„Lucky!” w pigułce
Serial „Lucky!” składa się z 8 odcinków, które przedstawiają nam spojrzenie Berniego Ecclestone’a na wiele kwestii związanych z F1. Produkcja została przygotowana przez Manisha Pandeya, jednego z bardzo dobrych znajomych byłego szefa FOM. Nie oznacza to jednak, że otrzymujemy wyidealizowany obraz, ponieważ sam bohater materiału w trakcie zdradza nam trudne momenty, z którymi musiał się mierzyć. Warto wspomnieć, że wspomniany producent ma też na koncie udział w oscarowym dokumencie „Senna” z 2010 roku. Oprócz tego pracował jeszcze przy serialu „Grand Prix Driver”, który opowiadał nam o McLarenie. Śmiało można stwierdzić, że mamy tutaj osobę, która dobrze odnajdywała się w środowisku królowej motorsportu.
W trakcie każdego odcinka przewija się sporo archiwów i nagrań, które nie były często pokazywane. Motyw polegał na ukazaniu wszystkiego takim, jakim to było i umieszczenie wywiadów z Bernie’m Ecclestone’em, które nagrywano w jego domu w Szwajcarii oraz na Ibizie. Wszystko było kręcone w okresie pandemii koronawirusa. Były szef Formula One Management od końca 2016 roku jest już na zasłużonej emeryturze, po tym jak władza nad serią przeszła w ręce Liberty Media. Początkowo było wiadomo, że po tylu latach Brytyjczykowi trudno będzie pogodzić się z końcem pracy, ale taki moment musiał nastać. Na pewno cieszy fakt, że mimo kilku nieporozumień z nowymi właścicielami, ci nie robili problemów z dostępem do archiwów F1.
Fot. Viaplay Polska
Wszystkie osiem odcinków „Lucky!” mieści się w czasie ok. 45 minut. Suma summarum daje to nam 6 godzin seansu. Warto wspomnieć, że serial doczekał się swojej światowej premiery już pod koniec 2022 roku. Jednakże wtedy było to tylko w Wielkiej Brytanii. Nic dziwnego, że wiele platform rzuciło się na wykup praw i decydowało się na tłumaczenia i umieszczanie napisów. Po wspomniany dokument sięgnęły m.in. Viaplay, Star+, ESPN LatAm czy Discovery+. Od końca 2023 roku w Polsce oferuje go pierwsza ze wspomnianych platform. Każdy widz ma możliwość włączenia polskich napisów. Wraz z początkiem 2024 r. na platformie streamingowej Viaplay mamy już dostęp do wszystkich odcinków.
Bernie Ecclestone. Człowiek, który pokochał F1 od samego początku
Na pewno Berniego Ecclestone’a nie trzeba nikomu przedstawiać. Mowa o człowieku, który przez ponad 40 lat kierował F1. To dzięki tej postaci zmieniło się podejście i seria stała się globalna. Z czasem doszły też duże pieniądze oraz sława. Gdyby jeszcze doliczyć samemu bohaterowi, ile lat śledził królową motorsportu to pojawia się wątek samej inauguracji, czyli GP Wielkiej Brytanii 1950. Wówczas młody Bernie pojawił się na samym Silverstone wraz ze swoim ojcem. Po drodze była także próba ścigania się, która nie przyniosła sukcesu. Gdyby nie to Ecclestone nie poznałby wielu znakomitych kierowców tj. Stuart Lewis-Evans, Stirling Moss, Jim Clark, Graham Hill, Jochen Rindt. Dla niektórych był nawet menedżerem.
Fot. FOM / Bernie Ecclestone
Nie trzeba było długo czekać, aby handlarz samochodowy na dobre wszedł na salony światowe. Mimo że na pewnym etapie sam zainteresowany był wysoko postawiony w Brabhamie, tak wciąż było mu mało. Bernie Ecclestone widział nieudolności FISA (obecnie: FIA) i dlatego był za stworzeniem organizacji FOCA, która zrzeszała konstruktorów. Tam przejął rolę lidera i rozpoczął osobne negocjacje w włodarzami torów, organizatorami, wielkimi koncernami m.in. tytoniowymi. Właśnie w ich trakcie podpadał Międzynarodowej Federacji Samochodowej, ponieważ wiedział jak godziwie mogą zarabiać zespoły, a nie tylko organ.
Życie ponad wszystko
Naprawdę cieszy fakt, że obecnie już 93-letni człowiek zdołał otworzyć się i momentami pokazał inną twarz. Właśnie mniej taką przedsiębiorcza nastawioną na wynik. Ecclestone bardzo przeżywał śmierć Clarka, Rindta, Petersona czy Senny oraz wyrażał podziw wobec Laudy, który po Nurburgringu 1976 nie poddał się. Padły też wątki miłosne oraz różnic między poszczególnymi czasami. Ecclestone podkreślał inną rolę partnerek kierowców i szefów zespołów F1, które czynnie angażowały się w inne role. Dziś o to naprawdę trudno, wiele się zmieniło i jest po prostu inaczej.
