Valtteriego Bottasa i Sergio Pereza dzieli w klasyfikacji generalnej 13 punktów, a zespoły, które reprezentują, zaledwie pięć. Red Bull i Mercedes zamienili się prowadzeniem w klasyfikacji generalnej tylko trzy razy w tym sezonie, ale w kontekście zdobywanych punktów niemal co weekend na czoło wychodzi inny z tej dwójki. W walce o tytuł, nabierającej rumieńców przed dwoma ostatnimi wyścigami sezonu, Bottas i Perez mają do spełnienia niby podobne, ale jednak odmienne role.
Uwolniony od presji?
W korzystniejszej sytuacji bez wątpienia jest Bottas, teoretycznie już zupełnie niezależny od zakulisowych zagrywek Mercedesa. Roczne kontrakty wyczerpywały psychicznie Fina, który chciał rywalizować na równi z Hamiltonem, lecz zawsze był o krok za nim. Dziś sytuacja Bottasa jest już klarowna – poznał swoje miejsce w tej bitwie o mistrzostwo. Przed nim jasny cel – asekurowanie Lewisa Hamiltona poprzez dowożenie punktów tuż za nim. Powstrzymywanie Verstappena jest zadaniem drugorzędnym, bo choć byłoby z pewnością mile widziane, nikt chyba nie oczekuje od Bottasa, że nagle postawi Holendrowi wielkie wyzwanie.
Bottas tylko raz w tym sezonie pokonał w równej walce lidera Red Bulla, dokonując tego podczas znakomitego weekendu w Turcji. Tam wziął sobie do serca radę swojego zespołowego partnera i ,,cieszył się” z Pole Position, które wpadło mu w ręce po karze dla Brytyjczyka. Jedyny triumf w tym roku stanowił wyśmienite odkupienie po zeszłorocznym katastrofalnym deszczowym wyścigu na przedmieściach Stambułu.
Weekend w Turcji Bottas zrealizował perfekcyjnie, prowadząc od startu do mety i nie dając zbliżyć się Verstappenowi ani na moment. Bottas czuje się jednak pewniej w kwalifikacjach, choć Pole Position czystym tempem w równych warunkach uzyskał tylko raz – w Meksyku. Potrafił jednak aż pięciokrotnie pokonać w sobotę Hamiltona, podczas gdy Perez tylko raz znalazł sposób na Verstappena. Średni deficyt Fina w soboty (nie licząc deszczowych sesji oraz dyskwalifikacji) wyniósł 0,188 sekundy względem partnera zespołowego. Względem zdobywcy Pole Position, licząc również Hamiltona, było to 0,330 sekundy.
Nie jest to już Bottas tak skuteczny jak w zeszłym roku. Wpływ na to ma wiele czynniki, w tym forma głównego rywala oraz charakterystyka Mercedesa W12. Fin ma przede wszystkim stanowić dla Hamiltona bufor bezpieczeństwa, w miarę możliwości chronić taktykę Mercedesa. Co za tym idzie, z drugiego pola kontolować zawodników Red Bulla i nie dopuścić ich do rozgrywania swoich szachów. Fin znów musi przyjąć maskę skrzydłowego i przybliżyć Mercedes do ósmego tytułu z rzędu tytuł w klasyfikacji konstruktorów. Pierwszy etap – Dżudda, potwierdzenie – Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Perez potrzebny jak nigdy
Bezpośredni rywal Bottasa, Perez, stanowi większą zagadkę z uwagi na z reguły bardziej chwiejną dyspozycję. Po piątkowych miernych sesjach treningowych można było wysnuć wnioski, że dysproporcji osiągów do czołówki nie uda się zakopać. Meksykanin zachowywał jednak spokój, tłumacząc swój wynik częściowo dużą liczbą samochodów na torze, co spowodowało, że nie mógł przejechać kilku okrążeń czystym tempem wyścigowym.
Nawet znając jego metodę pracy – czyli powolne usprawnianie samochodu i nabieranie osiągów – nagłe wyparowanie straty było zaskakujące. Christian Horner nie mylił się jednak z określeniem Pereza mianem chytrego lisa, który wie, kiedy należy przycisnąć. Red Bull zmarnował część tego progresu, grając zbyt optymistycznie i Perez wystartuje dopiero z piątego pola, trzy miejsca za Finem. Względem treningów, pozycja Meksykanina i tak jest mimo wszystko niezła.
