Jak mantra…
Wiem, powtarzam to do znudzenia, ale proces oraz tempo rozwoju koreańskich producentów – Hyundaia i Kii – niezmiennie mi imponuje i chylę czoła przy każdej możliwej okazji projektantom, inżynierom, specom od marketingu itd. Owszem, jeszcze brakuje im nieco… do niemieckiej konkurencji, ale cała reszta może brać z Koreańczyków przykład. Bardzo bogata i zróżnicowana oferta, zarówno jeśli chodzi o gamę modelową, jak również możliwości związane z napędem tj. jednostki napędowe, rodzaje napędu, skrzynie biegów, napędy alternatywne etc.
Spoglądając na ofertę, trudno się do czegokolwiek przyczepić i szukać braków. Sportowo i ostro? Proszę bardzo – jest Hyundai i30 N. Komfortowo i prestiżowo? Można wybrać Santa Fe, w Kii mamy modele: Stinger lub Sorento. Coś w ekologicznym trendzie? Kona Hybrid lub Electric, Kia ma hybrydowe Niro. Stylowo i kompaktowo? Xceed, ProCeed, Hyundai i30 Fastback. Jest w czym przebierać.
Co z Tucsonem?
Jeśli przyjmiemy nomenklaturę futbolową, Hyundai Tucson to taki solidny defensywny obrońca. Nie jest szybki, błyskotliwy, ale potrafi utrzymać ciężar odpowiedzialności, poprowadzić grę i sprawić, że cała drużyna poczuje się pewnie. W ofercie Hyundaia Tucson ma bardzo mocną pozycję. Nic dziwnego, sprzedaje się bardzo dobrze, ma bardzo rozpięty cennik, kilka jednostek do wyboru, wersji napędu oraz wyposażenia.
Podstawowego Tucsona kupimy za 87 400, topowego za 180 400 zł, a i tak dorzucimy jeszcze kilka dodatków. Nawet w obrębie jednego modelu wybór jest ogromny. Testowy model kosztuje cennikowo 142 900 złotych. Jeśli dołożymy napęd 4WD zapłacimy już 149 900 złotych. Jeśli ktoś planuje wypady za miasto, chyba wypada zainwestować.
Uprzedzając fakty muszę przyznać, że trudno się do czegokolwiek doczepić w tym aucie. W teście miałem odmianę wyposażenia N-Line z silnikiem 1.6 T-GDI o mocy 177 KM z napędem na przednią oś i przekładnią automatyczną 7DCT. Największe bolączki? O tym napiszę nieco szerzej, ale przeszkadzało mi dość wysokie spalanie. Rozumiem masę i gabaryty tego auta, ale to bolączka tej jednostki napędowej w każdym modelu.
Testowałem Konę z tym silnikiem i spalanie również było wysokie. Nie katastrofalnie złe, ale 1-1,5 l/100 km w każdym cyklu za wysokie. Brakowało mi również napędu na cztery koła i gdyby ten napęd był, może przemilczałbym spalanie, ale w przypadku „ośki” można spodziewać się nieco większych oszczędności.
Sport i SUV? To się nie godzi! Chociaż…
Jestem elastyczny i staram się zrozumieć koncepcję każdego modelu, ale w pewnych kwestiach jestem nieugięty. Nie rozumiem na przykład koncepcji sportowych SUV-ów. Po co tworzyć auto wyższe i o „terenowym” charakterze, by potem robić z niego samochód sportowy, obniżać, utwardzać itp. Głupota! W niektórych przypadkach sportowe dodatki mają jakiś sens, choć ja preferuję prostolinijne myślenie. Mamy SUV-a, który w teorii ma być „bardziej terenowy”, dajmy mu terenowe dodatki i akcenty. Proste!
Hyundai Tucson testował mój gust, bowiem pakiet N-Line to z zasady sportowe elementy, które mają dodać autu drapieżności. W połączeniu z pięknym, czerwonym lakierem oraz felgami w kolorze fortepianowej czerni wyglądało to… nad wyraz dobrze. Z początku nie byłem do takiego połączenia przekonany. Wolałbym napęd 4WD i wariant Premium, czyli crème de la crème tego auta, ale ten kompromis, czyli pakiet N-Line po pewnym czasie mocno przypadł mi do gustu. Być może pomogły w tym zaciekawione spojrzenia przechodniów i innych kierowców.
Tucson sam w sobie ma bardzo ładną, zwartą, dynamiczną i dość mocno muskularną sylwetkę. Wiele przetłoczeń dodaje mu „siły”, zaś ogromny grill z przodu, chromowane wstawki, wąskie i przeciągnięte na boki światła z ładną grafiką, światła LED do jazdy dziennej w kształcie bumerangów, uwydatnione nadkola z czarnymi nakładkami – to wszystko świetnie ze sobą gra. Chyba nie przesadzę, jeśli przyznam, że moim zdaniem to jeden z najlepiej wyglądających SUV-ów w tym segmencie, choć nie da się ukryć, że konkurencja jest mocna.
Czarne dodatki tj. felgi, nakładki, spojler na klapie i duże okno dachowe dopełniają całości, podobnie jak estetyczna, podwójna końcówka układu wydechowego, która bardzo subtelnie mruczy. Auto wygląda świetnie. Kropka.
