Pikes Peak 2023 nie był łaskawy dla BMW
Pewnie wielu z was to pamięta, ale dla porządku przypomnijmy bieg zdarzeń. W niedzielę 25 czerwca odbył się 101. wyścig na szczyt Pikes Peak. Do najciekawszych samochodów biorących w nim udział można była zaliczyć Mazdę 3 o mocy około 1400 KM, Forda SuperVana, Alpine A110 GT4 Evo czy BMW XM Label Red. Ten ostatni model miał pobić rekord trasy wśród seryjnych SUV-ów.
Hybrydowe BMW XM Label Red miało wszystko, aby z łatwością pobić rekord włoskiego Lamborghini Urus Performante wynoszący 10:32,64. Hybryda plug-in łącząca 4,4-litrowy silnik V8 z podwójnym turbodoładowaniem i silnikiem elektrycznym oferuje łącznie 550 kW (748 KM) i moment obrotowy 1000 Nm. Wszystko jednak poszło nie tak.
Kierowca hybrydowego egzemplarza specjalnego Matt Mullins już chwilę po starcie uderzył w drzewo, a fani BMW zamiast rekordu mogli oglądać zdjęcie zniszczonego samochodu. Kierowca nie odniósł żadnych większych obrażeń, ale od razu zapowiedział, że wróci pobić ten rekord jeszcze w tym roku.
Koniec końców jest rekord
Próba odkupienia win odbyła się 21 września. Oczywiście nie była już częścią oficjalnego wyścigu Pikes Peak International Hill Climb, który wcześniej był wymogiem do ustanowienia rekordu. To się zmieniło i producenci mogą teraz korzystać z prywatnych prób, ale aby jakikolwiek zapis był ważny, muszą oni uzyskać certyfikat. I tak się stało.
Główny instruktor Szkoły Jazdy BMW Performance Matt Mullins ponownie zasiadł za kierownicą i modelem XM Label Red ustanowił rekord wśród hybrydowych SUV-ów z czasem 10:48,60. Nie wystarczyło, by pobić wciąż najszybszego SUV-a Lamborghini Urus Performante z czasem 10:32,64 z zeszłego roku, ale rekord to rekord. Warto wspomnieć, że jeśli chodzi o rekord ustanowiony podczas wyścigu, najlepszy nadal jest Bentley Bentayga z czasem 10:49,902 z 2018 roku.
Pobicie tego rekordu było dla BMW i samego Mullinsa sprawą honoru. Po pierwsze bez ponowionej próby XM Label Red powszechnie kojarzyłoby się tylko z wypadkiem, co nie jest najlepszą rekomendacją sprzedażową. Nie zapominajmy też o wszelkich programach nauki jazdy BMW, za które ludzie płacą ogromne pieniądze i oczekują najlepszych instruktorów. A tu flops, szef wszystkich szefów (i kierowca kaskaderski!) spowodował wypadek. Poprawa rekordu była więc bardzo ważna.
Ostatecznie nie wyszło specjalnie ekskluzywnie, bo do rekordu Lamborghini zabrakło całkiem sporo, ale koniec końców zawsze lepsze to niż, kojarzenie tylko z wypadkiem. BMW z tej okazji przygotowało dwuczęściowy dokument. Zobaczycie w nim próbę bicia rekordu oraz nagranie udanej próby.