Connect with us

Czego szukasz?

Samochody

Pojechałem samochodem elektrycznym na weekend do Krakowa. Wróciłem z nowymi przemyśleniami

Jak tak naprawdę wygląda dłuższa trasa samochodem elektrycznym i na co warto uważać? Niedawno zdecydowaliśmy się sprawdzić Volkswagena ID.4 na trasie Poznań-Kraków, ale przy okazji powstał ten tekst. Czy samochodem na prąd naprawdę podrózuje się podobnie do spalinowego, a różnicą są jedynie krótkie przerwy na ładowanie, podczas których można napić się kawy?

podróż trasa elektrykiem
Fot. Kacper Zimek

Nasza głupota, losowe zdarzenia i długi czas ładowania to przepis na katastrofę

Ten wpis będzie miał bardzo blogową, personalną formę. Jeśli nie lubicie takich opowieści z życia wziętych, nie musicie czytać dalej. To po prostu historia, która może przytrafić się każdemu, a nie każdy może być na nią mentalnie gotowy. Wszak w materiałach reklamowych samochody elektryczne mają duży zasięg, a ładowanie jest szybkie i bezproblemowe. Nie będę tutaj jednak streszczać całej podróży, bo nie o to chodzi.

Na trasie Poznań-Kraków mieliśmy zaplanowane dwa ładowania i… wiele poszło nie tak, choć często też przez naszą głupotę. Pierwsze ładowanie zaplanowaliśmy na terenie ogromnego centrum handlowego w Bielanach Wrocławskich. Aby tam dojechać, nie skorzystaliśmy jednak z Map Google, a z wbudowanej nawigacji, co okazało się koszmarnym błędem. Ulica Francuska, na której pokazywało nam centrum handlowe, okazała się bowiem… osiedlem domów jednorodzinnych. Taka sama nazwa ulicy jest w Bielanach Wrocławskich i we Wrocławiu, a wbudowana nawigacja ewidentnie tego nie ogarnęła. Skorzystaliśmy z niej, bo nie przewidywaliśmy takiego problemu, a Map Google mieliśmy użyć dopiero pod koniec do wyszukiwania stacji.

Na miejscu pojawił się kolejny problem. Najpierw nieco zabłądziliśmy, by w końcu znaleźć ładowarkę, która była zajęta. Okazało się jednak, że pod Auchanem jest kolejna stacja GreenWay, tyle że ten nie znajduje się w kompleksie handlowym, a nieco na uboczu. Pojechaliśmy więc tam i podpięliśmy samochód, ale chcąc pójść na tę „kawkę w trakcie ładowania samochodu” do McDonald’s okazało się, że to ponad kilometr w jedną stronę. W trakcie okazało się, że na autostradzie A4 miał miejsce śmiertelny wypadek i będzie trzeba pojechać objazdem, co dodatkowo wydłużyło podróż. Na szczęście na drugim ładowaniu w Gliwicach wszystko poszło już znacznie lepiej. W końcu dojechaliśmy do hotelu ok. 16:40, po 9,5-godzinnej podróży.

ZOBACZ TAKŻE
TEST | Kia e-Niro 64 kWh 204 KM - przyjemnie normalny samochód elektryczny

Powrót zaczął się jeszcze gorzej

Droga powrotna zaczęła się od serii niemiłych zaskoczeń. Podjechaliśmy pod jedno z centrów handlowych, które w niedzielę handlową było pełne ludzi. Łącznie pięć stacji ładowania w dwóch miejscach znajdowało się tuż pod budynkiem, było więc łakomym kąskiem na totalnie zatłoczonym parkingu. Już wiecie? Tak, cztery z nich były zajęte przez samochody spalinowe, a tylko na jednym ładowało się auto elektryczne. Po prostu musieliśmy się doładować, bo chcieliśmy tego dnia wieczorem być w Poznaniu, więc poszliśmy po kogo trzeba, a ten przez komunikat wezwał właściciela na miejsce, na którym nam zależało.

Powoli żegnaliśmy się z życiem, spodziewając się osiłka, który powie nam, że „pier… samochodziki na baterie” albo coś podobnego. Zwłaszcza dlatego, że nikt z obsługi centrum handlowego czy ochrony nie poszedł z nami, bo na pewno miał ważniejsze zadania – np. chodzenie wte i wewte korytarzem. Właściciel okazał się jednak głową rodziny z małym dzieckiem, który nie mógł znaleźć miejsca na parkingu blisko wejścia, więc stanął na tym dla samochodów elektrycznych. Logiczne, prawda? Ostatecznie jednak odjechał bez większego problemu, a ja pędem pobiegłem przeparkować, nim znajdzie się kolejny „ananas”.

Stanęliśmy obok drugiego ładującego się auta i okazało się, że osiągnęliśmy połowiczny sukces. Wolna była bowiem tylko ładowarka 22 kW – na 50 kW ładował się Nissan Leaf. A jak powszechnie wiadomo, od ładowarki 22 kW gorsza jest tylko ładowarka 22 kW, która sąsiaduje z zajętą 50 kW. Tempo ładowania było żałosne, a ja będąc już na obiedzie w środku nerwowo odświeżałem telefon, aby zobaczyć, że rzeczony Leaf już odjechał. Na szczęście stało się tak po jakimś czasie, więc pobiegłem szybko przepiąć kable, by nikt przypadkiem mnie nie uprzedził. Tym samym mogłem przestać szukać już noclegu i wytłumaczenia dla szefa, dlaczego nie pojawię się w pracy w poniedziałek. Tak właśnie wyglądają te „szybkie posiłki”, podczas których ładuje się samochód. 

