Zdarza się najlepszym
Gdyby zapytać kogoś o najlepszy zespół w historii Formuły 1, bardzo możliwe, że wskazałby on na McLarena. To dlatego, że w tym niezwykłym zespole jeździli najlepsi, jak chociażby Ayrton Senna, Alain Prost, a także Mika Häkkinen, który odegra ważną rolę w naszej dzisiejszej opowieści. Nawet zawodnicy tej klasy potrzebowali jednak najlepszej maszynerii. Ekipa stworzona przez legendarnego Bruce’a McLarena dobrze o tym wiedziała, dlatego zawsze starała się tworzyć bolidy godne nazwisk, które w nich zasiadały.
Niestety w 1997 roku mieli z tym dość spory problem. Mówiąc krótko, to nie był dla nich dobry sezon. Tę sytuację na pewno można określić jako frustrującą dla osób pracujących w zespole. Zwłaszcza dlatego, że zajmowali się oni naprawdę mocną parą kierowców. Wspomniany wcześniej Mika Häkkinen, a także Szkot David Coulthard byli w tym czasie wschodzącymi gwiazdami Formuły 1.
Co prawda obaj jeździli już w sporcie jakiś czas, ale nigdy nie było im dane walczyć o najwyższe cele. Dlatego właśnie cały świat Formuły 1 doznał szoku, gdy w trzecim od końca tego sezonu wyścigu o GP Luksemburgu to właśnie kierowcy McLarena podyktowali tempo pozostałym. Zrobili to w tak przekonujący sposób, że niemal każdy stwierdził, że coś tu śmierdzi. Niektórzy postanowili nie zostać względem tej sprawy obojętni i rozpoczęli własne śledztwo. Okazało się to bardzo opłacalne.
Światełko w tunelu rozpaczy McLarena
Nagła dominacja McLarena faktycznie była niezwykle podejrzliwa. McLaren MP 4/12 był przez większość sezonu odwrotnością tego, co zespół oczekiwał. O ich problemach w tamtym roku opowiadał po latach konsultant techniczny zespołu, Steve Nichols. Mężczyzna ten jest uznawany za jednego z najlepszych w swoim fachu. To właśnie on stworzył bolidy, którymi Senna i Prost miażdżyli rywali w każdej płaszczyźnie. W 1997 roku ta sztuka mu się jednak nie udała.
– Byliśmy pod ogromną presją. W Formule 1 zawsze jest presja i kocham jej obecność. To właśnie ona nakręca do działania. [W 1997 roku – przyp. red] wszystko co możliwie mogło być nie tak z tym samochodem, było nie tak z tym samochodem. Jeśli pomyślisz o wszystkich pozytywach i negatywach, to tu mieliśmy wszystkie negatywy i zero pozytywów. Patrząc na aerodynamikę, chcesz mały opór i dużo docisku. On miał dużo oporu i mały docisk. Było tak źle, że myślałem, że mamy konia trojańskiego. Mechanika, który przyszedł od rywali i wszystko nam psuje z premedytacją. Dlatego przysłowiowo umieraliśmy z potrzeby obrotu spraw – powiedział amerykański technik.
Mężczyzna nie chciał zawieść swojego zespołu i cały czas myślał jak uratować sezon. Pewnego wieczoru siedząc w wannie, wpadł na genialny pomysł, który miał rozwiązać ich ogromny problem. Była nim nadmierna podsterowność bolidu. W samochodach McLarena pojawił się dodatkowy pedał, który miał za zadanie operowanie balansem bolidu. Jego wciśnięcie pobudzało tylne hamulce tylko po jednej stronie, dzięki czemu Coulthard i Häkkinen mogli precyzyjnie pokonywać zakręty i wychodzić z nich dużo szybciej.
Testy na pięć z plusem
Zespół wypróbował nowy wynalazek podczas dnia testowego na torze Silverstone. Kierowcy McLarena faktycznie pojechali zdecydowanie szybciej niż wcześniej, ale David Coulthard nie podniecał się tym faktem. Wiedział bowiem, że to, co robili, było ryzykowne. Szkot czuł jednak, że gdy opanuje nowy system może na tym tylko i wyłącznie zyskać.
