Był moment, w którym miałem wrażenie, że moda na crossovery i duże SUV-y oraz usilne podążanie za trendem przez producentów, zaczyna przekraczać granice absurdu. W chwili obecnej, nieco to zwolniło, a i my przyzwyczailiśmy się do obecności tego typu aut w ofertach niemal wszystkich marek.
Nadal mam wrażenie, że niektóre modele są stworzone na siłę, nieco za szybko, przez co są niedopracowane i po prostu nijakie. Podobne mniemanie miałem o modelu Crossland X i podchodząc do testu tego modelu byłem nastawiony odrobinę negatywnie. Czy propozycja Opla przekonała mnie do siebie? Zdradzę, że co prawda nie zachwyciła i nadal mam sporo uwag, ale po tygodniu spędzonym z tym kompaktowym crossoverem mam na jego temat nieco lepsze zdanie. Czas przejść do rzeczy.
Stylistyka i wnętrze
Stylistyka obecnej generacji modeli Opla jest mocno stonowana, ale nie brakuje jej elegancji, niekiedy sportowego sznytu oraz interesującego akcentu, który jest w stanie wyróżnić auto z tłumu. W przypadku Crosslanda X jest to bez wątpienia linia dachu oraz zdobiąca ją srebrna listwa. Szczególnie przy słupku C wiele się dzieje i przy odpowiednim zestawieniu kolorów, całość może być niezwykle ciekawa. Nawet w przypadku testowanego egzemplarza, który miał czarny dach i bordowo-brązowe nadwozie, świetnie to ze sobą współgrało. Ładnie prezentowały się także przednie i tylne światła – bardzo spodobała mi się ich grafika wewnętrzna, która zwracała na siebie uwagę przechodniów i innych kierowców.
Oczywiście jak przystało na miejskiego crossovera, mamy nieco wyższy prześwit, krótkie zwisy i mnóstwo nakładek na zderzaki oraz nadkola. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z podniesieniem walorów terenowych, ale w mieście i na ciasnych parkingach niejednokrotnie uratuje lakier przed zarysowaniami i otarciami.
Oczywiście mógłbym przyczepić się do sylwetki, która jest dość wysoka, wąska i nieco rozciągnięta w pionie, ale taki jest urok tego auta i w pewnym sensie jego zaleta. Siedzi się stosunkowo wysoko, auto jest kompaktowe i niezwykle zwrotne, a to przydaje się w mieście. Subiektywnie – nie mój styl. Obiektywnie – samochód może się podobać, a przy tym jest zaskakując zwrotne.
Również wnętrze jest spójne, poukładane i dość praktyczne, a w testowanej wersji świetnie wyposażone i zaskakująco komfortowe. Przede wszystkim fotele zasługują na pochwałę. Są dość obszerne, mają spory zakres regulacji włącznie z długością siedziska, nie zabrakło podgrzewania – w tej klasie to już wyższy standard. Niestety wąskie nadwozie ma swoje zalety w mieście, ale przekłada się na niedostatki miejsca. Ja jestem niewysoki i nie miałem problemów ze znalezieniem odpowiedniej pozycji, ale rośli kierowcy mogą napotkać problem z miejscem na szerokość.
Przy okazji, muszę się doczepić do tunelu środkowego. W wielu nowoczesnych modelach przebiega on wyżej, ma wbudowany podłokietnik oraz elektroniczny hamulec postojowy. Wiem, wielu kierowców na niego narzeka, ale ja już zdążyłem się do niego przyzwyczaić i przeszkadza mi tylko w typowo sportowych modelach. W innych przypadkach tradycyjny hamulec postojowy bywa zbędny i zajmuje miejsce. Tak było w Crossland X. Opel rozwiązał kwestię tunelu środkowego tragicznie. Mamy podłokietnik – super, że jest, ale co z tego, skoro jest niewygodny, bezsensownie usytuowany i zasłania nie tylko dostęp do dźwigni hamulca ręcznego, ale również do skrytki w tylnej części tegoż tunelu. Rezygnacja ze zwykłego hamulca postojowego na rzecz elektronicznej wersji, podwyższenie tunelu, dołożenie podłokietnika ze skrytką – nie dość, że wyglądałoby to o niebo lepiej, to znacząco podniosłoby komfort kierowcy i pasażera.