Kraków z pewnością nie zachęca użytkowników samochodów elektrycznych

Kiedy sytuacja była jeszcze niepewna, szukaliśmy innych ładowarek. Okazało się, że sytuacja nie jest najlepsza. W Krakowie jest co prawda nawet ładowarka 90 kW na GreenWayu, ale była oczywiście zajęta. Duża część tych 50 kW także, a przejeżdżać pół miasta dla niepewnej ładowarki to czysta głupota. Ostatecznie wyszło nie najgorzej, ale o jakimkolwiek komforcie ładowania osób podróżujących po Polsce nie ma mowy. 

Swoją drogą, pod Auchanem w Bielanach Wrocławskich ładowarka stała jak najdalej się da od budynku i zupełnie to rozumiemy. Po pierwsze nie wzbudza negatywnych emocji wśród użytkowników samochodów spalinowych, a po drugie miejsca do ładowania nie są „przypadkiem” zajmowane przez osoby, które mają milion wyjaśnień.

Kolejne ładowanie w Gliwicach na szczęście przebiegło już bez większych problemów, choć mając dość tych mitycznych „kawek podczas ładowania” wydaliśmy… jeszcze więcej pieniędzy krzątając się po centrum handlowym Arena. Ostatnie ładowanie w Bielanach Wrocławskich – tym razem już bez pomyłki i na zaplanowanej ładowarce – odbyło się przed 21 w niedzielę, kiedy wszystko poza tamtejszym Carrefourem było już zamknięte. Oczywiście, że wolelibyśmy być o tej porze zupełnie gdzie indziej, ale co zrobić. W domu zameldowaliśmy się o 23:40 – zawsze przed północą. 

ZOBACZ TAKŻE
TEST | Nissan Leaf e+ 59 kWh Tekna - ostatni taniec

Samochód elektryczny na trasy jedynie do 200-250 km

Możecie myśleć, że jesteśmy gamoniami, bo skorzystaliśmy z wbudowanej nawigacji, a potem narzekaliśmy na normalne sytuacje czekające użytkowników samochodów elektrycznych. Właśnie o to w tym jednak chodzi – jeśli spotkało to nas, może przytrafić się tysiącom innych osób. A jeśli zachęca się do nich wskazując jako jedyną alternatywę, to wypadałoby mieć mocne karty. Na chwilę obecną jednak nic nie jest gotowe na boom samochodów elektrycznych, poza nimi samymi. ID.4 spisał się znakomicie, o czym będziecie mogli przeczytać w osobnym tekście. 

Kolejny wniosek? Stwierdzenia o wypiciu kawki, kiedy samochód się ładuje, to często zupełna bzdura. Jeśli ktoś jest w trasie i chce konkretnie podładować samochód, to 15 minut mu nie wystarczy. Będzie to raczej godzina, co przy choćby dwóch ładowaniach i dojeździe do punktu ładowania spokojnie daje 2,5 godziny straty w stosunku do samochodów spalinowych. Jeśli komuś to nie przeszkadza – okej. Wydaje się jednak, że to ogrom czasu, który można spożytkować zupełnie inaczej. „Kawka” jest dla tych, którzy mają 100 km do celu, a mają w momencie rozpoczęcia ładowania 50-60 kilometrów zasięgu. Wydaje mi się jednak, że liczba osób z obydwoma rodzajami potrzeb jest porównywalna, ale oczywiście mówi się głównie o tym pierwszych.

Niedawno przed moimi oczami pojawił się wpis na Twitterze jednego z samozwańczych ekspertów do elektromobilności, który napisał, że jeździł niedawno samochodem elektrycznym po różnych trasach, doładowywał go przy drogach i nie miał absolutnie żadnych problemów. Dobre sobie.

Wszystko zależy od szczęścia?

Najważniejsze jest jednak co innego. Już wcześniej jeździliśmy samochodami elektrycznymi, także w trasach. Mieliśmy jednak sporo szczęścia, bo podróżując Warszawa-Lublin-Zamość obok naszej bazy w Lublinie mieliśmy ładowarkę 50 kW, która zazwyczaj była wolna. Dzięki temu nie mieliśmy problemów z zasięgiem, a omijały nas także inne bolączki dłuższych podróży. Wtedy można myśleć, że wszystko jest super. Z korzystaniem z samochodów elektrycznych w trasach jest jednak jak ze sprzedawcą na lokalnym festynie, który od czasu do czasu chce nas oszukać na dwa złote. Trzeba być po prostu przygotowanym dosłownie na wszystko, w tym przede wszystkim na ogromne straty czasowe. Być może wielu z was żyje w trybie „slow life”, ale jednak dużo ludzi lubi jednak wykorzystać czas na maxa. Wyjeżdżając gdzieś w sobotę z planem powrotu w niedzielę dodatkowe 3-4 h w ciągu dwóch dni są po prostu bardzo cenne. 

Podsumowując, wszystkie wady samochodów elektrycznych znane od kilku lat są cały czas aktualne. Wiecie, w innych przypadkach jest tak, że jakaś wada tak naprawdę nie jest znaczącym minusem, a została wyolbrzymiona w jakiejś grupie społecznej. Tutaj jest jednak inaczej. Samochody elektryczne świetnie się prowadzą i mają mnóstwo innych zalet, ale jednocześnie są bardzo drogie, przeciętnie mają jednak niewielki zasięg, a przede wszystkim w Polsce nie ma infrastruktury gotowej nawet nie na boom, ale na boomek tego rodzaju pojazdów. To oczywiście w gigantycznym, ale jak najbardziej prawdziwym skrócie.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama