Przygoda Colapinto z F1 dłuższa niż zakładano
Po udanym początku przygody Franco Colapinto z Formułą 1 większość zastanawia się nad tym, jak pójdzie mu w kolejnej rundzie oraz czy znajdzie zatrudnienie na kolejny rok. Przed dołączeniem Argentyńczyka do Williamsa w trakcie trwania obecnego sezonu można było mieć wiele wątpliwości. Część uważała nawet, że James Vowles mógł postawić na innego kierowcę, takiego z większym doświadczeniem. Często wymieniano Micka Schumachera albo Liama Lawsona. Ten drugi miał być opcją, ponieważ wtedy nie było wiadomo, czy Visa Cash App Racing Bulls zrobi mu miejsce. Ostatecznie zrobili to po GP Singapuru, kiedy rozstali się z Danielem Ricciardo. Przez jakiś czas był pomysł, aby Mercedes wypożyczył Andreę Kimiego Antonellego, aby ten zbierał doświadczenia w F1 przed rozpoczęciem sezonu 2025 w „butach” po 7-krotnym MŚ.
Ostatecznie wybór padł na wychowanka akademii Williamsa. Po czasie pojawiły się też doniesienia o wsparciu z Argentyny, które pomogło 21-latkowi otrzymać angaż za Logana Sargeanta. Już pierwszy weekend wyścigowy pokazał, że debiutant ma to coś. Colapinto trzymał się blisko Albona w treningach. W kwalifikacjach poszło mu gorzej, ponieważ pod koniec Q1 popsuł próbę i przez to był 18. Wszyscy byli jednak pod wrażeniem, że w kryzysowym momencie opanował samochód, który wpadał w żwirową pułapkę i uchronił zespół przed kolejnymi wydatkami. W wyścigu zawodnik z Buenos Aires jechał dość spokojnie, ale nie bał się atakować, co zaowocowało awansem na 12. miejsce. Najlepsze nadeszło już w GP Azerbejdżanu. Mimo rozbicia bolidu w 1. treningu, nowy kierowca Williamsa nie zrażał się i wciąż ryzykował, co doprowadziło go do Q3. W samym wyścigu poradził sobie naprawdę nieźle, zdobywając pierwsze punkty za 8. miejsce.
Odwaga i szaleństwo w Singapurze wzmacniają notowania
Trzeci wyścig przypadł na GP Singapuru. Tam również miewał przebłyski w treningach. W kwalifikacjach udało się wywalczyć 12. pole startowe. Strata do Q3 była naprawdę symboliczna i dlatego w samym wyścigu junior Williamsa postanowił wdrożyć bojowy plan. Już na starcie otworzyła się przed nim szansa po wewnętrznej w zakręcie nr 1, którą wykorzystał. Dzięki temu manewrowi Franco Colapinto był już dziewiąty. Niestety później Argentyńczyk przegrał strategiczną batalię z Sainzem i Perezem, którzy jechali cały pierwszy stint za jego plecami. Kierowca z Buenos Aires otrzymał sporo pochwał od Checo, który był pod wrażeniem jego jazdy.
Cmon bro😭😭😭 https://t.co/19Lg2Mizgr pic.twitter.com/tgFEyqFMOi
— kd🚀 (@mercsogyny) September 22, 2024
Niektórzy rywale wyrażali jednak sporo obaw zachowaniem Colapinto w 1. zakręcie, m.in. Sainz czy Albon, którzy wystraszyli się i musieli ratować się wyjazdem poza tor. Później jego zespołowy kolega wycofał swoje uwagi, ale przy swoim wciąż obstawał kierowca Ferrari. Niestety junior ekipy z Grove zakończył trudne zmagania na torze Marina Bay tuż za punktami (11. miejsce). Trudno jednak obwiniać go za gorszą strategię i długi pit stop, które pozbawiły go tego, co wypracował sobie na starcie.