Tym bardziej, że zespół, słowami Hornera desperacko potrzebuje Pereza w czołówce w trakcie ostatnich dwóch rund. O tym, jakie to ważne, przekonali się w tym sezonie już w Azerbejdżanie i Francji. Perez nie ma za zadania wyprzedzać Hamiltona, lecz trzymać tempo Mercedesów i swojego partnera na odległość kilku sekund. W ten sposób otwiera Red Bullowi możliwość stosowania wspomnianych manewrów bez zagrożenia dla Verstappena. W innym wypadku, Bottas mógłby je zablokować, tym samym umożliwiając Hamiltonowi spokojną jazdę po triumf.
Jednocześnie, Perez musi Bottasa kontrolować. Fin nie zagraża Holendrowi bezpośrednio, a przynajmniej, patrząc na statystyki, nie powinien, ale może napsuć mu krwi. Skuteczne uniemożliwienie podcięcia albo zabranie czasu najlepszego okrążenia to dwie z możliwości. Perez będzie miał nieco trudniej, bowiem musi na starcie poradzić sobie z Leclerciem, najlepiej już na pierwszym okrążeniu.
Niedzielne rozgrywki
Meksykanin jak zwykle jest pewien, że w niedzielę można sporo ugrać. Można, ale Perez będzie musiał zachować więcej rutynowej ostrożności, aby w ciasnej sekwencji pierwszych zakrętów nie skończyć na dyfuzorze rywala. W takiej sytuacji Verstappen jest skazany na pożarcie, a jeśli nie on, to na pewno zespół. Red Bull, jeśli marzy o przerwaniu hegemonii Mercedesa w rubryce konstruktorów, nie może sobie na to pozwolić.
Zakładając, że start pójdzie po myśli obu protagonistów tego artykułu, pozostaje jeszcze kwestia całego wyścigowego dystansu. Wyliczenia specjalistów Formuły 1 podają, że Red Bull powinien tracić w tempie niedzielnym nawet pół sekundy do Mercedesa na okrążeniu. Verstappen zadał kłam części ich teorii znakomitymi czasami, które dałyby mu Pole Position, gdyby nie koszmarny błąd.
Być może zaważy on na rozrachunku mistrzostw świata, ale póki linia mety nie przekroczona, walka trwa. Trudno właściwie rozstrzygnąć, który z dwóch ,,skrzydłowych”, ma przewagę nad drugim. Z perspektywy utrzymywania objętej dzięki kwalifikacjom pozycji, lepiej postawić na Bottasa, który na czele zazwyczaj radzi sobie dobrze.
Perez z drugiej strony jest niemal wirtuozem wyprzedzania, bo potrafi mijać rywali w miejscach, gdzie inni ataków nie przypuszczają. Duża w tym zasługa samochodu, lecz trzeba zaznaczyć, że Bottas ma w tym roku duże trudności z przedzieraniem się przez stawkę. Fin świetnie czuje się z przodu, ale kiedy przychodzi gonić miewa spore problemy. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzał za uszkodzonym McLarenem Daniela Ricciardo i w środku stawki w Katarze. Perez w tym samym czasie mijał ich bez problemu, wyjąwszy pierwszy incydent z Carlosem Sainzem.
Tor w Dżuddzie został oznaczony przez Pirelli jako niespecjalnie kosztowny dla ogumienia, podobnie jest w Abu Zabi. Jeżeli w kwalifikacjach przejeżdżano kilka okrążeń na miękkich gumach, Bottas może częściowo odetchnąć z ulgą, ale i Perez zaciera ręce. Wszystko wskazuje na jeden pit-stop – czyli kto przedłuży pierwszy przejazd i będzie mógł naciskać na twarde opony na pozostałych z 49 okrążeń.
Niespodzianki Dżuddy
Pikanterii walce o oba tytuły dodaje nieprzewidywalność miejskiego obiektu. Wypadek Charlesa Leclerca wywołał automatycznie czerwoną flagę i mało realnym wydaje się scenariusz, w którym do podobnej kraksy dochodzi w niedzielę, a sędziowie decydują się na zastosowanie innego sposobu przerwania czynnej rywalizacji.
Czerwona flaga, zgodnie z regulaminem wyścigowym, zaprasza wszystkich kierowców do alei serwisowej. W tym czasie mają możliwość zmiany opon bez kary oraz naprawy uszkodzeń. Lewis Hamilton uratował dzięki temu drugie miejsce na Imoli, ale flaga ta pomaga zwłaszcza tym, którzy dbają właśnie o ogumienie.