– Pierwszy raz jadąc „z tym” ja i Mika dowiedzieliśmy się, ze wciskając ten hamulec, mogliśmy zgodnie z oczekiwaniami projektantów obracać bolid jak czołg. Nie ogarnialiśmy jeszcze tego, że robiąc to, hamowaliśmy ręcznie jedną połowę tylnej części samochodu. Zawrotki na ręcznym są zabawne, ale nie przy prędkości 140 mph/h [225 km/h – przyp. red] w szybkim zakręcie. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby wymierzyć, z jaką siłą należy naciskać na pedały […]. To było fajne, poznać ten system. Musieliśmy więcej popracować w kokpicie, ale dawało to osiągi – opowiadał Coulthard.
Häkkinen również momentalnie zaczął eksperymentować w szybkich zakrętach torach Silverstone. „Latający Fin” szybko zaczął być zachwycony wynalazkiem, który zrewolucjonizował bolid McLarena. Wciąż młody kierowca poprawił swoje czasy o pół sekundy, czyli całą wieczność w świecie Formuły 1. Nikt poza obecnymi na Silverstone nie wiedział, że seria może w każdej chwili zostać zdominowana przez borykający się dotychczas z problemami zespół McLarena.
Podejrzenia względem McLarena
McLaren po raz pierwszy użył swojego rewolucyjnego systemu na torze w Montrealu, który gościł GP Kanady w siódmej rundzie sezonu 1997. Niestety nie był to udany debiut. Coulthard dojechał siódmy, a Häkkinen wycofał się z wyścigu już na pierwszym okrążeniu. Dlatego właśnie zespół nie wyrywał się do używania trzeciego pedału w pięciu kolejnych wyścigach. Dopiero we wrześniu na Monzy ta sztuka im się opłaciła.
Popularny „DC’ nie miał sobie równych w wyścigu mimo tego, że we Włoszech startował dopiero z szóstej pozycji. McLaren udowodnił więc sobie, że ich ulepszona maszyna jest w stanie wygrywać wyścigi. Najlepsze było to, że sposób, w jaki tego dokonali, wciąż był tajemnicą, ponieważ na pierwszy rzut oka w bolidzie nic się nie zmieniło. W następnym wyścigu Austrii obserwatorzy zaczęli się jednak doszukiwać zmian. Sprawę nagłego wzrostu formy McLarena za wszelką cenę chcieli rozwiązać znani fotografowie F1 – Darren Heath oraz jego szef Matt Bishop. Obaj pracowali w 1997 roku dla magazynu „F1 Racing”.
Mężczyźni byli podejrzliwi względem fotografii, którą Heath wykonał McLarenowi na A1-Ringu [dzisiejszy Red Bull Ring – przyp. red]. Fotografowie zauważyli dość mocną niezgodność, która zaprzeczała logicznemu myśleniu. Rzeczone zdjęcie było zrobione na wyjściu z zakrętu imienia Nikiego Laudy. Heath i Bishop nie mogli więc zrozumieć, dlaczego tylna lewa tarcza hamulcowa była rozgrzana do czerwoności. To wskazywałoby bowiem na to, że bolid McLaren MP 4/12 hamuje, czyli wchodzi w zakręt, a nie go opuszcza.
Sprawa dla fotografa
Redaktorzy magazynu „F1 Racing” nie wiedzieli oczywiście jeszcze, o co chodzi. Dlaczego kierowcy McLarena robili coś, co jest wręcz nie do pomyślenia? Każdy wie przecież, że nie można naciskać gazu i hamulca jednocześnie. Fotografowie skupili się więc na sprawie, ponieważ wyczuli, że mogą odkryć wielki przekręt jednego z najlepszych zespołów w historii. Postanowili zacząć od dowiedzenia się więcej o sprawie. Zagadka rozwiązała się zdecydowanie szybciej, niż mogli się tego spodziewać.
– Jak mieliśmy znaleźć jakikolwiek dowód w tej sprawie? Przecież nikt z McLarena nam by tego nie powiedział. A gdybyśmy poszli z tym do któregoś z zespołów, rozdmuchalibyśmy tę historię na całego. Zacząłem próbować dowiedzieć się czegoś więcej. Nawet teraz, 24 lata później muszę się zakryć za etyką dziennikarską i nie podawać swojego źródła. Ale „ŹRÓDŁO” wyjaśniło mi, że w McLarenach umieszczono całkowicie legalny drugi pedał hamulca, który blokuje tylko jedno koło – opowiedział Darren Heath.
51-latek miał w rękach tekst życia, gotowy do wydania przez magazyn „F1 Racer”. Heath przygotował zdjęcia zrobione w Austrii, a ponadto opisał dokładnie dzieło McLarena, chwaląc je za sprytne obejście przepisów w legalny sposób. Niestety wiedział, że nie może puścić do druku tego artykułu. McLaren jako pierwszy zaprzeczyłby wszystkiemu i miałby do tego prawo, a nawet obowiązek. A to dlatego, że na ten moment Heath nie miał najważniejszej rzeczy. Twardego dowodu w postaci fotografii, na której widać trzeci pedał w bolidzie MP 4/12.
Misja: Przechytrzyć McLarena
Zdobycie takowego za wszelką cenę było jego priorytetem na wspomniane wcześniej GP Luksemburga, które okazało się kluczowe w tej historii. Darren Heath pojechał praktycznie tylko po to, żeby śledzić przez cały weekend McLarena. Na Nurburgringu Häkkinen oraz Coulthard byli wręcz nietykalni. Wszystko wskazywało na łatwe podwójne zwycięstwo zespołu. Wyglądało więc na to, że najlepszym momentem na zrobienie ukrytego zdjęcia będzie, ten w którym kierowcy „porzucą” swoje bolidy w celu udania się na podium.
Niespodziewanie pojawiła się przedwczesna złota szansa. Häkkinen nagle zwolnił i zatrzymał się na końcu alei serwisowej, żeby wycofać się z zawodów. Był to koniec jego świetnego wyścigu, do którego ruszał z pole position. 27-letni wtedy fotograf wiedział, że to jego moment na działanie. Zanim jednak zdążył dotrzeć do porzuconego bolidu McLarena, wydarzyło się coś jeszcze bardziej kuriozalnego. Obok maszyny porzuconej przez „Latającego Fina” zaparkował jego partner z ekipy David Coulthard, który również nie mógł ukończyć zawodów. Heath zabrał się do działania.
Uśmiech do kamery
Tak mężczyzna opisuje proces zrobienia jednego z najsłynniejszych zdjęć w historii Formuły 1, którego jest autorem.
– Kiedy moim oczom ukazał się wyjazd z alei serwisowej, nie mogłem uwierzyć w to, że stały tam oba McLareny. To się nie zdarza. Założyłem odpowiedni obiektyw, lampę błyskową i przygotowałem aparat. Miałem nową rolkę filmu. Zajrzałem do samochodu Davida. Niestety włożył z powrotem swoją kierownicę. Nie byłem więc w stanie włożyć tam swojej ręki z aparatem i zrobić zdjęcia pedałów. Więc podszedłem do Mikki, który na szczęście nie włożył kierownicy. Według zasad powinien to zrobić, ale zakładam, że był zły, więc po prostu wyszedł i poszedł do boksu. Sprawdziłem, czy dookoła nie było innych fotografów, włożyłem aparat do kokpitu i zrobiłem kilka zdjęć – stwierdził Heath.
Ta historia cofa nas ponad dwadzieścia lat wstecz. Wtedy jeszcze zdjęcia zrobione aparatem nie pojawiały się na cyfrowym ekranie z tyłu urządzenia. Fotograf nie wiedział więc na miejscu czy najważniejsze zdjęcie w jego życiu zostało zrobione poprawnie. Musiał więc uzbroić się w cierpliwość, poczekać do końca weekendu wyścigowego, wrócić do Londynu, wywołać zdjęcie i dopiero wtedy ujrzeć efekty swojej pracy.
Pełny sukces Darrena Heatha
Na szczęście, mężczyzna mógł odetchnąć z ulgą, bowiem jedno ze zdjęć było wręcz perfekcyjne w każdym calu. To właśnie ono trafiło do listopadowego wydania miesięcznika „F1 Racing”. W gazecie próżno było szukać czegokolwiek, co mogło zbliżyć się do ekskluzywnego materiału o trzecim pedale McLarena. Jedna osoba sprawiła, że tak długo ukrywany sekret przez McLarena nagle znalazł się na ustach wszystkich.
