Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

Sebastian Vettel i jego dziwne przypadki w GP Turcji

Formuła 1 ogłosiła pełny kalendarz na 2020 rok. Po 9 latach absencji wraca jeden z najbardziej lubianych przez kibiców torów – Istanbul Park. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że tor ten ma pewne symboliczne znaczenie dla jednego z kierowców. Mowa o Sebastianie Vettelu oraz jego wzlotach i upadkach w GP Turcji.

Red Bull GP Turcji 2010 Sebastian Vettel
Fot. Red Bull

Tylko pięciu kierowców z obecnej stawki F1 pamięta jak wyglądają zmagania na torze Istanbul Park. Są to: Lewis Hamilton, Kimi Raikkonen, Sergio Perez, Daniel Ricciardo (pojawił się w piątkowym treningu w 2011 roku) oraz Sebastian Vettel. I to na niezwykłych przygodach tego ostatniego związanych z tym torem się skupimy.

Rekord na dzień dobry

Mija właśnie 14 lat, odkąd Sebastian Vettel po raz pierwszy pojawił się w oficjalnej sesji F1. To na torze Istanbul Park podczas piątkowych treningów do GP Turcji 2006, młody Niemiec zaliczył swój debiut w królowej sportów motorowych. I od razu pobił rekord.

19-letni Vettel po zaledwie 6 sekundach na torze otrzymał karę 1000 dolarów grzywny za przekroczenie prędkości w pit lane. Jest to rekord w historii F1 i trudno spodziewać się, że kiedykolwiek zostanie on pobity.

Mimo przekomicznego startu kariery, Vettel jeszcze tego samego dnia zdążył zaimponować wszystkim będącym na torze. Rezerwowy BMW Sauber w drugim treningu wykręcił najlepszy czas sesji.

ZOBACZ TAKŻE
Istanbul Park powróciło do kalendarza. Oto finalny terminarz sezonu 2020

Wydarzenia tego dnia były tak naprawdę pierwszym, poważnym przetarciem Vettela z F1. Dotychczas zasiadał w bolidzie tylko dwukrotnie, podczas testów.

– Dotychczas byłem na jednym lub dwóch wyścigach Formuły 1, ale zwykle zjawiałem się na jeden dzień lub w niedzielę, w zależności to od tego na ile miałem wykupiony bilet. Jednakże kiedy jesteś zaangażowany w cały proces, zyskujesz zupełnie inny wgląd w sprawy – komentował wówczas na gorąco młody Niemiec.

Sebastian Vettel chwyta byka za rogi

Po udanym debiucie w GP USA 2007, Niemiec zaczął być gorącym nazwiskiem na rynku młodych kierowców. Vettel od 1998 roku był jednak związany z programem juniorskim Red Bulla, a Helmut Marko widział go jako kierowcę Toro Rosso jeszcze w tym sezonie. Dlatego Vettel rozwiązał swój kontrakt z BMW Sauber i został kierowcą wyścigowym włoskiej ekipy. Pierwszym występem Niemca w nowym zespole było GP Węgier, w którym zastąpił Scotta Speeda.

Grand Prix Turcji było kolejnym wyścigiem w kalendarzu po debiucie w Toro Rosso. Niestety, o występie Vettela w tym GP ciężko powiedzieć coś więcej, niż to, że Niemiec był na torze. Sebastian Vettel ukończył wyścig na 19. miejscu.

Podobnie sytuacja wyglądała rok później. Startujący z 14. miejsca Vettel ukończył rywalizację jako ostatni sklasyfikowany kierowca – na 17. pozycji. Jednak właściwa historia startów Vettela w GP Turcji zaczęła się w 2009 roku, kiedy to zasiadł za kierownicą Red Bulla.

ZOBACZ TAKŻE
"Finanse nie miały znaczenia". Vettel o odejściu ze Scuderii Ferrari

Od rozczarowania do skandalu

W 2009 roku na Istanbul Park, Vettel sięgnął po swoje trzecie pole position. Był szybszy od drugiego Jensona Buttona o zaledwie 0,1 sekundy. Jednak w wyścigu to Brytyjczyk okazał się lepszy. Vettel rozczarował, ponieważ ukończył dopiero na trzeciej pozycji dając się wyprzedzić koledze z zespołu – Markowi Webberowi.

Powrót do Stambułu w 2010 roku jest uważany przez kibiców za kultowy. To właśnie tutaj doszło do słynnej kraksy Vettela z Webberem. Kierowcy Red Bulla jechali w ten weekend świetny wyścig i pewnie zmierzali po dublet. Jednak to Vettel miał lepsze tempo i doganiał prowadzącego Marka Webbera. Niemiec postanowił zaatakować kolegę z zespołu od wewnętrznej, na dojeździe do zakrętu nr 12. Zrównując się z nim, Vettel wykonał niezrozumiały manewr. Skręcił w prawo, bezpardonowo wjeżdżając w Webbera. Wina Vettela nie podlegała dyskusji. A może jednak?

Sam wypadek pewnie nie zostałby zapamiętany przez kibiców, gdyby nie pokrętne tłumaczenia Sebastiana Vettela i Helmuta Marko po wyścigu. Konsultant Red Bulla usprawiedliwiał Niemca tym, że musiał zjechać na linię wyścigową, aby prawidłowo wejść w zakręt. Sebastian Vettel natomiast stwierdził, że był już pierwszy i to on wyznaczał linię przejazdu przez łuk. Ani jedno, ani drugie wytłumaczenie nie przekonało chyba nikogo, ale jawnie dało do zrozumienia, że Vettel jest w Red Bullu na specjalnych warunkach.

Od tego wyścigu nikt nie miał już wątpliwości, kto jest liderem ekipy. Red Bull postawił na swoje „złote dziecko” i zrobi wszystko, aby Sebastian Vettel został najmłodszym mistrzem świata.

ZOBACZ TAKŻE
Dlaczego Sebastian Vettel unika social mediów?

Vettel tym manewrem sam wyeliminował się z wyścigu, a Webberowi odebrał zwycięstwo. Jadący uszkodzonym bolidem Australijczyk nie był w stanie powstrzymać zmierzających po pewny dublet McLarenów. Jednak to nie stracone zwycięstwo, a postawa Red Bulla była większym ciosem dla Webbera. Australijczyk wielokrotnie powracał do tej sytuacji w wywiadach i miał żal do szefostwa, że nie stanęli po jego stronie.

Sebastian Vettel – kierowca wielu twarzy

W 2011 roku Vettel nie licząc poważnego wypadku w treningu, przejechał znakomity weekend na Istanbul Park. Najpierw zdobył pole position wyprzedzając Webbera o ponad 0,4 sekundy, natomiast w niedzielę zdominował rywalizację, oddając prowadzenie w wyścigu tylko na jedno okrążenie.

GP Turcji stało się naocznym świadkiem ewolucji Vettela jako kierowcy F1. W ciągu zaledwie trzech lat, Niemiec przeżył tutaj momenty rozczarowania, złości i euforii. Ukazał się zarówno jako obłudnik oraz jako dominator. Przysporzył sobie tyle samo zwolenników, co i przeciwników. Ale co najważniejsze, obnażył na tym torze chyba każdą twarz Formuły 1 – czy to polityczną, czy sportową.

5/5 (liczba głosów: 1)
Reklama