Kompaktowe Suzuki SX4 S-Cross jest na rynku od 2013 roku, zaś w 2016 roku poddano je modernizacji. Od początku samochód wyróżniał się prostotą i przyzwoitą funkcjonalnością, aczkolwiek gama silnikowa i lista wyposażenia były dość okrojone na tle konkurencji. W ostatnich latach japoński SUV został trochę przyćmiony przez nowszą, coraz liczniejszą i oferującą więcej konkurencję. Po ośmiu latach od debiutu zadebiutowało Suzuki S-Cross, które określane jest przez producenta jako następca wspomnianego SX4. Nie jest to jednak nowa konstrukcja, lecz obszerniejsza modernizacja dotychczasowego, dość leciwego już SX4 S-Cross.
Suzuki S-Cross – stary znajomy w nowych szatach
Trzeba jednak przyznać, że stylistyka zmieniła się zdecydowanie in plus. Samochód zyskał inną atrapę chłodnicy w kolorze fortepianowej czerni oraz nowe, trzypunktowe reflektory LED, które prezentują się znacznie ciekawiej i przede wszystkim nowocześniej od poprzednika. Bojowego wyglądu nadają S-Crossowi także czarne, plastikowe nakładki na nadkolach, zderzakach i progach. Sporo wizualnych zmian znajdziemy także w tylnej partii nadwozia. Mowa tu m.in. o szerokich światłach ze srebrnymi kloszami połączonymi czarną listwą, a także przemodelowanym zderzaku o bardziej outdoorowym kształcie.


Japońska marka twierdzi, że to „zupełnie nowy model” i „całkowita zmiana”… Nic bardziej mylnego. Suzuki S-Cross bazuje bowiem na płycie podłogowej poprzednika, zaś wymiary nadwozia pozostały tak naprawdę identyczne. Samochód ma bowiem 4300 mm długości, 1785 mm szerokości oraz 1585 mm wysokości, zaś rozstaw osi liczy 2600 mm. Identyczny jest również bagażnik o pojemności 430 l. Nie są to zatem imponujące liczby jak na kompaktowego SUV-a – bliżej mu raczej do miejskich crossoverów. Prawdziwą tożsamość samochodu zdradza m.in. umieszczenie lusterek bocznych.
Producent trochę wprowadza w błąd
Trochę zmian zastosowano w kabinie, choć także i ona nie ustrzegła się pewnych rozwiązań z przedliftingowej wersji. W górnej części konsoli środkowej zastosowano nowy, wolnostojący, 9-calowy dotykowy ekran systemu infotainment z funkcjami Android Auto i Apple CarPlay. Nowy kształt zyskały także centralne nawiewy. Pozostałe elementy, takie jak kierownica, zegary, klamki, boczne nawiewy, selektor trybów jazdy, drążek zmiany biegów czy panel klimatyzacji, wyglądają jednak znajomo. Można wręcz pomyśleć, że producent zapomniał o reszcie zmian.
Także pod maską obyło się bez zmian. Suzuki nadal wyposaża swojego SUV-a w turbodoładowaną jednostkę 1.4 BoosterJet o mocy 129 KM i maksymalnym momencie obrotowym 235 Nm. Podobnie jak w poprzedniku, wyposażono ją w układ mild hybrid. Za przeniesienie napędu odpowiada 6-biegowa skrzynia manualna. Napęd może trafiać na przednią lub obie osie – w przypadku pierwszej opcji przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi 9,5 s, zaś w drugiej 10,2 s. Na liście opcji jest też 6-stopniowa przekładnia automatyczna. Prędkość maksymalna wynosi 195 km/h.
Dobry lifting, ale auto wciąż miejscami „trąci myszką”
Samochód można już zamawiać w polskich salonach. Ceny zaczynają się od 97 500 zł za przednionapędową odmianę Comfort z ręczną skrzynią biegów. Lepiej wyposażony Premium to wydatek od 102 500 zł, a topowy Elegance – od 114 500 zł. Wersja z automatyczną przekładnią (dostępna od Premium) kosztuje od 110 500 zł (119 500 w odmianie 4×4. Najtańszy model z napędem na cztery koła AllGrip (Premium) to co najmniej 111 500 zł.