W środku również nie jest źle, ale mam wrażenie, że projektantom zabrakło pomysłu. I to tyczy się niemal wszystkich modeli tej marki. Powtarzam, nie jest źle, ale nie ma się również nad czym zachwycać. Deska rozdzielcza jest poprawna, jej układ jest „kilkupiętrowy”, estetyczny, praktyczny i funkcjonalny. Ekran, który wystaje z deski rozdzielczej nie jest pierwszej urody, ale wykazuje się dużą czytelnością i wygodą obsługi, w czym pomagają tradycyjne, fizyczne skróty klawiszowe. W pakiecie N-Line dostajemy między innymi czerwone wstawki, przeszycia na tapicerce i kierownicy, koło kierownicy z „bicepsami”, metalowe nakładki na pedały itp. To wszystko jest naprawdę świetnie spasowane, miłe w dotyku, przyjemnie się z tym obcuje i mimo raczej przeciętnej stylistyki, we wnętrzu Tucsona czułem się bardzo dobrze.
Na kanapie również nie brakowało miejsca, podobnie jak w bagażniku, który legitymuje się pojemnością 513 litrów. Po złożeniu oparć kanapy uzyskujemy aż 1503 litry. Dużo? Mało? W sam raz, bowiem Škoda Karoq ma bagażnik o pojemności 521 l, czyli niewiele większy. Po złożeniu oparć kanapy różnica robi się już znacząca – „Czeszka” serwuje nam aż 1630 litrów przestrzeni.
Jeśli szukasz dobrego serwisu Hyundai na Śląsku, odwiedź stronę: https://wroclawski.com.pl/serwis-hyundai/.
Mocne serce z apetytem
Jak wspomniałem, auto było wyposażone w najmocniejszą jednostkę benzynową tj. 1.6 T-GDI generujące 177 KM przy 1550 obr./min oraz 265 Nm momentu obrotowego, który dostępny jest w przedziale od 1500-4500 obr./min. Napęd kierowany był na przednie koła za pośrednictwem 7-biegowej przekładni DCT. Zalety to naprawdę niezła dynamika oraz elastyczność, choć oczywiście na sportowe emocje nie ma co liczyć. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje niecałe 9 sekund, zaś prędkość maksymalna to nieco ponad 200 km/h. Do normalnej i komfortowej podróży w zupełności wystarczy.
Małym problemem jest wspomniane wcześniej spalanie. Nie jest źle, choć zużycie na poziomie ponad 10-11 l/100 km podczas jazdy autostradowej to mimo wszystko nieco za dużo. Spokojna jazda w trasie przy prędkości około 90 km/h skutkuje zużyciem na poziomie 7,5 l/100 km, w mieście trudno zejść poniżej 10. Dużo? Niby nie jest strasznie, w końcu auto jest duże i waży niecałe 1700 kilogramów, ale konkurencja z silnikiem o podobnej mocy pali 1-1,5 l/100 km mniej. Ale to chyba jedyna znacząca wada tego auta. Można wybaczyć? Nie można… a trzeba.
Prowadzenie auta jest nieco usypiające, gasi w kierowcy temperament i sportowe zapędy. Być może taka charakterystyka tego typu aut wzbudza we mnie sprzeciw wobec usilnego nadawania im sportowych cech. Po co?
Wygląd mi pasuje, owszem, ale w tym aucie, poza ładnymi dodatkami nie ma za grosz sportu. A nie nie… przepraszam! Jest tryb SPORT. Dodali chyba tylko dlatego, że tak wypada. Nie korzystałem ani razu i nie żałuję. Bo – po raz kolejny – po co? Skoro auto prowadzi się bardzo stabilnie, jest komfortowe, przyjemne, relaksujące. Po co to psuć? Jedynie przy wyższych prędkościach zaczyna nieco pływać, więc od razu studzi zapędy i zachęca do spokojnej, statecznej jazdy. W takiej roli Tucson sprawdza się wyśmienicie.
Z czerwonym paskiem!
Na dźwigni automatycznej skrzyni biegów połyskuje estetyczny, czerwony pasek. No i co z tego? Gdy przeglądam zdjęcia, które robiłem, gdy było jeszcze ciepło i przyjemnie, ogarnia mnie nutka nostalgii i… tęsknoty. Brzmi trochę dziwnie, wiem, ale rzadko zdarza się, abym za jakimś autem trochę tęsknił. Głupota! – powiecie. Tęsknić za Tucsonem! Tęsknić można za Porsche czy Lamborghini! Owszem, jest w tym trochę prawdy, ale zawsze staram się oceniać auta przez pryzmat segmentu, grupy docelowej, półki cenowej. Jasnym jest, że Tucson jest gorszy od Cayenne czy Q7, ale to zupełnie inne półki. Dwa różne światy.
Jeśli jednak ograniczymy wybór do segmentu i półki cenowej, do której Tucson należy, trzeba sprawiedliwie przyznać, że auto zasługuje na wyróżnienie. Oto świadectwo z czerwonym paskiem, takim jak na wspomnianej dźwigni automatu. To naprawdę bardzo dobre auto i jeśli ma jakieś wyraźne wady, ja ich po prostu nie pamiętam. Dobrze, spalanie, ale cóż, nie ma ideałów. Tucson też nie jest idealny, ale to kawał dobrego samochodu, który sprawdzi się w roli rodzinnego auta ze sportową nutką.