ponieważ walczący o każdy milion funtów zespół raczej związałby się z tak dużą marką z ciekawą historią. Zwłaszcza że koniec partnerstwa Alfy Romeo z Sauberem dobiegł końca w 2023 roku i była to niezła okazja.
Z mniejszymi podmiotami będzie im jeszcze trudniej, ponieważ trudno im będzie wrócić choćby do formy z sezonu 2022. To też ogranicza ekspozycję w TV i nie tylko, ponieważ przeważnie koniec stawki jest częściej pomijany, a bycie chwilowo w środku też nie wywołuje czegoś extra. Zobaczymy, jak to się potoczy. Wiele wskazuje na to, że Andretti Global wraz Cadillakiem/General Motors zrobiłyby o wiele więcej dla samej F1.
Burzliwe odejście Guenthera Steinera
Rozstanie Steinera z Haasem na pewno nie należało do najłatwiejszych. Włoch miał pewne cele i też raczej nie był skory do samodzielnej rezygnacji. Między nim a Gene’em Haasem musiało być naprawdę gorąco. Człowiek, który był w projekcie od samego początku, zarządzał wszystkim twardą ręką, pilnował niemalże wszystkiego, nie odszedłby pod wpływem jednej chwili. Najwidoczniej nie było szans na porozumienie, a sam Guenther Steiner nie chciał, aby zespół stał w miejscu i ciągle okupował tyły. Mimo że od czasu pojawienia się MoneyGram miało być spokojnie w kontekście finansów, tak raczej nie jest to do końca prawdą.
Coraz bardziej widać, że koncepcja działalności ekipy z Kannapolis powoli upada. Pozostałe 9 zespołów ma znacznie większą niezależność oraz większe możliwości dopracowania swoich konstrukcji. Tymczasem Haas wciąż trochę działa w fabryce Ferrari, a potem musi konsultować się z Dallarą i wszystko dogrywać. Trudno im zaprojektować cokolwiek swojego i muszą liczyć na udane owoce pracy włoskich kolegów rok wcześniej, aby później prezentować się przynajmniej przyzwoicie do połowy kampanii, albo i krócej. Brakuje w tym wszystkim ładu, a odkupienie nawet brytyjskich baz po dawnych zespołach (Bandury) na niewiele im się zdaje.
Guenter Steiner nawet nie podzielił się swoimi odczuciami po ogłoszeniu. Jedynie Gene Haas chciał mu podziękować. – Chciałbym podziękować Guentherowi Steinerowi za jego ciężką pracę na przestrzeni ostatniej dekady. Życzę mu wszystkiego dobrego w przyszłości. Idąc naprzód stało się dla nas jasne, że musimy poprawić nasze wyniki na torze. Mianując Ayao Komatsu na szefa zespołu, stawiamy inżynierię w centrum struktury zarządzającej.
Ayao Komatsu. Kim jest ten, który ma zapanować nad tym bałaganem?
Raczej tego pana wszyscy kojarzą z alei serwisowej. Wyróżniał się on nie tylko w Haasie, ale i Lotusie, zanim ten drugi przejęło z powrotem Renault. Ayao Komatsu ma już 20 lat doświadczenia w Formule 1. W 2003 roku zaczynał jako inżynier odpowiedzialny za pracę ogumienia w zespole B.A.R. Następnie w 2006 roku pracował dla Renault jako specjalista ds. wydajności i świętował tytuły wspólnie z Fernando Alonso. Już w 2011 roku był inżynierem wyścigowym Witalija Pierowa, a w kolejnym Romaina Grosjeana. Kiedy to Francuz przechodził do Haasa, to trafił tam także Japończyk. Jednakże już jako inżynier ds. wydajności na torze i funkcję tę piastował do 9 stycznia 2024 roku. Dzień później objął już stery Haasa jako szef.
Patrząc na doświadczenie i samą znajomość ekipy z Kannapolis, Komatsu powinien sobie poradzić. Jednakże bez odpowiedniego wsparcia sam wiele nie wskóra. Gene Haas najwidoczniej musi widzieć w nim autorytet i chciałby mu zaufać, aby coś zmienić. Wielu obawia się jeszcze większego zaciskania pasa, zwłaszcza finansowego, aniżeli poświęceń na rzecz F1. Patrząc na Andreę Stellę w McLarenie wydaje się, że obsadzenie na czele zespołu jednego z najważniejszych inżynierów może się opłacić. Czas pokaże, jak będzie z Ayao Komatsu. Ambicje są wysokie, o czym świadczą słowa Japończyka.
– W tym biznesie najważniejsze są wyniki. Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie brakowało nam konkurencyjności. To z kolei rodziło frustrację. Mamy jednak wielkie wsparcie ze strony Gene’a i naszych partnerów. Chcemy z równie wielkim entuzjazmem zapewnić lepsze osiągi na torze. Mamy wspaniałą ekipę rozlokowaną w fabrykach w Kannapolis, Banbury i Maranello. Wiem, że wspólnie możemy osiągnąć wspaniałe wyniki. Stać nas na to – podkreślił nowy szef MoneyGram Haas F1.