Miejsca na kanapie nie brakuje i co najważniejsze, jej złożenie jest proste, zaś mechanizm pozwala obniżyć siedziska tak, aby oparcia tworzyły z podłogą bagażnika niemal płaską powierzchnię. Tutaj inżynierowie wynagrodzili faux pas popełnione przy projektowaniu tunelu środkowego. Dodatkowo kanapa dzieli się w stosunku 40:60, można ją przesuwać do przodu i do tyłu, zyskując miejsce w bagażniku lub przestrzeń na nogi. Oparcie środkowego miejsca składa się dając dostęp do bagażnika i umożliwiając przewożenie długich przedmiotów, zaś w jego tylnej części mamy dwa miejsca na kubki. Sam bagażnik ma regularne kształty, a jego pojemność to 410 litrów bez składania siedzeń lub 1255 litrów po złożeniu oparć kanapy. Pod względem funkcjonalności, ale z pominięciem tunelu środkowego, czapki z głów.
Silnik i wrażenia z jazdy
Opel Crossland X w testowej wersji wyposażony był w silnik 1.5 Diesel o mocy 120 KM z automatyczną 6-biegową skrzynią biegów. Moment obrotowy 300 Nm dostępny jest przy 1750 obr./min. Osiągi oczywiście nie imponują, gdyż Crossland X pierwszą „setkę” osiąga po upływie 11,5 sekundy, zaś rozpędzanie kończy się przy około 185 km/h, ale nie oszukujmy się, w tym aucie nie ma za grosz sportu i trudno rozpatrywać to jako wadę. Wręcz przeciwnie, charakter auta uspokaja kierowcę – tym samym zachęca do spokojnej i zrównoważonej jazdy. A z takim nastawieniem możemy uzyskać naprawdę świetne spalanie.
Co prawda zużycie paliwa deklarowane przez producenta w cyklu mieszanym na poziomie 5,2 l/100 km to wynik mocno optymistyczny, ale taka wartość w trasie przy prędkości 110-120 km/h jest bezproblemowo osiągalna. W mieście nie przypominam sobie, abym przekroczył 8 l/100 km, a przy bardzo płynnej jeździe zdarzało się zejść poniżej 7 l/100 km. Myślę, że taki wynik z 6-biegowym automatem zasługuje na pochwałę.
Muszę się jednak doczepić do kultury pracy tej jednostki napędowej. Zarówno na zimnym, jak i już przy rozgrzanym silniku, dźwięki wydobywające się z komory silnika są po prostu nieprzyjemne. Wiem, że to silnik Diesla i ma do tego prawo, ale w tym modelu doznania akustyczne są niemiłe. Jeździłem wieloma autami z silnikami wysokoprężnymi i owszem, nie są one muzyką dla uszu, ale w większości przypadków nie przeszkadzają. Tu podczas przyspieszania, nawet delikatnego, terkotanie spod maski bywało denerwujące.
Na pochwałę zasługuje za to wspomniana skrzynia automatyczna, choć jak to zwykle bywa, podczas jazdy w korkach nie zawsze była posłuszna i rozgarnięta. Zdarzało jej się nieprzyjemnie szarpnąć, trochę pobujać itd. Ale nie są to problemy, które kazałyby mi kategorycznie polecać słabszą 102-konną odmianę z manualną przekładnią. Wspomnę jednak o systemie Start/Stop, który w przypadku tego modelu przyprawiał mnie o irytacją i bardzo szybko go wyłączyłem. Jego działanie jest przesadnie agresywne i zdarzało się, że chcąc dynamicznie włączyć się do ruchu lub wskoczyć w lukę na rondzie, auto gasło wyłączając wspomaganie itp.
