Słowem wstępu
Szczerze? Nigdy nie lubiłem samochodów marki Smart. Pewnie nie lubiłem ich dlatego, bo nigdy nimi nie jeździłem, a pierwsza generacja tego modelu była koszmarem chyba pod każdym względem. Nadszedł jednak dzień, aby przetestować aktualną – trzecią – generację i przekonać się, jak jest. Przed Wami „większy” Smart Forfour i to zasilany prądem.
So Smart!
Chyba nie był to najbardziej wyczekiwany przeze mnie samochód w tym roku, jednak pokładałem w nim niemałe nadzieje. Od dłuższego czasu interesuje mnie elektryczna motoryzacja. A w połączeniu z wyglądem i zwinnością znaną właśnie ze Smartów, po prostu musiało być dobrze. Zwróćcie uwagę, jak dobrze wygląda ten samochód. Kolorystyka nadwozia, białe felgi i sam kształt karoserii powodowały uśmiech na twarzy. Auto zdecydowanie wyróżnia się na tle spotykanych codziennie, innych samochodów. Dodatkowo nie jest to typowy Smart, bowiem znajdziemy w nim dodatkowe drzwi i dwa miejsca dla pasażerów z tyłu. Smart Forfour próbuje udawać miejski, czteroosobowy pojazd, jednak wcale nim nie jest. Pomimo tylnych drzwi i kanapy… miejsca jest tak mało, że nie da się tam wygodnie usiąść.
Renault! Co? To samo!
Tak. Smart zbudowany jest na bazie nowego Renault Twingo. Ten sam napęd na tył, mało miejsca i ta zwinność! Nie dość, że Smart jest bardziej urodziwy niż Renault, to jeszcze tak doskonale prowadzi się po mieście. Niestety w środku materiały wykończeniowe wcale nie różnią się od tych z Twingo. Wszystko jest plastikowe i twarde, a system infotainment jest taki sam, choć zmieniono w nim szatę graficzną. Szkoda, bo miałem nadzieję, że samochód kojarzący się z marką Mercedes będzie oferował więcej. Okna z tyłu jedynie się uchylają, a bagażnik ma jedyne 185 litrów pojemności. Same wady, co? A właśnie, że nie, bo to samochód na krótkie podjazdy z punktu A do punktu B, a nie długie i męczące trasy. Myślę, że nie ma co narzekać.
W drogę!
Wsiadając za kółko spotka nas jeszcze jedno rozczarowanie. Jest nim całkowity brak możliwości regulacji kolumny kierowniczej. Serio? Tego nawet nie można dokupić w opcji! Nie wiem z czego to wynika, ale uważam, że jest to niedopuszczalne. Poza tym jest… świetnie. Uwierzcie mi, że Smart Forfour w wersji elektrycznej to samochód IDEALNY na podróże po mieście. Nadwozie jest lekkie i atrakcyjne, a silnik elektryczny powoduje, że moment obrotowy dostępny jest od razu, co przekłada się na naprawdę zadowalające przyspieszenie – chociażby do 50 km/h. Rakieta!!!
Kolejnym plusem jest niespotykana zwrotność i możliwość wjechania tam, gdzie inni nie dadzą rady. Tym samochodem zaparkujecie praktycznie wszędzie. Smart Forfour nie jest demonem prędkości, bo maksymalnie pojedziecie nim 130 km/h – ale zanim uda Wam się rozpędzić, to skończy wam się bateria. Jej pojemność wynosi 17,6 kWh, a producent deklaruje zasięg na poziomie 160 km, ale z moich testów wynika, że jeśli uda się przejechać 90 to będzie dobrze. To ogromny minus… Czas potrzebny na podładowanie z 10 do 80 %, to 6 godzin przy użyciu gniazda domowego. Korzystając z szybkiego wallboxa czas ten spada do 45 minut, ale kosztuje on ponad 3 tys. zł. Średnio.
Czy to się opłaca?
Niedawno miałem przyjemność testować nowego Nissana Leafa. Do tej pory w moim subiektywnym odczuciu był to samochód, który uważam za najlepszy pojazd elektryczny, jakim miałem możliwość jeździć. Jest przestronny, dobrze wygląda, ma spory zasięg i dobre osiągi. Czy ze Smartem jest podobnie? Nie do końca. Testowana wersja EQ Forfoura kosztuje 128 105 zł. Wszystko, co znalazłem na wyposażeniu tego konkretnego egzemplarza wrzucę Wam w załączniku.
Kurcze… trochę drogo. Mały zasięg, przeciętne osiągi i taka sobie jakość wykonania powodują, że niechętnie chciałoby się wydać na niego takie pieniądze. Z drugiej strony wszyscy dobrze wiemy, że Smart lub Mercedes to pojazd przeznaczony dla osób zamożniejszych, więc nie jestem przekonany, czy mogę się czepiać. Całość rekompensuje świetny wygląd, niesamowite właściwości jezdne i to uczucie, że naprawdę się wyróżniamy.
To prawda, że Smart Forfour EQ mógłby być tańszy, oferować większy zasięg, szybciej się ładować i być lepiej wykonany. Z drugiej strony to tak przyjemne autko, że jego wady jesteśmy w stanie mu wybaczyć. Dlaczego miałbym go kupić? Bo lubię abstrakcję. Bardziej zachowawczym osobom polecam kupić „zwyczajny” samochód z silnikiem benzynowym, bo nie wiem czy dacie radę „przekonać własny portfel”, że warto wpakować w niego tyle kasy…