Były powody do zmartwień
Już w zeszłym sezonie Fabio Quartararo dawał do zrozumienia, że mistrzostwo w 2021 roku może nie wystarczyć, aby zatrzymać go w zespole na kolejne lata. Francuz podkreślał wielokrotnie, że oczekuje postępu od Yamahy chociażby pod kątem zachowania motocykla w chłodniejszych warunkach oraz w deszczu. Dodatkowo zawodnik zwracał także uwagę na niedostateczną moc silnika, która stawia go w bardzo kłopotliwej sytuacji, w której musiałby on przebijać się z dalszych pozycji.
Niestety okazało się, że tegoroczny motocykl ma niedostatki po stronie wspomnianej mocy czy też hamowania oraz generowania przyczepności tylnej opony. To w połączeniu z odległymi pozycjami na testach oraz w pierwszych wyścigach sprawiło, że sam zawodnik zaczął się rozglądać za innymi możliwościami. Na początku spekulowało się o jego odejściu do Hondy czy Ducati.
Jednak tam obrońca tytułu mistrza świata musiałby się zmierzyć z Markiem Marquezem czy Francesco Bagnaią. Ci dwaj zawodnicy mają obecnie przewagę w postaci znajomości swoich maszyn, a do tego cieszą się sporym zaufaniem ze strony swoich pracodawców. Gdyby Quartararo miał zawitać do któregokolwiek z nich, musiałby zmierzyć się z zawodnikami, którzy obecnie posiadają status kierowcy numer jeden. To oznaczałoby, że Francuz musiałby pozbawić takiej pozycji swojego potencjalnie nowego partnera zespołowego, lub stać się „dwójką”.
Yamaha odzyskała zaufanie Quartararo
Wspomniane ryzyko w połączeniu z poprawą dyspozycji motocykla M1 sprawiło, że Francuz zaczął odzyskiwać tempo na tej maszynie. To z kolei przełożyło się na poprawę wyników, która nastąpiła po rozpoczęciu europejskiej części sezonu. GP Portugalii padło jego łupem, a dwa późniejsze wyścigi ukończył na podium. To w połączeniu z podium z Indonezji oraz punktami w każdym wyścigu zaowocowało pozycją lidera klasyfikacji generalnej. W efekcie plotki o jego odejściu z Yamahy zaczęły tracić na sile i dziś przed GP Katalonii potwierdzono, że Francuz zostaje w zespole do końca 2024 roku.
– Cieszę się, że pozostanę w Yamasze jeszcze przez dwa lata. Yamaha wierzyła we mnie od samego początku i tego nie lekceważę, ale ta nowa umowa była poważną decyzją. Jestem w szczytowym momencie mojej kariery, więc podjęcie tej decyzji zajęło mi trochę więcej czasu. Wierzę w ten projekt i czuję, że Yamaha jest naprawdę zmotywowana. Teraz, gdy oficjalnie potwierdziliśmy decyzję o kontynuowaniu tej ścieżki, możemy w pełni skupić się na bieżącym sezonie. Pragnę podziękować ludziom oraz fanom wokół mnie, którzy zawsze mi pomagają i mnie wspierają. Naprawdę doceniam całe wsparcie – powiedział Francuz w oficjalnym komunikacie prasowym.
Są pytania
W tym momencie nasuwa się kilka pytań. Przede wszystkim Quartararo zapowiedział, że swoją dalszą relację z Yamahą uzależnia od postępu, jaki wykona zespół. Jak widać, jego wyniki uległy zauważalnej poprawie w ostatnich wyścigach, ale nie zastanawiające jest to, jaka jest tego przyczyna? Wprawdzie Yamaha wprowadziła do użytku nowy wahacz oraz nowe skrzydła, jednakże te elementy pojawiły się dopiero po rundzie na Jerez. Wygląda więc na to, że tu wpływ mogła mieć także optymalizacja ustawień i lepsze zrozumienie pakietu przez inżynierów i zawodnika. Jakie będą efekty kolejnych dwóch lat tej współpracy? Czas pokaże.
Zastanawia też kwestia, kto finalnie będzie partnerem zespołowym Quartararo w 2023 roku. Oficjalnie Franco Morbidelli dysponuje umową na przyszły rok, ale jego obecne wyniki zdecydowanie rozczarowały Lina Jarvisa. Mówiło się o tym, że Włoch miałby dokończyć kontrakt na fabrycznym motocyklu, ale w zespole klienckim. Niestety Yamaha po tym sezonie traci klienta w postaci RNF, które w przyszłym roku zostanie zespołem satelickim Aprilii. Teraz jedyne dostępne opcje to uhonorowanie obecnego kontraktu lub rozwiązanie go na koniec tego sezonu.
Kto wówczas mógłby zastąpić mistrza świata Moto2? Do niedawna w kolejce do tej ekipy był Miguel Oliveira. Jednak teraz na pewno towarzyszą mu obecni zawodnicy Suzuki. W najbliższych tygodniach powinniśmy poznać finał tej sprawy.