Czas 1-2 sekundy opóźnienia potrafi mocno zdenerwować. Szkoda, że nie wszyscy stosują rozwiązania znane np. z Mazdy czy Toyoty/Lexusa – dopiero mocniejsze naciśnięcie pedału hamulca aktywuje system Start/Stop. W Oplu nawet muśnięcie od razu gasiło silnik. Do poprawy!
Samo prowadzenie Opla Crossland X jest odrobinę wyprane z uczuć. Brzmi strasznie, ale już śpieszę z wyjaśnieniami. W tym aucie nie poczujemy sportowych emocji, bo i silnik ich nie dostarcza, a i układ kierowniczy jest nieco gumowy i nie przekazuje praktycznie żadnych informacji do kierowcy.
Na szczęście świetne fotele i sprężyste zawieszenie pozwalają podróżować po mieście w zaskakującym komforcie. Wybieranie nierówności jest bardzo przyzwoite i jedynie mocne poprzeczne garby lub wyboje są w stanie wytrącić małego Opla z równowagi. Pod tym względem byłem miło zaskoczony. Podczas podróżowania z prędkościami powyżej 100 km/h w kabinie robi się głośno, ale można to wybaczyć. Wysoka „buda” ma swoje prawa.
Uwaga z konfiguratorem!
Gdy myślimy o kompaktowym crossoverze w cenie do około 70 000 złotych, możemy śmiało brać pod uwagę model Crossland X, bo w tym przedziale trudno o ciekawszy kąsek. Ale gdy potrzebujemy małego auta miejskiego w tym modnym ostatnio anturażu, ale zależy nam na mocnym silniku i świetnym wyposażeniu, Opel staje się po prostu mało opłacalny. Dlaczego?
Opel Crossland X w odmianie Elite i z silnikiem 1.5 Diesel 120 KM z automatyczną skrzynią biegów, czyli dokładnie taki model, jaki testowałem, to koszt 95 700 złotych, zaś po dodaniu kilku dodatków, cena testowego egzemplarza powędrowała do poziomu ponad 110 000 złotych. To bardzo dużo, jak za auto z kilkoma brakami w wyposażeniu.
Jeśli chcemy kurczowo trzymać się silników wysokoprężnych, za 114 000 zł dostaniemy topową Mazdę CX-3 z silnikiem 1.8 SKYACTIV-D z napędem AWD i automatyczną skrzynią 6-biegową. Piękna stylistyka, nowoczesne wnętrze i napęd na cztery koła bardzo kuszą, prawda? Mniejsze ambicje z benzyną? Może nowa Škoda Kamiq w topowej wersji Style i silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM z 7-biegowym DSG? Cena? 97 600 złotych, więc zostanie sporo na dodatki. Mamy jeszcze Citroëna C3 Aircross lub C4 Cactus, Hyundaia Konę, Jeepa Renegade, Kię Stonic itp.
Testowany egzemplarz jest za drogi i trudno tą cenę argumentować dodatkami czy zawartością wyposażenia w odmianie Elite. Po prostu po przekroczeniu granicy 100 000 złotych wszyscy zaczynają stąpać po cienkim lodzie i jakiekolwiek błędy w tym segmencie, niedostatki w stylistyce, wykonaniu czy też dodatkach, mogą pogrzebać szanse na sukces. W przedziale do 80 000 złotych Opel Crossland X to bardzo mocny gracz, ale im bardziej zbliża się do „stówy”, tym trudniej mu walczyć ze świetnie przygotowaną konkurencją.
Podsumowanie
Proste pytanie: Czy kupiłbym Opla Crossland X? Owszem, ale nie za takie pieniądze. Kwota 110 000 złotych, nawet za nieźle wyposażony samochód z kilkoma genialnymi rozwiązaniami praktycznymi, to moim zdaniem za wiele w tym segmencie i potrzeba czegoś ekstra, aby taką sumę usprawiedliwić. Na poziomie około 80 000 zł, propozycji z Russelsheim nie brakuje argumentów i na pewno zdobędzie wielu klientów, ale powyżej 100 000 złotych sympatyczny Opel zaczyna dostawać zadyszki.