Brak tytułów w Formule 3 i Formule 2 nie oznacza braku talentu
W artykule poświęconym osobie Franco Colapinto wspominaliśmy o jego ciekawej drodze przez serie juniorskie. Trzeba przyznać, że kierowca, który zyskał uznanie Fernando Alonso na początku swojej kariery, nie dzielił i rządził w F3 oraz F2. Mimo wszystko argentyński zawodnik był w czołówce Formuły 3, mimo że w drugim sezonie w tej serii był poza Top 3. Natomiast w debiutanckim roku w bezpośrednim przedsionku królowej motorsportu do czasu debiutu w F1 był szósty. To była znacznie wyższa pozycja od Antonellego oraz Bearmana, którzy zapewnili sobie kokpity w F1.
W Formule 2 bardziej błyszczą jednak Gabriel Bortoleto (debiut), Isack Hadjar (2. sezon), Zane Maloney (2. sezon) czy Paul Aron (debiut). Dlatego też niektórzy widzieliby w akcji tę czwórkę, aby zobaczyć jak poradziliby sobie w F1 na tle Colapinto czy też Bearmana. Znów może się jednak okazać, że podium w F2 nie zagwarantuje wyścigowego fotela. Coraz częściej wymienia się Argentyńczyka z Williamsa jako tego, który miałby przejść do Saubera/Audi. Pomóc mu w tym ma James Vowles, który miałby przekonywać Mattię Binotto do swojego juniora.
Vamos @FranColapinto 👊 A star in the making 🩵🤍 pic.twitter.com/BjwOK8NIYq
— Mercedes-AMG PETRONAS F1 Team (@MercedesAMGF1) September 16, 2024
Pierwszeństwo w stajni z Hinwil mają mieć jednak junior McLarena lub Bottas. Może się jednak okazać, że kolejne dobre występy przybliżą do kokpitu kogoś spoza tego grona, a mianowicie 21-latka z Buenos Aires. Wraz z zapleczem finansowym i doświadczeniem w 9 rundach F1 może stać się lepszy od Fina i być może także od kolegi z Brazylii. Co ciekawe, Colapinto miałby też zyskać wsparcie rodzimych piłkarzy, którym imponuje jego postawa i rzekomo chcieliby przyczynić się do stworzenia mu okazji w Formule 1.
Kamui Kobayashi robił to, co Franco Colapinto
Część z was zapewne pamięta japońskiego kierowcę. Niespełna 15 lat temu nikt nie zakładał, że Kamui Kobayashi dołączy na pełen etat do F1 w sezonie 2010. Wyniki Kobayashiego w GP2, czyli odpowiedniku dzisiejszej F2, nie imponowały. W jego przypadku nie było nawet w połowie tak dobrze jak u Franco Colapinto. Oczywiście wykluczyć należy tutaj mistrzostwa GP2 Asia, gdzie wychowanek Toyoty zajmował 6. miejsce w 2008 roku, a później został nawet mistrzem. W o wiele bardziej reprezentatywnej europejskiej odsłonie były miejsca nr 16 na koniec sezonów 2008 i 2009. Po drodze trafiły się dwa podia, w tym jedno zwycięstwo. Przez większość obu kampanii Kobayashi miał jednak problem z punktowaniem. Toyota, która miała wtedy zespół fabryczny w F1, wierzyła w niego do samego końca.
Podczas finałowego sezonu japońskiej marki w królowej sportów motorowych pojawiła się szansa dla jej wychowanka. W 2009 r. wówczas 23-latek z Amagasaki otrzymał szansę jazdy w piątkowych treningach podczas domowej rundy na torze Suzuka. Wówczas Kobayashi zastępował przeziębionego Glocka. Niemiec wrócił jednak do walki kolejnego dnia. Niestety na jego nieszczęście doszło do groźnego wypadku z jego udziałem. W trakcie kwalifikacji wypadł w ostatnim zakręcie i w wyniku silnego uderzenia został zabrany do szpitala. Nie wykryto poważniejszych obrażeń, ale medycy zablokowali jego występ w wyścigu. Toyota próbowała przekonać FIA do dopuszczenia ich kierowcy testowego, który jeździł podczas tamtego weekendu. Niestety delegaci nie ugięli się i wskazali na zapis w regulaminie, który uniemożliwia start zawodnika, który nie brał udziału w czasówce.
