Pamiętacie jeszcze Wiesmanna? Ten niemiecki producent specjalizujący się w tworzeniu lekkich, niedużych i bardzo charakterystycznych aut sportowych w 2013 roku ogłosił upadłość. Trzy lata później został przejęty przez obecnego właściciela i w ciągu ostatnich lat próbował powrócić z nowym modelem. Pierwszą taką próbą był pokazany (pod płachtą ukrywającą kształty) Project Gecko – sportowe coupe napędzane silnikiem z aktualnego BMW M5. Zamiast debiutu rynkowego doszło do zamrożenia projektu. Od połowy marca wiemy dlaczego tak się stało – Niemcy zaczęli wówczas pracę nad elektrycznym bratem „gekona”. Jest nim oczywiście zaprezentowany dzisiaj Wiesmann Project Thunderball.
Fot. Wiesmann
Nie, naprawdę nie ma 680 KM
Jeśli zaglądaliście dzisiaj wcześniej na takie strony jak TopGear, Carscoops, Motor1, Autocar czy Hypebeast, mogliście zauważyć, że… żaden z pracujących tam redaktorów nie opanował zdolności czytania ze zrozumieniem. Albo też, co równie prawdopodobne, żaden nie pofatygował się na stronę producenta i powielił krążący w sieci błąd w swoim wpisie. Można tam znaleźć rubrykę z danymi technicznymi, a wśród nich taką właśnie liczbę, ale z jednostką „kW”. Koni mechanicznych mamy zatem aż 925 i cały ten tabun trafia na tylne koła. Źródłem tej ogromnej, zdecydowanie najwyższej w historii marki mocy są dwa silniki elektryczne, dysponujące równie absurdalnym łącznym momentem obrotowym wynoszącym 1100 Nm.
Wszystko jak na dłoni
Na powyższym zrzucie ekranu jest jeszcze jedna informacja, która nie została do tej pory wypatrzona. Otóż oprócz zaprezentowanego roadstera, w blokach startowych jest też wersja coupe, której kształt powinniśmy poznać w najbliższych miesiącach.
Wiesmann Project Thunderball – pierwszy nowy model od 2009 roku
Ostatnią nowością Wiesmanna był model Roadster MF5, który tak jak jego poprzednicy bazował na technice BMW – w tym przypadku pod maską znajdował się 555-konny wariant silnika 4.4 V8, znany chociażby z BMW X6M pierwszej generacji. „Piorun kulisty” również ma spore związki z Bawarią, ale nie z samochodami spod znaku kręcącego się śmigła. Tym razem chodzi o produkowane przez Roding Automobile baterie zasilające wspomniany już duet motorów. Akumulatory mają użyteczną pojemność 83 kWh, co ma pozwolić na przejechanie ponad 500 kilometrów. Na razie są to tylko obietnice producenta, zasięg oraz osiągi nie zostały jeszcze w pełni przetestowane. Zanim do nich przejdziemy, jeszcze kilka zdań o technologiach.
Fot. Wiesmann
Wiesmann Project Thunderball ma zespół napędowy pracujący przy napięciu 800V, a baterię ładować można za pomocą pokładowej ładowarki o mocy 22 kW lub na stacjach szybkiego ładowania o mocy do 300 kW. Dzięki zastosowaniu aluminiowej ramy przestrzennej i sporej ilości włókna węglowego masa roadstera to tylko 1775 kg. Świetny jest też rozkład mas, wynoszący 48:52%. W komunikacie prasowym przeczytać możemy też o systemie WIRBS (Wiesmann Intelligent Regenerative Braking System). Jest to nic innego jak zaawansowany system sterowania rekuperacją. Ma on pięć poziomów i zwyczajowo jest regulowany łopatkami pod kierownicą.
Najmocniejszy, najszybszy i najpiękniejszy
Oprócz zdecydowanie największej mocy w dziejach marki, Wiesmann Project Thunderball dysponuje również najlepszym przyspieszeniem. Prawdopodobnie. Podobnie jak zasięg, czas do setki również jest tylko przewidywaniem. Wynosi on 2,9 sekundy i stawia ten model wśród najszybszych pojazdów z napędem na jedną oś. Jeśli znajdzie on potwierdzenie w praktyce, spore zasługi będzie można przypisać oponom Michelin Pilot Sport 4S nawleczonym na 21-calowe obręcze.
Fot. Wiesmann
Jeśli chodzi o wygląd, mamy do czynienia z delikatną ewolucją znanych dla marki kształtów. Z pewnością docenić trzeba klasyczne proporcje z długą maską (kryjącą pod sobą tym razem bagażnik), wydatnymi „biodrami” i krótkim tyłem. Doskonale udało się ukryć wymiary auta – jest on o ponad 20 cm dłuższy od modelu MF5 oraz o niemal 60 cm od najpopularniejszego MF3. Kapitalnie prezentuje się też wnętrze. Tak jak w pozostałych modelach Wiesmanna, również tutaj centralnie umieszczono siedem analogowych zegarów. Najbliżej kierowcy są procentowy wskaźnik naładowania baterii oraz prędkościomierz wyskalowany do 300 km/h. Wśród materiałów dominują brązowa skóra, włókno węglowe i polerowany metal. Auto można już zamawiać, cena na start wynosi 300 000 euro. Produkcja zacznie się niebawem w manufakturze w Dülmen.
Fot. Wiesmann
Producent otwarcie nazywa swoje najnowsze dzieło „rzeźbą” oraz „najpiękniejszym autem sportowym na świecie”. Czy jest tak w istocie, zostawiamy już Wam do oceny.