Konrad Czaczyk, jak przystało na kierowcę urodzonego na Florydzie, swe wyścigowe umiejętności od początku kształtował w Stanach Zjednoczonych, startując pod amerykańską flagą. W sezonie 2014-2015 dołączył do rywalizacji w serii Formula Skip Barber Winter Series, gdzie na przestrzeni dwunastu wyścigów odniósł trzy triumfy i dwukrotnie zdobył pole position. Rozpoczął w niej również sezon 2015-2016, i choć odjechał jedynie dwa wyścigi, w obu meldował się na podium.
Największe sukcesy święcił niedługo później – w 2016 roku zajął drugie miejsce w nowo powstałej amerykańskiej Formule 4, przegrywając jedynie z dominującym sezon Cameronem Dasem. W pokonanym polu pozostawił m.in. tegorocznego debiutanta w IndyCar, Kyle’a Kirkwooda. O dalszej części swojej kariery Czaczyk zgodził się opowiedzieć nam podczas pokazu Unitel Mazda MX-5 Cup Poland, w którym jest jedną z kluczowych postaci.
Ściganie w Ameryce
Krzysztof Jankowski: Jeździłeś w US F4, i to z sukcesami – wicemistrzostwo w sezonie 2016, trzy wygrane wyścigi. Czy istniały szanse, byś wskoczył poziom wyżej w tej kategorii bolidów?
Konrad Czaczyk: Taki był cel, kiedy zacząłem się ścigać – chciałem znaleźć się w IndyCar, moim marzeniem było ścigać się w Indy 500. Niestety wygrana czy drugie miejsce w US F4 dawało wówczas bardzo mało pieniędzy, zbyt mało, by zagwarantować jakikolwiek awans, więc szukałem innej drogi.
Znalazłem ekipę, która się ścigała w Mazda Road Indy, w bolidach od poziomu F4 do Indy Lights. Jeździłem nimi w Kanadzie, zapowiadało się, że jeżeli odniosę triumf, będę miał okazję na awans właśnie do Mazda Road Indy. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, z różnych powodów, m.in. szkoły i kariery poza wyścigami. Miałem wtedy już 20 lat, byłem dość stary, dużo młodsi kierowcy ze mną rywalizowali.
Po wygraniu mistrzostwa stwierdziłem więc, że kariera w bolidach nie jest dla mnie. Skupiłem się na edukacji, a gdy już byłem gotów wrócić do ścigania, wróciłem do aut turystycznych, klasy GT.
Pierwszy od lewej Konrad Czaczyk rywalizował w F4 z istotnymi kierowcami juniorskich kategorii zza Oceanu | Fot. F4 U.S. Championship / Twitter
Co jest takiego fascynującego w autach tej klasy?
Niesamowite jest to, iż [Mazda MX-5] praktycznie nie różni się od samochodu, który można kupić w salonie. Wiele jest samochodów drogowych, których różne iteracje widzi się na torze, choćby Hondę Civic czy Kię Picanto, ale Mazda MX-5 jest wyjątkowa. Ma napęd na tył, jest lekka, niedroga – wielu może sobie na nią pozwolić. Niewiele trzeba zmieniać, by była gotowa do wyścigu, jest niezawodna, miła w prowadzeniu i bardzo wiele uczy. To chyba najlepsze auto dla młodego kierowcy – który dopiero rozpoczyna karierę – by nauczyć się najważniejszych elementów teorii i ścigania. Nie ma drugiego takiego samochodu, który posiada wszystkie te zalety, a jednocześnie tak przyjemnie się go prowadzi.
Konrad Czaczyk o Maździe
W takim razie odwróćmy pytanie – co sprawia najwięcej trudności w prowadzeniu tego samochodu?
Najtrudniejszy do opanowania (dla tych, którzy przychodzą choćby z Kii Picanto) jest napęd na tylną oś. To dość mocne samochody, trzeba się uzbroić w cierpliwość podczas jazdy. Z reguły kierowcy, mówię z własnego doświadczenia, z pracy z zawodnikami ze Stanów, bardzo lubią jechać na pełną moc. Gaz do dechy i nie patrzą za siebie.
