Connect with us

Czego szukasz?

powered by Advanced iFrame. Get the Pro version on CodeCanyon.

DTM

ADAC kupiło DTM. Co dalej z tą serią?

Po przejęciu serii DTM przez markę ADAC powstało sporo pytań wokół przyszłości popularnych niemieckich mistrzostw. Spróbujmy przeanalizować kilka potencjalnych scenariuszy, jakie nowy promotor może wziąć pod uwagę.

ADAC przejęło DTM z rąk ITR
Fot. Audi Sport

DTM z pewnością nie zniknie

DTM oraz GT Masters rywalizują ze sobą praktycznie od zarania dziejów. Dokładniej rzecz biorąc to od 1993 roku, gdy powstała ta druga seria. Zwykle to mistrzostwa samochodów „turystycznych” cieszyły się większym zainteresowaniem wśród kibiców czy producentów. Jednocześnie należy pamiętać, że to właśnie te mistrzostwa zmagały się z kryzysem, który pierwotnie doprowadził do rozwiązania serii blisko 27 lat temu. Natomiast GT Masters nigdy takiego problemu nie miało. Jednak wynikało to z tego, że od zawsze korzystały one z aut GT, głównie GT3, które pod kątem osiągów odstawały od tzw. „Super Turingów”, jakie mogliśmy śledzić w DTM, a obecnie Super GT. Z jednej strony seria założona przez ADAC korzystała z platformy dającej większą gwarancję znalezienia chętnych do rywalizacji. Jednakże odbywało się to kosztem tego, że ta seria nigdy nie zbudowała wokół siebie kultu, jakim cieszy się DTM.

ZOBACZ TAKŻE
Wolne, aczkolwiek niezwykle widowiskowe - czyli złote lata DTM

Nostalgia robi swoje

Tu w sumie należałoby przejść do różnic między tymi seriami, które w ostatnich latach mocno się zatarły, ale nadal wiadomo która z tych dwóch serii rządzi na rynku. Obydwa mistrzostwa korzystają z tych samych samochodów GT3 i rozgrywają po dwa wyścigi na torach w Niemczech, Austrii, a okazjonalnie także w krajach Beneluxu. Jednak to DTM ma może się pochwalić większą spuścizną historyczną.

Każdy kibic myśląc o DTM ma w głowie jak Mercedesa 190e, Alfę Romeo 155, liczne modele klasy Super Turing czy Class One. Do tego dodajmy takie obiekty, jak Nordschleife, Norisring czy Avus, które budzą nostalgię zarówno u starszych, jak i młodszych kibiców. Wreszcie dołóżmy do tego niezwykle kontaktowy sposób walki na torze i zsumujmy to z poprzednimi czynnikami. Wówczas otrzymujemy serię z tradycją, która istnieje w głowach tysięcy kibiców w Niemczech oraz na całym świecie.

Nawet jeśli teraz jedyną różnicą między DTM, a GT Masters jest liczba kierowców w załodze to nie po to ADAC przejęło prawa z rąk ITR, aby teraz pogrzebać te mistrzostwa. Wspomniany gigant ubezpieczeniowy jest nastawiony na zarabianie ze swoich aktywów, a mając w garści swojego odwiecznego rywala zrobi wszystko, aby spieniężyć ten produkt najlepiej, jak się da. Niezależnie od tego czy ADAC kupiło DTM za jedno euro czy za milion to mając w garści taką markę najrozsądniejszą decyzją biznesową jest jej rozwój.

ZOBACZ TAKŻE
WYWIAD | Robin Rogalski "Testy DTM przewyższyły moje oczekiwania"

Likwidacja GT Masters również nie ma sensu

Jak wyżej wspomnieliśmy, te mistrzostwa zawsze były w cieniu DTM i nigdy nie cieszyły się one takim zainteresowaniem, jak wspomniany czempionat. Trzeba jednak oddać to, że GT Masters nigdy nie zmagało się z problemami finansowymi. Oczywiście spory udział miał w tym promotor, któremu pieniędzy nie brakowało. Jednak jest jeszcze kilka innych czynników. Przede wszystkim DTM zawsze było drogie niezależnie od epoki. Dawniej sporym wydatkiem był zakup samochodu wraz ze wsparciem fabryki. Bez tych dwóch rzeczy nie można było walczyć o zwycięstwa, ani nawet o punkty. Tu doskonałym przykładem jest Robert Kubica i ART w sezonie 2020. Program bez wsparcia fabryki budowany o trzy miesiące za późno nie był w stanie nic wskórać przez cały rok, wiemy jak się to skończyło.

Oczywiście od dwóch lat ta seria korzysta z aut GT3, ale to nie oznacza, że koszty nie są już problemem. „Prostszy” próg wejścia oznacza, że teraz w serii jest sporo ekip. Jednak teraz każda z nich dysponuje wsparciem fabryki, która dostarcza swoich inżynierów czy kierowców, którzy znają dany samochód jak własną kieszeń. Tym samym zaoszczędzone pieniądze na zakupie auta GT3 ekipy wydają na wsparcie od fabryki, które nadal jest tu kluczowe. Wreszcie dodajmy do tego opłaty za wpisowe itp. Te także są wyższe niż w serii ADAC, choć nie znamy dokładnych liczb. ITR przez wiele lat wysoce ceniło sobie możliwość startów w ich czempionacie. Te czynniki doprowadziły do tego, że DTM choć prestiżowe to od lat było kolosem na glinianych nogach, którego ówczesny promotor nie był w stanie utrzymać.