Still perhaps Darren Heath’s finest moment in #F1.
McLaren’s third brake pedal was banned after Brazil the following year (’98). pic.twitter.com/KnKr74ByTF
— Laura Leslie (@LauraLeslieF1) February 4, 2017
Oto kluczowa treść zawarta w jednym z najsłynniejszych artykułów lat 90-tych w Formule 1.
– Nowoczesny bolid F1 to maszyna z dwoma pedałami – sprzęgło jest obsługiwane ręcznie, ale jedyne na świecie zdjęcie zrobione przez Heatha ujawnia trzeci pedał po lewej stronie od pedału hamulca w bolidzie McLarena. Wierzymy, że jest to dodatkowy pedał hamulca, który można przełączać na jedno tylne koło na raz, ale na przednie już nie. Został zaprojektowany tak, aby zmniejszać poślizg kół przy użyciu lewej stopy kierowcy. Jeśli to prawda, to rewelacyjna innowacja: urządzenie do kontroli trakcji, ale obsługiwane przez kierowcę, a więc legalne. Czapki z głów dla McLarena za doskonałe myślenie nieszablonowe – czytamy w artykule.
Reakcja łańcuchowa
Nikogo nie dziwi chyba to, że błyskawicznie o sprawie wiedział dosłownie każdy w Formule 1. Zespoły chciały wykorzystać moment zawahania FIA na temat tego, czy ten system jest tak naprawdę legalny. Telefon Darrena Heatha praktycznie cały czas dzwonił dlatego, że rywale McLarena chcieli poznać tajniki związane z trzecim pedałem. Najbardziej w rozwój swojej wersji tej idei wdał się Jordan. Legendarny zespół, w którym debiutował Michael Schumacher, wydał 50 tysięcy funtów na opracowanie własnego trzeciego pedału.
Jak na tamte czasy było to sporo pieniędzy. Zwłaszcza w realiach małego zespołu. W tym samym czasie duży zespół, który miał dużo pieniędzy, był wściekły na wynalazek McLarena. Mowa oczywiście o Ferrari, które wracało wtedy na szczyt. Ówczesny dyrektor techniczny zespołu Ross Brawn był oburzony tą sytuacją, którą nazwał po prostu jako oszustwo. Zespoły coraz bardziej napierały na McLarena, stając przed wyborem. Skopiować czy oprotestować?
Koniec oszukiwania, do widzenia
Ferrari porzuciło nieudane próby zrobienia własnej konstrukcji z trzema pedałami. Zespół z Maranello uznał, że łatwiej będzie im załatwić zablokowanie możliwości używania takowych przez ich brytyjskich rywali. Zanim to się jednak stało, rozpoczął się nowy sezon F1. McLaren był lepszy niż kiedykolwiek w 1998 roku. Nikt i nic nie było w stanie powstrzymać Mikki Häkkinena, który zdobył tytuł.
Zanim to się jednak stało, Ferrari dopięło swego. Ich oskarżenia zostały spisane na niekończących się stronach wysłanych do FIA i biura Rona Dennisa. Tym samym przekonali szefów Formuły 1 do zakazania używania dodatkowego pedału w bolidzie. Dlatego już po drugim wyścigu w Brazylii zespół z Woking musiał radzić sobie bez niego. Ferrari nie przewidziało jednak geniuszu McLarena. Oryginalne „srebrne strzały” rozwinęły bowiem swoją konstrukcję niemal do perfekcji.
Zrobili to w tak sprytny sposób, że trzeci pedał niemal w ogóle nie był im potrzebny. Dlatego jego utrata w żaden sposób nie pozbawiła ich szans na mistrzostwo i ostatecznie zdobyli w tym sezonie oba. Rok później niemalże udało im się powtórzyć ten sukces. Häkkinen co prawda obronił swój tytuł wśród kierowców, ale zespół przegrał w klasyfikacji konstruktorów z Ferrari, które pozbawiło ich trzeciego pedału.
Najważniejsze jest jednak to, że tej szalonej historii nie byłoby gdyby nie jedna kąpiel z przebłyskiem geniuszu, a przede wszystkim zdjęcie, które odkryło jeden z największych sekretów w historii Formuły 1.