Niespodziewana okazja, którą trzeba było wykorzystać
Wydawało się, że jedyna szansa na debiut juniora Toyoty właśnie uciekła. Jednakże Timo Glock po powrocie do Niemiec przeszedł dodatkowe badania, które wykryły uszkodzenie kręgu. Tym samym obalono diagnozę z Japonii i kierowca został unieruchomiony na dłuższy czas. Kamui Kobayashi mógł więc wystartować w GP Brazylii. Tam poszło mu nieźle, ponieważ otarł się o Q3 (P11), a w wyścigu był dziewiąty. Wtedy punktowało tylko ośmiu kierowców, przez co panował pewien niedosyt. Zwłaszcza że „KOB” pokazał się ze świetnej strony. Samuraj stawił opór Jensonowi Buttonowi z Brawn GP. Brytyjczyk walczył o zapewnienie sobie mistrzowskiego tytułu, a tymczasem jego wyścig komplikował się przez defensywę juniora Toyoty. Ostatecznie dla późniejszego zawodnika McLarena wszystko skończyło się dobrze. Fani byli jednak zachwyceni, ponieważ nikt nie zakładał tak dobrej jazdy po „przeciętnym” kierowcy z GP2.
Jeszcze lepiej było w Abu Zabi. Wtedy Zjednoczone Emiraty Arabskie debiutowały w kalendarzu F1. Na nieznanym do tej pory torze mógł zabłysnąć debiutant. I tak też się stało. Młody Kobayashi wywalczył 12. pole startowe, które zamienił na rewelacyjne 6. miejsce w wyścigu. W dodatku wychowanek Toyoty górował nad wieloletnim kierowcą ekipy, Jarno Trullim. W jeździe japońskiego zawodnika było to coś, co wszyscy chcieli widzieć częściej.
Czy Sauber znów uratuje karierę?
Parę dni po finale sezonu 2009 okazało się, że Toyota wycofuje się ze sportu. To dość mocno skomplikowało sprawę. Wydawało się, że dopiero rozpoczynająca się kariera Kamuiego Kobayashiego właśnie się kończy. Japończycy byli jednak skłonni pomóc swojemu wychowankowi i poparli jego kandydaturę w Sauberze, który ratował się po odejściu BMW. W połowie grudnia stało się jasne, że – uwaga! – 16. zawodnik „generalki” GP2 zostanie kierowcą ekipy ze Szwajcarii. Kierowca z Amagasaki pozostał przy odważnym stylu jazdy. To też pozwoliło mu odwdzięczyć się wieloma niezłymi wynikami. Było też jedno podium, 3. miejsce w GP Japonii 2012.
Tym razem ponownie Hinwil może stać się domem dla innego obiecującego kierowcy, który wykorzystuje swoje 5 minut w F1, wskakując na 9 rund. Czy tak się stanie? Czas pokaże.
Na pewno Franco Colapinto zrobi wszystko, co w jego mocy, aby występy w Williamsie przybliżyły go do utrzymania się w stawce. Gdyby zabrakło dla niego miejsca, możliwe, że otrzymałby kolejną szansę. Dobrym przykładem jest Liam Lawson. Nowozelandczyk pojechał w sezonie 2023 5 rund dla AlphaTauri. Raz wywalczył nawet 2 „oczka” za 9. miejsce w GP Singapuru. W dwóch wyścigach był bliski, ponieważ zajmował 11. miejsce.
Warto wspomnieć, że ekipa z Faenzy zakończyła zeszłoroczną kampanię na ostatnim miejscu w „generalce”. Obecnie lepiej wygląda to w Williamsie. Nie można jednak stwierdzić, że forma tego zespołu gwarantuje punkty w każdym Grand Prix. Miejsca nr 12, 8 i 11 u Colapinto wyglądają już naprawdę nieźle, a kolejne 6 rund mogą jeszcze poprawić ten bilans. Dlatego wydaje się, że kariera Argentyńczyka w F1 nie zakończy się, jeśli nie otrzyma on kokpitu w Sauberze/Audi. Jednak w przypadku, kiedy jest się na rezerwie, a ktoś inny otrzyma podobną szansę i też zaimponuje, sprawy mogą się skomplikować jeszcze bardziej. Warto więc przyglądać się temu, co będzie się działo na rynku kierowców.