Wypadek – tło historii oraz przebieg zdarzenia
Po latach spędzonych w Ferrari w 2015 r. Fernando Alonso powrócił do jednego ze swoich poprzednich zespołów – McLarena, w którym miał okazję ścigać się w sezonie 2007. Po głośno zapowiadanej reaktywacji współpracy z Hondą wyniki testów odbywających się w Barcelonie były delikatnie mówiąc – rozczarowujące. Okazało się jednak, że to nie słabe osiągi będą tym co spowoduje, że McLaren stanie się obiektem dyskusji w tamtym czasie. Ostatniego dnia testów doszło do wypadku. Wywołał on wiele kontrowersji i wzbudził wątpliwości w padoku, jak i u całej społeczności fanów.
Fernando Alonso był właśnie w trakcie swojego okrążenia i kiedy pokonywał zakręt nr. 3 doszło do kontaktu z barierą. Uderzenia nie poprzedziło żadne zetknięcie z inną maszyną. Hiszpan wypadł z toru, a jego samochód zatrzymał się równolegle do bandy. Świadkiem wydarzenia był sam Sebastian Vettel. Podążał on wówczas za McLarenem i w swojej wypowiedzi mówił, że wypadek wyglądał bardzo dziwnie. Według Niemca prędkość była niska – oszacował ją na ok. 150 km/h, a sam bolid wyglądał tak jakby po prostu skręcił prosto w stronę ściany. Odczyty oficjalnie pokazały później, że prędkość wynosiła 135 km/h, a samo uderzenie miało mieć miejsce, kiedy była ona jeszcze niższa.
Zazwyczaj wypadek przy takiej prędkości nie oznacza nic poważnego. Kierowca wyjmuje kierownicę, wysiada i bez szwanku zmierza w stronę swojego garażu. Tym razem było jednak inaczej, poważne powody do obaw zaczęły się, gdy okazało się, że Hiszpan ma problemy z opuszczeniem bolidu o własnych siłach. Już w tym aspekcie pojawiła się pierwsza nieścisłość, gdyż początkowo zespół oświadczył, że Alonso nie stracił przytomności podczas wypadku. Co innego mówił Ron Dennis, który przyznał, że kierowca był nieprzytomny przez kilka sekund. Kiedy udało się mu wydostać z samochodu ratownicy przetransportowali go helikopterem do pobliskiego szpitala.
Ciekawe doniesienia ze szpitala
Sam wątek hospitalizacji kierowcy również jest bardzo ciekawy. Trzeba zacząć od faktu, że Fernando Alonso w szpitalu przebywał aż trzy dni. Jest to czas naprawdę długi jak na dzisiejsze standardy bezpieczeństwa F1, szczególnie, gdy wypadek zdarzył się przy tak niskiej prędkości. Zdecydowanie nie pomagały też doniesienia hiszpańskich mediów. Pisały one jakoby Alonso miał stracić pamięć i obudzić się z przeświadczeniem, że znajduje się w latach 90-tych. Miał myśleć, że wciąż jest kierowcą kartingowym. Niemieccy dziennikarze głosili natomiast, że kierowca miał mówić po włosku i być przekonanym, że ciągle jeździ dla Ferrari. Brzmi to absurdalnie, ale zdecydowanie dolewa oliwy do ognia i w połączeniu z długim pobytem w szpitalu oraz faktem, że Hiszpan zgodnie z zaleceniami lekarzy opuścił GP Australii czyni sprawę jeszcze ciekawszą i bardziej tajemniczą.
Niejasna przyczyna wypadku, brak danych i wątpliwości zespołów
McLaren postanowił wydać oświadczenie, w którym poinformował jakoby przyczyną wypadku miały być porywiste podmuchy wiatru. Dobrze wiemy, że wiatr w Formule 1 może wpływać na osiągi, ale pojawiło się wiele wątpliwości, czy przy tej prędkości takie uzasadnienie ma jakikolwiek sens. Kiedy Alonso doszedł do siebie sam również podzielił się swoimi przemyśleniami na temat wypadku i winę zrzucił na awarię kolumny kierowniczej. Mało tego, powiedział on, że nawet huragan nie poruszyłby samochodu przy takiej prędkości jednocześnie wyśmiewając tłumaczenie własnego zespołu.
