Elon Musk nie mógł się tego spodziewać
Wychowywanie potomstwa zdecydowanie nie jest prostą sprawą. Oprócz dbania o zdrowie i szczęście swoich dzieci, trzeba także zaszczepić w nich pewną pewność siebie. Za każdym razem, gdy z góry rezygnują z jakiejkolwiek walki, trzeba wkroczyć i wyjaśnić, że defetystyczne przemówienia nie pomogą. Zamiast tego trzeba zacisnąć zęby i przystąpić do ataku. A nawet jeśli się nie uda, nic się nie stał. Ważne jest, aby się nie poddawać i dalej próbować.
Po co ten krótki wstęp? Jeśli przeniesiemy tę sytuację na rynek motoryzacyjny, z pewnością można stwierdzić, że szef Grupy Volkswagena, Herbert Diess, nie jest dobrym ojcem. Zamiast cały czas budować wartość swoich marek, zachwala te obce. Tak, pijemy do wypowiedzi Diessa o Tesli. W ich przypadku wielokrotnie wydaje się, że rządzi on niemieckim, a amerykańskim producentem samochodów. Jim Farley z Forda zachowuje się zresztą podobnie.
Trochę tego nie rozumiemy. Oczywiście nie ma nic złego w szanowaniu konkurencji i próbowania wyciągania wniosków z jej ruchu, ale na tym powinno się to skończyć. Celem szefa danego biznesu jest poprowadzenie go dalej niż konkurencja i zabranie klientów rywalom, a nie na odwrót.
Oliver Zipse z ostrym przesłaniem
O wiele lepiej w tej roli wypada Oliver Zipse. Szef BMW z całą pewnością nie ma zamiaru ulegać Tesli, a wręcz odwrotnie. Wielokrotnie pojawia się w mediach jako jej przeciwnik. W rozmowie z niemieckim „Handelsblatt” stwierdził on właśnie, że nie uważa marki z Freemont za konkurencję. Co więcej, nie uważa jej nawet za markę premium. Mało? Dodał jeszcze, że w pewnych obszarach Tesla nie dorasta do pięt BMW.
„Tesla nie należy do segmentu premium. Rośnie bardzo szybko tylko dzięki niskim cenom. Nie zrobimy czegoś takiego” – powiedział Zipse. Jednocześnie dodał, że głównymi różnicami między BMW a Teslą są „standardy w zakresie jakości i niezawodności”. „Zadowolenie klienta chcemy osiągnąć na zupełnie inne sposoby” – zakończył.
To mocne słowa, może nawet przesadnie, ale biznesowo uzasadnione. Nawet jeśli w głębi duszy wie on, że Tesla ma także świetny produkt, publicznie musi promować swoje rozwiązania. Zwłaszcza w USA, gdzie BMW jest przecież liderem segmentu premium, mając na koncie blisko 246 tys. sprzedanych samochodów po pierwszych trzech kwartałach 2021 r. Tesla nie jest daleko, bowiem znalazła już nabywców na blisko 231 tys. samochodów. Znacznie słabiej radzi sobie za to Audi z Grupy Volkswagena – niecałe 162 tys. sprzedanych egzemplarzy.
Diess czy Farley powinni więc przypomnieć sobie, kto im płaci i za co. W innym przypadku mogą wkrótce zapukać do drzwi biura Elona Muska z zapytaniem, czy ich przyjmie do pracy. Oczywiście nieco przesadzamy, ale wiadomo, o co chodzi.