Największa bolączka samochodów elektrycznych?
Nie ma sensu długo dyskutować, jaka jest największa słabość samochodów elektrycznych – baterie. Wszystko inne działa tak samo dobrze albo i lepiej niż w samochodach z silnikami spalinowymi. Akumulatory sprawiają jednak, że są one drogie, szybko tracą na wartości, mają potencjalnie krótką żywotność, a tzw. równowaga ekologiczna jest bardzo niejasna.
Problemów jest wiele i bez całkowicie rewolucyjnego wynalazku w tej dziedzinie samochody elektryczne nie mają szans w pełni zastąpić aut z silnikami spalinowymi. To po prostu nie jest to możliwe. Producenci nowych samochodów elektrycznych lubią chwalić się ich zasięgami, ale czasem jest to dość komiczne. Zasięg podawany w metodologii WLTP często spada bowiem dramatycznie przy tylko nieco dynamicznej jeździe, złych warunkach pogodowych etc.
Nie o tym jest jednak ten tekst. Innym problemem jest spadająca pojemność baterii w czasie. Kwestie te są zresztą powiązane, bowiem zawsze podaje się 100% zasięgu, podczas gdy jednocześnie zaleca się ładowanie od 10% do 80%, aby wydłużyć żywotność baterii.
Amatorski test spowodował większe zamieszanie
We wrześniu właściciel jednego z pierwszych egzemplarzy Volkswagena ID.3 zmierzył, ile pojemności stracił akumulator w ciągu dokładnie jednego roku jazdy. Przejechał w tym czasie 22 500 km, a więc nie aż tak dużo. Mężczyzna używał go jako zamiennika dla auta spalinowego, co przecież wkrótce ma się stać globalną rzeczywistością.
Naładował baterie w pełni rozładowanego samochodu do 100% i zobaczył smutny wynik. Po roku użytkowania samochód stracił bowiem 7,5% pojemności baterii. Pomijając już negatywne komentarze fanów samochodów elektrycznych, postanowił zwrócić się do Volkswagena w celu profesjonalnego pomiaru stanu akumulatora. Doszło do tego dwa miesiące i 2 500 km później. Wynik oficjalnego badania okazał się jeszcze gorszy – 8% baterii zniknęło.
Sam właściciel w filmie, który znajdziecie poniżej przyznał, że używał samochodu… niewłaściwie. W pierwszym półroczu bardzo często go ładował i nie robił tego zgodnie ze sztuką, a więc od 10 do 80%. To jednak dość absurdalne stwierdzenie. Przecież takie zachowanie jest zupełnie normalne. Niektóre marki już wkrótce (mówimy o 2030 roku, to już za 9 lat) chcą sprzedawać wyłącznie samochody elektryczne. Jeśli ktoś wierzy, że wszyscy zainstalujemy sobie wtedy wallboxy (zwłaszcza w blokach to kompletna bzdura) i będziemy ładować samochody po 70% z odnawialnych źródeł energii, to się po prostu myli. Ludzie mają wtedy poruszać się „elektrykami” wszędzie, co oznacza że będą jeździć w różny sposób i ładować je w różny sposób.
Dlatego od jakiegoś czasu wydaje się, że stawianie samochodów elektrycznych jako jedynego zbawienia ludzkości jest totalnie nie na miejscu. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest różnorodność, w której samochody elektryczne będą stanowić część tortu i będą użytkowane przez tych, którzy potrafią zrobić z nich użytek w możliwie najlepszy sposób. Zobaczcie sami to niezwykle ciekawe nagranie, w którym właściciel ID.3 tłumaczy wiele spraw w bardzo przystępny sposób.