Otwarcie sezonu z nowymi ekipami w czołówce
Pomimo trudnych warunków na torze, pierwsze pole position udało się zdobyć Alexandrowi Simsowi z BMW i Andretti Motorsport, który osiągnął czas 1:14.563. Za nim było równie ciekawie, bo raczej mało kto obstawiał Mercedesa w Top 3 kwalifikacji, a jednak! Stoffel Vandoorne znalazł się tuż przed Nyckem de Vries, który tym samym zaliczył niezły debiut w serii. Sims był bardzo usatysfakcjonowany zaistniałą sytuacją.
Venturi po pozyskaniu sponsora tytularnego ROKiT (tak, to ta sama firma, która sponsoruje Williamsa w F1) dostało skrzydeł, w drugiej linii znalazł się Edoardo Mortara. W trzeciej znaleźli się Sam Bird i Jerome d’Ambrosio. Głównie zawodnikom przeszkadzał piasek nawiewany z pustyni nieopodal toru Diriyah. Jednak to był dopiero początek zamieszania.
https://www.youtube.com/watch?v=KQH0R97XAt4
Wyścig przebiegał dość spokojnie, ale… Buemi nie zdołał ruszyć. Oznaczało to dla niego koniec rywalizacji tego dnia. Następnie mieliśmy walkę pomiędzy Birdem a Mortarą o czołowe lokaty. Nie można odmówić pozostałym kierowcom ducha rywalizacji, bo kilka pozycji niżej przebijał się coraz wyżej Daniel Abt z Audi, który musiał to robić z końca stawki po pechu w kwalifikacjach. Za to zdobywca PP zaczął nagle tracić, to samo dotyczyło obu kierowców Mercedesa, choć Belg radził sobie z tym lepiej niż Holender.
Alex Sims szybko został wyprzedzony przez swojego rodaka z Envision Virgin Racing. Sam Bird tym samym rozpoczął jazdę po zwycięstwo. Podium zostało zapełnione przez ekipy korzystające z pakietów napędowych producentów zza naszej zachodniej granicy. Bird ukończył zmagania przed Andre Lottererem z Porsche i Stoffelem Vandoorne z Mercedesa. Pierwszy wyścig w Formule E pokazał jedno… właściwie to tyle co można było się spodziewać: nie ma mocnych na tą serię, obfituje ona w totalną nieprzewidywalność, o czym można było się przekonać kolejnego dnia.
Nie ma mocnych na Simsa
W ekipie z USA – tak… BMW i Andretti to amerykański team – mieli powód do świętowania. Alex Sims zdobył trzecie z rzędu pole position i utwierdził szefostwo w przekonaniu, że warto było przedłużyć z nim umowę. Warunki na torze były lepsze niż dzień wcześniej, ale Sam Bird, który zwyciężył poprzedniego dnia nie zdołał osiągnąć czasu dającego mu start w Super Pole. Sebastien Buemi z Nissan e.dams, jak na byłego mistrza serii przystało, zdeterminowany sięgnął po pierwszy rząd obok Brytyjczyka, za nimi byli z kolei Lucas di Grassi, Mitch Evans z Jaguar Racing, Jerome d’Ambrosio z Mahindry Racing i były kolega z zespołu Alexa – Antonio Felix da Costa za tretami DS Techeetah.
W połowie stawki znalazł się obecny mistrz, ale po karze został cofnięty na koniec stawki. W tym samym miejscu znalazł się de Vries, który miał dzień wcześniej szansę na podium. Zdarza się, w wyścigu można sporo nadrobić, choć na to reguły rzecz jasna nie ma. Do wyścigu nie wystartował z powodu awarii Jerome d’Ambrosio. Gdy już wszyscy ruszyli dało się zauważyć jak Alex Sims buduje w szybkim tempie przewagę. Za nim jednak jak lew walczył da Costa, który w szykanie obrócił Buemiego. Szwajcar w sposób dość ryzykowny wrócił na tor, ale nie udało się uciec przed okiem sędziów gdyż spowodował tym samym zagrożenie tuż za ślepym zakrętem. Ciasny fragment toru nie był przeszkodą w walce Evansa z Birdem. Kierowca Virgina odpadł z wyścigu, a Jaguara uszkodził bolid.
Gdy wszyscy zapomnieli o akcji Nissana z DS Techeetah, sędziowie postanowili obu ukarać 10 sekundami kary do odbycia w pit-lane dla obu kierowców. Da Costa za uderzenie w bolid Szwajcara, a były kierowca Toro Rosso za niebezpieczny powrót na tor. Sprawiedliwości stało się zadość. Kiedy w Virginie myśleli o pechu to stało się coś, czego kibice tej ekipy mogli tylko się obawiać. Robin Frijns obił się o bariery w zakrętach 5 i 6, i ostatecznie zatrzymał się przed następnym, wywołując Bruno Correię w samochodzie bezpieczeństwa. Tuż po neutralizacji Max Guenther przebił się do czołówki, a za nim di Grassi bezskutecznie próbował wyprzedzić Niemca, który bronił się jak lew uszkodzonym bolidem. I tak ukończyli obydwaj za Simsem, który nikomu nie oddał prowadzenia.
https://www.youtube.com/watch?v=F72l5sm_0Jg
Manewr młodego Niemca z BMW okazał się jednak niezgodny z regulaminem sportowym i został po wyścigu ukarany karą czasową tak, dzięki czemu na podium wskoczył Stoffel Vandoorne z Mercedesa, a młody kierowca spadł aż na 11. miejsce. Nie był jedynym z karą, sędziowie mieli masę roboty i długo by pisać o tym co każdy dostał.
Trochę o „generalkach”…
Finalnie można zauważyć, że po dwóch pierwszych rundach 11 zespołów z 12 już ma zdobycze punktowe. Wierzymy, że w NIO dadzą radę zdobyć swoje.
W klasyfikacji kierowców prowadzi Alexander Sims z dorobkiem 35 punktów. Brytyjczyk ma zaledwie 5″oczek” przewagi nad Stoffelem Vandoorne i dziewięć nad Samem Birdem (który nie ukończył drugiego wyścigu w Arabii Saudyjskiej). Pełną klasyfikację zobaczycie tutaj.
Jeśli chodzi o zespoły,to świetny początek zaliczyła debiutancka ekipa Mercedes-Benz EQ, która zgromadziła 38 punktów. Za nimi plasuje się Envision Virgin Racing, która przez problemy w drugim wyścigu nie zdobyła punktów, ale w pierwszym Bird i Frijns zgromadzili aż 36 pkt. W pierwszej trójce jest jeszcze BMW i Andretti Motorsport, które nie wykorzystało potencjału w pierwszym wyścigu. Ostatecznie podium „generalki” mieści się w odstępie zaledwie… 3 „oczek”. To zwiastuje nam spore emocje, ponieważ spory potencjał drzemie jeszcze m.in. w Audi Sport ABT, Nissanie e.dams czy TAG Heuer Porsche oraz Venturi. Tutaj możecie zobaczyć, jak to się układa.
Co przed nami?
W tym roku nie zobaczymy już kierowców Formuły E rywalizujących na ulicach miast. Następna runda będzie już po Nowym Roku, dokładniej 18 stycznia w Chile na torze w Santiago.