Utrzymywanie się na torze na starych oponach Perez praktykował już w tym sezonie kilkukrotnie, choć zawsze były to krótkie stinty. Załóżmy jednak, że w trakcie takiego stintu wydarzy się kolizja i zostanie wywieszona niesławna flaga. Perez, czy też ktokolwiek inny, kto trzyma wysoką pozycję dzięki dłuższemu przejazdowi, z miejsca zyskuje przewagę. Dowolne opony i start z pozycji zachowanej w trakcie zatrzymania ścigania.
Prawdopodobieństwo zaistnienia kolizji jest znaczne. We wczorajszym, tj. sobotnim wyścigu Formuły 2, kierowcy wielokrotnie przekraczali granicę toru. Co więcej, Guanyu Zhou zaliczył kontakt z Christianem Lundgaardem i obrócił się, a Theo Pourchaire skończył wyścig na barierach. Kierowcy F1 z definicji powinni radzić sobie lepiej z wymaganiami najszybszego w historii toru (83% okrążenia pełnym gazem), ale pomijając wypadek Leclerca, Mick Schumacher też ocierał się o mur w zakręcie 27.
Dodajmy do tego walkę w środku stawki. Znalezienie się w ogniu zażartej walki między McLarenem, Ferrari, Alpine i Alpha Tauri wyhamuje ewentualną pogoń. Trzeba zatem nie tylko unikać wypadków, ale też świetnie wyliczyć wyjazd z alei serwisowej, bo wyprzedzanie na torze w Dżuddzie do prostych nie należy. Kilka kółek za wolniejszymi rywalami może wykluczyć Pereza czy Bottasa z gry, jeżeli zespoły się pomylą.
Perez vs Bottas na Yas Marina
Finał na przebudowanym obiekcie na pustynnej wyspie z pewnością dorówna blichtrem zawodom w kraju nieopodal, ale charakterystyka obiektu jest diametralnie inna. Więcej prostych – atut dla Mercedesa, więcej różnych łuków – atut dla Red Bulla, znacznie mniejsze prawdopodobieństwo niespodzianek. Ich brak zrekompensuje ogromna presja całego wyścigowego świata i wciąż nieoczywiste możliwości wyprzedzania.
Verstappen może zostać mistrzem świata już w Arabii tylko, ale potrzebuje do tego niebywałego szczęścia. Plusem jego sytuacji jest większa liczba zwycięstw na koncie, więc w przypadku remisu, to Holender zostanie nowym czempionem. Brytyjczyk, co oczywiste, nie może zapewnić sobie tytułu w Dżuddzie, ale może doprowadzić do sytuacji, w której ktokolwiek skończy wyżej w Abu Zabi, zgarnie koronę.
Mercedes wydaje się mieć przewagę płynącą z pakietu. Niższy opór Yas Mariny zapewni kierowcom z Brackley benefity w szybkich zakrętach pierwszego i drugiego sektora. Tam zyskiwać będą prędkością rozwijaną jeszcze na prostych. Red Bull teoretycznie ma asa w rękawie w trzecim sektorze, nawet po zmianach przypominającym tor uliczny.
Oba bolidy są bardzo blisko siebie, a Verstappen i Hamilton udowadniają, że niemożliwe jest możliwe. Co weekend tasują się między sobą, zawsze kiedy wydaje się, że karty już rozłożone. Perez i Bottas w Abu Zabi czują się dobrze, kluczem będzie zatem ustawienie samochodów pod dane warunki. Wystarczy jeden kluczowy zakręt, szykana, zmiana stanu nawierzchni toru, a Red Bull lub Mercedes mogą nagle zyskać czas tam, gdzie teoria faworyzuje ich rywala.
Mercedes, w skrajnych okolicznościach może zdobyć tytuł konstruktorów już w Arabii Saudyjskiej, lecz historia tego sezonu każe oczekiwać nieoczekiwanego. Sergio Perez i Valtteri Bottas odegrają tu fundamentalną rolę – ale ich wyniki i wyniki ich partnerów zależą od spektrum czynników tak szerokiego, że finał w Abu Zabi na pewno zapadnie w pamięć, choćby Dżudda zweryfikowała szansę na tytuł Hamiltona lub postawiła Verstappena pod ścianą.