Mazda uczy, że tak nie można, trzeba prowadzić finezyjnie, bo tył potrafi uciec, złapać nadsterowność. Trzeba uczyć się powoli, opanować hamulce. Wiele osób o tym zapomina, ale poza używaniem kierownicy do sterowania, pedałami też się skręca. Cierpliwość jest wymagana, podobnie jak płynność. Dopiero, gdy czujesz, że wszystko wokół dzieje się w zwolnionym tempie i masz pełną kontrolę, jest idealnie. Tylko wówczas osiągasz najlepsze czasy.
Ciekawy wątek. Rozumiem, że w Stanach Zjednoczonych trenowałeś młodych kierowców. Czy oni też przymierzali się do Indy Lights?
Nie, to byli amatorzy, którzy chcieli ścigać się profesjonalnie albo powiedzmy, pół-profesjonalnie – w klasach GT4, GT3. Pracowałem z wieloma kierowcami, nie tylko młodymi, ale też starszymi, którzy chcieli zabrać się za wyścigi. Nie trenowałem jeszcze młodych, którzy ścigali się tylko w bolidach. Nie miałem takiej okazji, choć żywię nadzieję, że kiedyś jeszcze taka szansa się pojawi, bo to z pewnością świetne doświadczenie.
Ile lat już pracujesz jako trener?
Trzy lata. Tuż po zakończeniu kariery w bolidach stwierdziłem, że uwielbiam ten sport za mocno, by po prostu odejść. Chciałem, by moja kariera miała coś wspólnego z wyścigami, nawet jeżeli nie mogę być kierowcą. Bardzo lubię trenować [innych kierowców], to pozwala mi pozostać w tym sporcie. Mam nadzieję, że w Polsce też będę mógł się tego podjąć.
Polskie wysokie standardy
A propos Polski – czy można porównywać ściganie na naszym poletku do ścigania w USA?
Myślę, że można. Miałem przyjemność ścigać się podobnymi samochodami w Stanach; tam jest więcej kierowców, ale jakościowo Polska jest bardzo zbliżona w aspekcie poziomu. Zaskoczyło mnie to nieco, bo w pucharze [Mazdy] jest nas pięciu – pięciu zawodników, którzy jeśli chodzi o tempo i możliwości są bardzo blisko siebie.
Czy jest coś, co szczególnie cię zaskoczyło, choćby w samej organizacji weekendu? Nawiązuję tutaj do ekstremalnego przypadku z flagami?
Poza organizacją żadnego dużego zaskoczenia nie było – było tak, jak się spodziewałem. Organizacja ze strony pomysłodawców, mówiąc o całym pucharze, stoi na bardzo wysokim poziomie, wszystko jest dopięte i przygotowane tak, jak być powinno. Można by było zorganizować taki puchar w Stanach i wszyscy byliby zadowoleni. Pod kątem wyścigów, nieco jeszcze brakuje – w USA dużo łatwiej zapisać się na zawody. Wszelkie formalności, formularze, procedury łatwiej załatwić.
Jaki jest kolejny krok, co masz dalej w planach, poza startami w Maździe?
To dobre pytanie, jeszcze nie jestem pewien. Ten sezon ma dla mnie charakter poznawczy, badam poziom wyścigów, kwestie organizacyjne, kierowców. Chcę się dowiedzieć, jakie mają cele, czy będę zdolny wpasować się w to środowisko, kontynuować pracę trenerską, może zbudować kiedyś jakąś ekipę. Motorsport to moja pasja od dziecka, ścigam się od 12 lat. Wiem, jak trudno się przebić i wyróżnić. Byłoby świetnie zrobić coś, by stało się to łatwiejsze, by można było przejść od pucharu [Mazdy MX-5 – przyp. red.] do wyścigów profesjonalnych. Chciałbym po prostu pracować na rzecz innych, może kiedyś otworzyć szkółkę, dać innym okazję, by rozkręcili swoje kariery.