Zdjęcie archiwalne / Brabham BT46B (1978-1979) „fan car” ze słynnym wiatrakiem
Główny bohater spowiada się z rzeczy, które były uznawane za jego grzeszki. Były szef Brabhama, FOCA czy FOM nie omieszkał wytłumaczyć i prostować media. Nie było tutaj jednak żalu, ponieważ najważniejsze dla Brytyjczyka było to, że postępował uczciwie wobec siebie i partnerów. Dla niego umowa słowna miała wartość i doceniał ją mimo upływających lat i tego, że czasem sam musiał się sparzyć. Lata zaangażowania w Formule 1 przyniosły mu pieniądze i sławę, ale też poniekąd jego rola miała ogromny wpływ na podejście firm. Królowa sportów motorowych stała się opłacalna i korzystali na tym wszyscy, mimo że podziały zysków często mogły nie podobać się ekipom. W sumie bezwzględność i nieustępliwość pozwoliły zmieniać oblicze sportu przez 40 lat.
Kulisy F1. Nie zawsze bywało kolorowo
Wydawało się, że nagrywanie wywiadów i postawienie na motyw „gadającej głowy” nie pomoże serialowi. Okazało się to jednak dobre, ponieważ wraz z archiwami oraz ciekawymi animacjami tj. pokój, pokazywanie innych person itd. Wszędzie były kwestie dotyczące F1, w tym też te niewygodne jak afery spygate, crashgate oraz korupcyjna dotycząca CVC i niemieckiego banku, który to na jakiś czas stał się współwłaścicielem serii. Był wątek negocjacji z władzą m.in. w Wielkiej Brytanii oraz prezesami banków, które miały wymuszać pewne decyzje. Niektóre wyzwania były naprawdę trudne, bo część osób w ogóle nie interesowała się F1.
Fot. Viaplay Group
Bernie Ecclestone stawiał na model biznesowy, w którym to każdy ma korzyści i może dalej walczyć o lepsze jutro. Dlatego też interesowały go sprzedaż praw komercyjnych, współprace, oglądalność, budżety reklamowe oraz podział zysków F1. Oczywiście nie mogło zabraknąć bardzo dziwnych wątków technicznych tj. turbo, efekt przypowierzchniowy, dyskwalifikacje, protesty i kłótnie o kształt serii. W końcu lekko być nie mogło, ale każda historia musiała czegoś uczyć. Czasem prymitywne zagrania miały wielką moc i tak m.in. ludzie nie znający i chcący mieć wyścig w Las Vegas wydali astronomiczne wówczas 10 mln USD.
Mały niedosyt, ale czy mimo to warto obejrzeć serial „Lucky!”?
Serial „Lucky!” ma wiele do zaoferowania. Jednakże dla petrolheadów i wieloletnich fanów F1 może przynieść niedosyt. Wydaje się, że 8 skondensowanych odcinków to za mało, aby opowiedzieć o około 70 latach istnienia sportu. W pewnym momencie można się bardzo mocno wkręcić i oczekiwać domknięcia wątku, po czym mamy przejście dalej. Rozbudzenie ciekawości sprawia jednak, że każdy sam z siebie szuka i weryfikuje informacje, pogłębiając przy tym swoją wiedzę. Na duży plus jest oczywiście fakt, że Manish Pandey nie chciał stworzyć pięknej laurki byłego właścicielowi F1. Celem było odkrycie i pokazanie podejścia do życia jednej z najważniejszych postaci w historii królowej motorsportu.
Zapewne wielu cieszyłby fakt ukazania więcej kulisowych historii o organizacji nowych wyścigów. Każda nowa lokalizacja wzbudzała ciekawość. Jedynie na GP Rosji w Soczi poświęcono nieco więcej czasu, a możliwe, że można było odkryć przed nami o wiele więcej. Dałoby się pokazać sens „ekspansji” i przybliżyć też rozmowy z ważnymi politykami w danym państwie.
Fot. Russian GP
Ze swojej strony śmiało możemy polecić seans. „Lucky!” odsłoni przed każdym sporo smaczków i może też motywować do pracy nad własnymi celami. Świetnym rozwiązaniem byłoby też zaangażowanie drugiej osoby, która komentowałaby to, co przekazuje Bernie Ecclestone. Taki zabieg dałby szersze pole do popisu i przedstawiłby coś z kilku różnych stron. Do serialu możesz przejść bezpośrednio tutaj.
Bardzo dziękujemy zespołowi Viaplay Sport Polska za dostęp do wszystkich odcinków dokumentu. Dzięki temu mogliśmy przygotować dla was tę recenzję i przy okazji liczymy na kolejne produkcje.