Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

10. urodziny toru COTA. Przypominamy to, co najlepsze w Teksasie

Zainteresowanie Formułą 1 przenosi się po raz drugi w tym sezonie do Stanów Zjednoczonych. Jest to specjalny rok ścigania się na torze COTA w Austin, ponieważ obiekt obchodzi swoje dziesiąte urodziny. Z tej okazji warto powspominać najlepsze wyścigi i momenty, które ukształtowały ten niewątpliwie lubiany obiekt.

cota 2021
Fot. McLaren Media Center

COTA, czyli chluba ziemi obiecanej

Jakiś czas temu, przy okazji pojawienia się w kalendarzu Formuły 1 rundy o GP Miami, spróbowaliśmy opisać kompletną historię obecności Stanów Zjednoczonych w świecie królowej motorsportu. Dzisiaj poniekąd zrobimy to samo, ale zawęzimy okres skupienia do zaledwie ostatniej dekady. Tyle bowiem jest nam znany obiekt Circuit Of The Americas w Teksasie, nazywany po prostu jako COTA.

ZOBACZ TAKŻE
Historia Grand Prix USA. Kręta droga do amerykańskiego snu o Formule 1

Nowoczesny i unikatowy tor Formuły 1 znajduje się na przedmieściach Austin i w niezwykle krótkim czasie zaskarbił sobie gigantyczną miłość fanów, a nawet i kierowców. Jego układ wpisuje się w wymagania wszystkich „Tilkedromów”, czyli torów zaprojektowanych przez Hermana Tilke. Mamy tu więc pierwszy sektor, który tworzy slalom na modłę Suzuki, prostą przechodzącą w prostą oraz imitację legendarnego zakrętu numer osiem z Istanbul Park w Turcji.

Circuit Of The Americas nie jest jednak podłą kopią, a jedynym w swoim rodzaju tworem. Najbardziej charakterystyczną cechą jest niespotykana na żadnym innym torze różnica w elewacji między prostą startową a wierzchołkiem pierwszego zakrętu. Ostry skręt w lewo, który natychmiast obniża nasz pułap, jest niemal ślepy. Dlatego właśnie w przeszłości to miejsce było skupiskiem wielu kontaktów między kierowcami. Tak naprawdę całe okrążenie na torze COTA to przyjemność dla oka i świetna zabawa dla kierowców Formuły 1.

 

2012 – Stany po raz pierwszy 

Wszyscy nie mogli się doczekać nowego wyścigu w Stanach. Najlepiej okazał to Red Bull, który już w 2011 roku wysłał Davida Coultharda na plac budowy toru COTA. Szkot pobawił się bolidem na piaskowych fundamentach, które rok później były już pełnoprawnym obiektem przedostatniej rundy w sezonie 2012. Scenariusz był analogiczny do niedawnych wydarzeń z zeszłego roku, kiedy to Formuła 1 zawitała po raz pierwszy do Arabii Saudyjskiej, gdzie wszyscy byli skupieni na walce Hamilton-Verstappen. 9 lat wcześniej na nowym amerykańskim obiekcie, zwycięzca miał się wyłonić spośród Alonso i Vettela.

Młodszy z kierowców pojechał fenomenalne okrążenie w kwalifikacjach i ustawił swojego Red Bulla na pole position. Fernando Alonso był daleko z tyłu. Hiszpan startował dopiero siódmy i to tylko dlatego, że Massa wziął karę silnikową. Dwukrotny mistrz świata nie został tam jednak na długo, po wspomnianym pierwszym zakręcie był już na czwartym miejscu. Trudno mu jednak było zagrozić głównemu rywalowi. Od niego oddzielał go bowiem Lewis Hamilton i drugi bolid RB prowadzony przez Marka Webbera.

Sebastian Vettel United States 2012

Fot. Red Bull Content Pool

W kierunku Hiszpana uśmiechnęło się jednak ogromne szczęście. Australijczykowi padł silnik, więc Alonso miał ułatwioną drogę do podium. Ponadto Hamilton po raz pierwszy i zdecydowanie nie ostatni pokazał, że w Stanach będzie robić różnicę. Ówczesny kierowca McLarena wyprzedził Sebastiana Vettela i wygrał pierwszy inauguracyjny wyścig na Circuit Of The Americas. Vettel i Alonso, którzy uzupełnili podium, pamiętnie rozstrzygnęli sprawę tytułu dopiero w kolejnej rundzie w Brazylii.