Serce mówi DTM, ale rozum krzyczy GT Masters

Dla odmiany GT Masters przyjęło inny model. Przede wszystkim od początku stawiano na relatywnie tanie auta GT oraz rywalizację w miejscach, które będą przystępniejsze dla zespołów. Zamiast na Brands Hatch czy Misano, GT Masters rzadko kiedy opuszcza Niemcy oraz Austrię. Choć należy dodać, że odbywa się to kosztem ograniczonych możliwości docierania do odbiorców spoza tych dwóch państw. Wreszcie dodajmy do tego niższe wpisowe. Plus także inne przepisy odnośnie zawodników, które też mają wpływ na budżet. W DTM jeśli twój zespół nie posiada specjalnej więzi z producentem to potrzebujesz sporo pieniędzy, aby zapewnić sobie jego wsparcie.

W GT Masters funkcjonuje podobne podejście, ale na mniejszą skalę. Dodatkowo w tych mistrzostwach każda załoga wystawia dwóch kierowców. Tam najczęściej jeden z nich ma srebrną lub brązową licencję i wnosi on budżet do zespołu. Taki model funkcjonuje od lat w seriach GT3 z powodzeniem i w tam nikt szczególnie nie narzeka na koszty. Choć trzeba zauważyć, że samochody GT3 w ostatnich latach mocno podrożały i doganiają w tym aspekcie LMP2. Jednak to jest temat na osobne rozważania. Podsumowując, GT Masters także nie zostanie pogrzebane, ani przemianowane na DTM. Ta druga seria ma tzw. „duszę” i „nostalgię”, ale to GT Masters jest w ostatnich latach pewniejszym „biznesem” w motorsporcie. 

Jak ADAC może pogodzić DTM i GT Masters?

Skoro obydwa mistrzostwa korzystają z tych samych samochodów to tu powstaje problem. Co należy zrobić, aby odróżnić je od siebie, aby te mistrzostwa nie kolidowały ze sobą pod żadnym względem? Jedyna logiczna odpowiedź, jaka się nasuwa to kolejna zmiana platformy w DTM. W ostatnich latach takie zmiany nie przynosiły tej serii niczego dobrego. Cztery lata temu wprowadzono Class One, które w Europie nie wypaliły przez koszty. W międzyczasie kryzys oraz dominacja Audi sprawiły, że seria straciła sporą część kibiców, więc dla ratowania mistrzostw wprowadzono samochody GT3. Jednak teraz też wydaje się, że seria nie radzi sobie najlepiej. Wprawdzie na pełen etat ścigała się w tym roku rekordowa liczba niemal trzydziestu kierowców. Jednak nie pomogło to ITR w utrzymaniu się na powierzchni.

Dlatego kolejna zmiana musi być przemyślana. Samochody GT3 miały być prostym i tymczasowym rozwiązaniem i zmiana właściciela serii to dobry pomysł na to, aby wprowadzić zmiany. DTM już w 2021 roku opracowało projekt samochodu elektrycznego, który przy wsparciu takich organizacji, jak Shaeffler miałby „zelektryfikować” niemiecki czempionat. Może to jest droga, którą warto podążyć? Pytanie tylko: kiedy i za jakie pieniądze? Czy to byłoby realne chociażby pod kątem lat 2024 czy 2025? Czy może jednak ADAC wpadnie na jeszcze inne rozwiązanie. Pozostałe opcje wiążą się z wykorzystaniem napędu wodorowego, lub paliw syntetycznych. Tu jednak należy mieć w głowie to, że to ostatnie oznaczałoby rywalizację z Formułą 1 o uwagę producentów.

ZOBACZ TAKŻE
Czym są Hypercary, GTP, LMH i LMDh? Wiele skrótów, jedna przyszłość

LMDh i TCR nie mają szans

Skoro nie alternatywne rodzaje napędu to może zastosowanie pojazdów TCR czy LMDh? To również odpada. Dwa lata temu, gdy losy Class One w Europie były już przesądzone, te dwie platformy pojawiły się w dyskusji. Jednak żadna z nich nie zadomowi się w DTM. ADAC już ma pod swoimi skrzydłami mistrzostwa TCR. Zaś LMDh byłyby zbyt kosztowne pod względem zakupu oraz utrzymania przez zespoły. Dodatkowo dochodzi wówczas wymóg ścigania się na torach, które posiadają homologację Grade 1 od FIA. Co ciekawe, historia zna już ten scenariusz, gdy w Niemczech organizowano krajowe mistrzostwa prototypów pokroju LMDh. Nosiły one nazwę DRM i startowały w nich prototypy grupy C, a jej promotorem było… ADAC.

ZOBACZ TAKŻE
Esencja aut Grupy 5, czyli ostatnia rewolucja w serii DRM

ADAC może wziąć przykład z MotoGP i World Superbike

Podsumowując, ADAC ma teraz ciekawy orzech do zgryzienia. Z jednej strony władają. Jednak musza pilnować, aby to odbiłoby się czkawką promotorowi. Raczej nie doczekamy się połączenia tych dwóch serii. Tu warto spojrzeć na Dorna Sports i MotoGP oraz World Superbike. Hiszpańska organizacja od lat zarządza tymi dwoma seriami i mimo kryzysów czy też zmieniających się trendów na rynku motocykli drogowych, obydwa mistrzostwa cały czas mocno różnią się od siebie. Wprawdzie łączy je kilka aspektów pod kątem założeń technicznych czy formatu weekendu. Jednak koniec końców stanowią one dwa odrębne światy, które dają kibicom dwa różne produkty. Słowem, DTM przetrwa pod zarządem ADAC, ale nie wiemy jeszcze, jakie zmiany je czekają. Tego dowiemy się w najbliższy czwartek, 8 grudnia.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama