Strategiczny wyścig
W przeciwieństwie do kompletnie szalonego wyścigu rok temu, otwarcie sezonu 2024 okazało się bardzo spokojne. Zobaczyliśmy kilka kolizji i ciekawych manewrów wyprzedzania, ale było o nie dość trudno. Kluczem do dobrego wyniku w St. Petersburgu nie było stricte tempo, lecz przede wszystkim oszczędzanie paliwa, a co za tym idzie strategia na dwa postoje zamiast trzy.
„Penske-perfect”
Josef Newgarden przyzwyczaił nas do swojej dominacji na owalach. Takiej formy na torach ulicznych nie zdarzało mu się jednak często prezentować. Dwukrotny mistrz IndyCar nie miał dziś sobie równych, co udowadnia fakt, że spędził na prowadzeniu aż 92 ze 100. okrążeń!
Pozycję lidera stracił on tylko na moment, w alei serwisowej. W trakcie jednej z neutralizacji mechanicy Penske obsłużyli go wolniej niż ekipy Felixa Rosenqvista oraz Coltona Herty. Newgarden uporał się jednak z nimi na restarcie na 33. okrążeniu i od tamtej pory nie musiał już patrzeć w lusterka.
W międzyczasie, w cieniu za Amerykaninem, podążał Pato O’Ward. On również uporał się z dwójką wyżej wspomnianych zawodników podczas restartu. Meksykanin do samego końca musiał jednak bronić swojej pozycji. Tuż za nim świetną szarżę na oponach alternatywnych wykonywali Scott McLaughlin oraz Will Power.
Finałowo, tak jak przed rokiem, O’Ward przekroczył linię mety w St Pete na drugiej pozycji. Zawodnicy Penske mogą być jednak z siebie dumni po tak fantastycznym finiszu. Gdyby nie kierowca McLarena, zespół właściciela IndyCar zgarnąłby dziś całe podium!
Pozostali w czołówce
Colton Herta oraz Felix Rosenqvist mieli dziś szanse na podium, ale ich strategia nie podołała zadaniu. Młody Amerykanin i doświadczony Szwed odstawali tempem w końcówce wyścigu, przez co zaliczyli spadek na kolejno P5 oraz P7. Na finiszu rozdzielił ich urzędujący mistrz serii, Alex Palou, który po cichu przebił się z trzynastego pola startowego. Bardzo podobny występ ma za sobą Alexander Rossi – bez żadnego gwiazdorstwa zaliczył imponujący awans z P15 na P8. Czołową dziesiątkę uzupełnili Scott Dixon i Rinus VeeKay.
Długa lista pechowców
Kiedy dwaj mistrzowie dowieźli do mety niezłe punkty, ich partnerzy z Ganassi nie mieli tak udanego występu. Marcus Armstrong rozbił się w zakręcie nr 10, a około 50 okrążeń później, w dokładnie tym samym miejscu, wypadek zaliczył Linus Lundqvist. Incydent Szweda wywołał jednak Romain Grosjean, który wbił się na jego wewnętrzną i obrócił auto #8. Francuz został za to ukarany przejazdem przez aleję serwisową, choć i tak wycofał się z wyścigu z awarią.
Nie tylko jego silnik napotkał dziś problemy. Swojego debiutu w nowych barwach nie ukończył również Marcus Ericsson. Z usterkami zmierzył się oprócz tego Sting Ray Robb. Do listy aut, które nie ujrzały linii mety o mało nie dołączył Colin Braun, którego bolid chwilowo stanął w płomieniach, gdy w postoju rozlało się paliwo.
Sporo pecha miał także Christian Lundgaard. Kierowca RLL dojechał na odległym dwudziestym miejscu, do czego przyczynił się kontakt z Alexem Palou oraz przebita opona na starcie. Jedną pozycję za nim znalazł się Christian Rasmussen. Jego bolid miał problem ze sprzęgłem już na początku okrążeń formujących, więc Duńczyk rozpoczął swój debiut w IndyCar z opóźnieniem.
Następny wyścig
Poza tym, byliśmy dziś świadkami bardzo spokojnego wyścigu. Następna runda IndyCar odbywa się za dwa tygodnie, 22-24 marca, na torze Thermal Club. Nie będzie ona jednak nagradzać punktami do klasyfikacji generalnej, a milionem dolarów, w nietypowym formacie wyścigu „All-Stars”!