2015 – bitwa o mistrzostwo na torze COTA

Cały sezon 2015 F1, jak i wcześniejszy oraz jeszcze kolejny, kręciły się wokół niemożliwie zaciętej walki pomiędzy kierowcami Mercedesa. Nico Rosberg i Lewis Hamilton nienawidzili się na torze i poza nim. Jednym z wielu momentów eskalacji wzajemnej niechęci było GP Stanów Zjednoczonych na torze COTA w 2015 roku. Stało się to dlatego, że Hamilton wyrobił sobie przewagę nad wewnątrz-zespołowym partnerem i mógł zapewnić sobie tytuł właśnie w Ameryce.

Faktycznie nie musieliśmy długo czekać, aby panowie zaczęli dawać sobie kuksańce. Na wierzchołku stromego zakrętu numer 1 doszło do pierwszego. Brytyjski z kierowców wystartował bardzo brawurowo i wypchnął Niemca z toru. Ten bardzo chciał się odegrać, więc w równie ryzykownym stylu kilkukrotnie nacierał na 7-krotnego mistrza świata. Rywale z bolidów Srebrnych Strzał wymieniali się prowadzeniem, lecz pod koniec na stałe przejął je Rosberg.

 

Niestety rzekomy podmuch wiatru zmusił Niemca do popełnienia błędu i wyjechania na pobocze. Hamilton ani myślał marnować takiej okazji i ostatecznie to on wygrał na amerykańskim obiekcie. COTA była w tamtym roku lokalizacją ikonicznej sytuacji w „cooldown room’ie”. Hamilton rzucił siedzącemu Rosbergowi czapkę z logiem Pirelli i napisem „2nd”. Rosberg ani myślał się z tym pogodzić i rzucił ją z powrotem w kierunku Brytyjczyka, którego ostatecznie pokonał w kolejnym roku. Co ciekawe w 2016 wyścig na Circuit of The Americas również padł łupem Lewisa Hamiltona.

2017 – z końca stawki

Wyścig w Stanach Zjednoczonych w 2017 roku, rozegrany oczywiście na torze COTA był w najprostszych słowach nietypowy. Lewis Hamilton miał spokojną sytuację w swojej drodze po czwarty tytuł mistrzowski. Dlatego właśnie atmosfera była naprawdę wyjątkowo rozluźniona. Organizatorzy zapewnili prawdziwe show na otwarcie niedzielnych zawodów. Legendarny „ring announcer” Michael Buffer zapowiedział wszystkich kierowców i wypowiedział niespotykane już niemal stwierdzenie w świecie motorsportu. Chodzi oczywiście o stwierdzenie „Panowie, odpalcie swoje silniki”.

Kilku kierowców mogło tego dokonać przy użyciu świeżego napędu. Skorzystali oni bowiem z okazji wzięcia nadprogramowej jednostki napędowej bądź innych elementów, na torze, na którym łatwo wyprzedzać. Wśród nich znaleźli się Brendon Hartley, Stoffel Vandoorne i Nico Hulkenberg, których awaryjne silniki Hondy i Renault potrzebowały tego szczególnie. Największe emocje miał jednak zapewnić Max Verstappen, który w tym czasie coraz bardziej i częściej pukał do drzwi najlepszych kierowców w stawce. Holender startował z 16. pozycji, ale ani myślał na tym poprzestać.

 

Holender rzucił się w naturalną dla siebie pogoń bez większego zastanowienia i jakichkolwiek hamulców. Podwójny mistrz świata długo został na oponach typu Super Soft i już na 20. kółku jechał na drugiej pozycji za Kimim Raikkonenem. Pod koniec wyścigu, gdy stawka się już odpowiednio ustawiła, znowu znalazł się za plecami doświadczonego Fina, który na ten moment okupował najniższy stopień podium. Verstappen cudownie objechał go po zewnętrznej w trzecim sektorze ostatniego okrążenia, lecz niestety zrobił to poza torem. Tym samym kierowca został niestety uderzony karą pięciu sekund i wyproszono go z powyścigowej koronacji.

2018 – Kimi Raikkonen zamyka pewien rozdział 

Sezon 2018 Formuły był jednym z bardziej emocjonujących w erze hybrydowej Formuły 1. Ferrari robiło wszystko, co w ich mocy, aby zatrzymać dominację Mercedesa i przez pewien czas naprawdę im to wychodziło. Niestety w drugiej części kampanii nadzieja czerwonych, Sebastian Vettel zaczął się sypać. Jego niemoc w tym okresie to temat na osobny artykuł. W tym przypadku interesuje nas tylko jego postawa w GP Stanów Zjednoczonych, która była rozczarowująca.