Alonso wbił się w ścianę, bo… został porażony prądem?
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy posłuchamy doniesień włoskich mediów w sprawie przyczyny wypadku. Sky Italia podzieliło się informacją o tym, że Fernando Alonso w rozmowie z osobami ze swojego najbliższego otoczenia mówił zupełnie co innego niż w publicznych wywiadach. Miał on przekazać, że doświadczył dużego wstrząsu w okolicach kręgosłupa. Swoje trzy grosze dorzucili też byli kierowcy – Fabrizio Barbazza i Rene Arnoux.
Pierwszy z nich powiedział, że z własnych źródeł wie, że Alonso został porażony z mocą 600 watów. Drugi natomiast szeroko wypowiedział się na temat oświadczenia McLarena i dodał, że jego zdaniem jest to tylko wymówka. Sam wstrząs elektryczny miałby być według teorii spowodowany fatalnym działaniem silnika Hondy. Większość czytelników na pewno wie, że japońska jednostka napędowa nie grzeszyła ani osiągami, ani niezawodnością, a sam bolid McLarena według kibicowskiej nomenklatury można byłoby określić mianem znanej z memów „taczki”.
Kluczowym dla rozwiązania sytuacji byłoby udostępnienie jakiegokolwiek onboardu lub telemetrii ukazującej, co właściwie stało się z samochodem. Jak wiadomo testy nigdy nie są tak medialne jak weekendy wyścigowe. Zwykle dostęp do nagrań i innych materiałów jest dosyć ograniczony. Wiadomo, że wypadek został zarejestrowany przez kamery zamontowane na torze oraz, że kamera była obecna również na samochodzie Ferrari Sebastiana Vettela. Warto wspomnieć też o doniesieniach jakoby zespoły miały po tym wypadku chęć zbojkotować Grand Prix Australii z powodu obaw o bezpieczeństwo rozwiązań stosowanych w jeszcze stosunkowo nowych jak na tamten czas bolidach ery hybrydowej. Do tego scenariusza na szczęście nie doszło i wszystkie plotki szybko dementowano.
Czy kiedykolwiek dowiemy się co spowodowało wypadek?
Musiałyby stać się dwie potencjalne rzeczy, pierwszą z nich jest dokończenie autobiografii przez Fernando Alonso i wyjaśnienie kwestii. Drugą jest po prostu powrót do tej sprawy wraz z ujawnieniem materiałów, na których widać zdarzenie. Największe szanse są oczywiście na tą pierwszą opcję. Może się to przecież wydarzyć i nie byłaby to pierwsza biografia kierowcy w historii F1. W drugiej opcji nikt nie ma zbytnio interesu. W końcu po co ktoś miałby powracać do sprawy sprzed lat, która na dłuższą metę nie miała wpływu na przyszłość sportu oraz, w której sam kierowca zbytnio nie ucierpiał.
Pozostaje nam więc tylko ocenić sprawę samodzielnie. Na pewno nietypowy jest stosunek prędkości do długości czasu, w którym Alonso dochodził do siebie. Na pewno na wyobraźnię działają doniesienia gazet i osób powiązanych z padokiem. Wątpliwości wzbudza również jakość rozwiązań oferowanych przez Hondę w silniku, jak to sam Hiszpan powiedział – rodem z GP2. Trochę podejrzanie brzmi tak banalne tłumaczenie McLarena i nieścisłości w podawanych informacjach. Trzeba jednak pamiętać, że same doniesienia o porażeniu nie były nigdzie potwierdzone i wciąż są tylko ciekawą, minimalnie prawdopodobną teorią.