Najlepszy kierowca: Andrea Kimi Antonelli
Tytuł ten przynależy naturalnie zwycięzcy – Andrei Kimiemu Antonelliemu. Włoch doskonale wystartował, a potem kontrolował wyścig, choć na dystansie dwóch okrążeń musiał uznawać wyższość Marcusa Amanda. Gdy jednak uporał się z rywalem, kartingowy mistrz bez problemów utrzymywał fotel lidera, mimo presji ze strony Rafaela Camary. Presję te jednak z okrążenia na okrążenie oddalał, wygrywając o ponad 3 sekundy nad kolegą ze stajni.
O ile Antonelli pokazał czystą dominację, o tyle Brazylijczyk zapewnił największe widowisko. Umiejętności łączą się u niego z nieczęsto spotykaną wyścigową brawurą. Po fatalnym starcie spadł o dwie pozycje, a potem niestrudzenie przebijał się, nie wahając się atakować nawet w Eau Rouge, gdzie walczył z Charliem Wurzem. Ów ambitny manewr nie powiódł się – Camara wyjechał na pobocze i musiał oddać lokatę.
Już okrążenie później nie popełnił podobnego błędu. Zachował na podjeździe do Kemmel Straight zimną krew, a następnie wykorzystał w pełni podciąg aerodynamiczny i doskonałe przyspieszenie. Łącząc styl Miki Hakkinena z metodami Alexandra Albona, przebił się po wewnętrznej, wyprzedzając Charliego Wurza i Amanda, nie wahając się przy okazji zaczepić prawą stroną samochodu o trawę.
Świetnie zaprezentował się też Pedro Perino. Portugalczyk o mozambijskim pochodzeniu debiutował pod koniec zeszłego roku, zdobywając punkcik na Red Bull Ringu. Na Spa-Francorchamps pojechał solidny wyścig, zajmując dziesiąte miejsce, niezagrożony przez 11-tego Fina, Rasmusa Joutsiniesa.
Najlepszy zespół: Prema
W tej kategorii wątpliwości być nie może – Prema Racing dysponowała najlepszym tempem, i z całej stawki tylko Marcus Amand potrafił dotrzymać kroku dwójce wolniejszych kierowców włoskiej ekipy. Antonelli i Camara byli absolutnie nie do złapania, z kolei za Conradem Laursenem, jadącym na piątej pozycji, sukcesywnie tworzyła się przerwa do kolejnego Taylora Bernarda, Brytyjczyka z PHM Racing. Laursen w końcowej fazie wyścigu wyprzedził jeszcze Amanda.
Pochwalić należy także nową niemiecką ekipę PHM Racing, głównie za spokojne przejechanie debiutanckiego wyścigu. Nikita Bedrin, wspomniany Barnard oraz Jonas Ried trzymali się lokat w drugiej połowie pierwszej dziesiątki. Najlepiej zaprezentował się Barnard – zajął szóste miejsce, z kolei Rosjanin z włoską licencją dojechał ósmy. Od kolegi z Wielkiej Brytanii oddzielił go tylko Nikhil Bohra z US Racing.
Największe zaskoczenie: Marcus Amand
Kapitalnie zaprezentował się Marcus Amand. Młody Francuz poczynił spodziewany krok do przodu względem zeszłorocznej kampanii, w której zajął 12 miejsce. Podobnie jak Andrea Kimi Antonelli, również Amand ma za sobą doskonałą karierę w kartingu – wygrał choćby Europejskie Mistrzostwa Juniorów. Na Spa pokazał, iż nie stracił swej naturalnej szybkości, rozwagi i zmysłu obserwacji. Otoczony kierowcami Premy, choć uległ im wszystkim, nie dał się uwikłać w zbędne kolizje.
Kolega Amanda, Nikhil Bohra, kolejny z kierowców wielu narodowości, również zaskoczył dobrym tempem. Singapurczyk startujący czasem pod amerykańską licencją wykorzystał swe doświadczenie z jazdy nowym samochodem F4. W rundach rozgrywanych w ramach UAE Formula 4 zajął dopiero 20 miejsce, ale w Belgii odjechał porządny wyścig. Samodzielnie walcząc z trzema kierowcami PHM, wykazał się rozsądkiem i precyzją, a siódme miejsce to w pełni zasłużona nagroda.
Największe rozczarowanie: Alfio Spina
Bez wątpienia trudno o usprawiedliwienie Alfio Spiny, winnego kolizji z Marcosem Flackiem. Nadmiernie ambitny Włoch próbował wyminąć Australijczyka już na wyjściu z Raidillon, ale zabrakło dla niego miejsca. Usiłując odbić w prawo, najechał na tylne koło samochodu rywala, przebijając mu oponę i jednocześnie tracąc własne przednie skrzydło.
Nie lepiej zaprezentowała się też Maya Weug, dla której to nie pierwsze zawody w ADAC F4. Holenderka z programu Młodych Kierowców Ferrari okupowała pozycje na szarym końcu stawki, dojeżdżając na dopiero 16 pozycji, z 20 kierowców. W końcowym etapie zawodów walczyła z Tajem Nandhavudem Bhirombhakdim, ale bez skutków. Debiutant stajni Jenzer obronił się o dziesiąte części sekundy.
A propos Jenzer, inni jego kierowcy także się nie popisali. Najwyżej uplasował się Fin, Rasmus Joutsimies, zajmując 11 lokatę. Ethan Ischer, również po raz pierwszy w życiu biorący udział w wyścigu ADAC F4, był trzynasty. Obaj praktycznie nie pojawiali się w kamerach, niezdolni przeprowadzić manewrów ataku na rywalach.
Antonelli obejmuje prowadzenie
Włoch zamienił pole position w komfortowe zwycięstwo, przewodzi zatem klasyfikacji generalnej, z 25 punktami na koncie. Drugi Rafael Camara ma ich osiemnaście, a trzeci Charlie Wurz – 15. Reszta stawki również punktuje tak jak w Formule 1 – szczęśliwy zdobywca dziesiątego miejsca, Pedro Perini, melduje się więc w klasyfikacji z jednym oczkiem.
Cztery miejsca w pierwszej piątce oznaczają, iż w klasyfikacji zespołów na czoło wychodzi Prema. Włoski zespół już teraz ma przewagę, płynącą z 43 oczek w stosunku do 25 punktów US Racing. Pięć oczek oczka mniej ma stajnia PHM, głównie dzięki szóstemu miejscu Taylora Barnarda. Z uwagi na nierówną liczbę kierowców w ekipach, liczą się najlepsze wyniki dwóch zawodników. Stąd Amand, piąty na mecie, jest liczony jako trzeci, gdyż dojechał tuż za rywalami z Premy.
Co przed nami?
Camara będzie miał szansę na rewanż już za kilkadziesiąt minut – o godz. 11:20 stawka ponownie ustawi się na polach startowych belgijskiego obiektu. Tym razem na polach startowych ustawi się też Kacper Sztuka, nieobecny w pierwszej rundzie; Polak nie ustanowił czasu okrążenia w odpowiedniej do tego piątkowej sesji kwalifikacyjnej.
Trzeci wyścig weekendu odbędzie się natomiast w niedzielę, o 9:20, poprzedzony zamianą pozycji na starcie. Z pierwszego pola wystartuje Nikhil Bohra. Zasady jego punktacji są dokładnie takie same, jak sobotnich zawodów, nie ma również dodatkowych oczek za pole position lub najszybsze okrążenie. Tymczasem, dokładne wyniki pierwszego wyścigu znajdziecie pod tym linkiem w zakładce „Results”.