ZOBACZ TAKŻE
Niespodzianka od SQN. Druga książka o Kimim Raikkonenie już w Polsce

Niemiec w pewnym momencie wyścigu uderzył w bolid Red Bulla prowadzony przez Daniela Ricciardo. Ten kontakt obrócił jego maszynę i pozbawił szans na walkę o Top 3. O dziwo jednak wyścig i tak został wygrany przez kierowcę Ferrari. Naprawdę niespodziewanie dokonał tego Kimi Raikkonen, który wygrał po raz pierwszy od 113 wyścigów i po raz ostatni w swojej wielkiej karierze, która nigdy tak naprawdę nie dotarła na wyżyny jego możliwości. Było to też jedno z trzech ostatnich podiów, które miał on okazję odwiedzić w Formule 1.

W końcówce wyścigu drugi rok z rzędu nastawał na niego Max Verstappen, który znowu udowodnił, że COTA leży mu jak… tak naprawdę większość torów. Red Bull zachwycił swoich fanów specjalnymi biało-granatowo-brązowymi kombinezonami, imitującymi outfit kowbojów z dzikiego zachodu, na którym przecież położony jest tor wyścigu o GP Stanów Zjednoczonych. Niestety kierowca, który najbardziej był podniecony tą zmianą, czyli Daniel Ricciardo, nie ukończył zawodów przez kolejną w tamtym sezonie usterkę silnika. 

Fot. Red Bull Content Pool / Red Bull najmocniej wczuł się w klimat GP Stanów Zjednoczonych w 2018 roku

2021 – przewaga, czyli Verstappen

Takich emocji w F1, jak w 2021 roku nie mieliśmy już dawno. Max Verstappen i Lewis Hamilton przerzucali się zwycięstwami runda po rundzie, więc pod koniec sezonu, gdy wreszcie nadszedł czas na wyścig na torze COTA, emocje były rozgrzane do absolutnej czerwoności. Kibice i analizatorzy od początku weekendu zbierali każdy najmniejszy detal z treningowych przejazdów obu kierowców. Początkowo wyglądało, że niespodziewanie może ich pogodzić Sergio Perez.

ZOBACZ TAKŻE
Verstappen liczy na powtórkę z 2021. "Chcę toczyć zaciętą walkę"

Drugi kierowca Red Bulla naprawdę unosił się nad powierzchnią toru, wygrywając dwa ostatnie treningi. Meksykanin ostatecznie zadowolił się trzecim miejscem zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigu. Później okazało się jednak, że zmagał się on z chorobą żołądkową, a ponadto stracił dostęp do wody już na samym początku Grand Prix. Nikt nie miał mu więc tego za złe, a i tak to nie Meksykanin miał być głównym aktorem. Max Verstappen i Lewis Hamilton mieli to rozstrzygnąć między sobą i tak właśnie zrobili. Holender zdobył piękne pole position, lecz bardzo biernie zebrał się do startu w wyścigu. Sprawiło to, że do wysoko położonego zakrętu numer 1 prowadził już Lewis Hamilton.

Fot. Mercedes Petronas-AMG F1 Team

Brytyjczyk oczywiście ani myślał oddać prowadzenia na torze. Red Bull postanowił więc odebrać je kolejną genialną strategią i po pit-stopach „Super Max” był już z przodu. Holender również nie oddał prowadzenia i dojechał do mety jaki pierwszy. Zrobił to czując oddech 7-krotnego mistrza świata na swoich plecach aż do ostatniego okrążenia. Okrążenia, na którym przyszły czempion podciągnął się za dublowanym Mickiem Schumacherem i być może tylko dlatego wygrał GP Stanów Zjednoczonych. To piękne zwycięstwo, które było jednym z najważniejszych w jego drodze do mistrzostwa świata zostało obejrzane na żywo przez 400 tys. osób. Był to dotychczasowy rekord frekwencji na torze COTA.

2022. Co tym razem na torze COTA?

Przed nami wyścig o GP Stanów Zjednoczonych, będący czwartą od końca rundą mistrzostw świata w 2022 roku. Będzie to naprawdę spokojna runda, ponieważ Max Verstappen zapewnił sobie tytuł mistrzowski już w Japonii. Dlatego do rozstrzygnięcia została jeszcze tylko i wyłącznie sprawa końcowej klasyfikacji konstruktorów. Ta nie może jednak nie zostać wygrana przez dominującą ekipę Red Bulla. 

Możemy więc liczyć na to, że okrągła, jubileuszowa wizyta na Circuit Of The Americas będzie przede wszystkim monumentalnym widowiskiem i wydarzeniem na skalę światową. Wszystko wskazuje jednak na to, że tak, jak niemal zwykle, zobaczymy tu kawał świetnego ścigania. Na sucho faworytem do zwycięstwa wydaje się być Max Verstappen, który zostawał kierowcą dnia w każdej rundzie na tym torze w latach 2016-2018 i później w 2021. Holender zawsze na to zasługiwał i wielce prawdopodobne, że teraz historia się powtórzy. 

5/5 (liczba głosów: 1)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama