Tavares to zadeklarowany przeciwnik samochodów elektrycznych
Stellantis właśnie świętował pierwszy rok swojego istnienia. Grupa powstała z połączenia FCA oraz Grupy PSA jest obecnie drugim największym producentem samochodów w Europie pod względem sprzedaży. Więcej rynku ma tylko Grupa Volkswagena. Szef Stellantisa, Carlos Tavares, albo o tym nie pamięta, albo z pełną świadomością podejmuje ostre kroki. Jest on bowiem zadeklarowanym przeciwnikiem samochodów elektrycznych i dał temu wyraz podczas komentarzy z okazji jubileuszu Stellantisa.
„Elektryfikacja jest drogą wybraną przez polityków, a nie rynek. Istnieją tańsze i szybsze sposoby redukcji emisji spalin” – wypalił od razu Tavares. Wszystko dzieje się w warunkach, w których prowadzona przez niego grupa musi planować ekspansję samochodów elektrycznych w swojej ofercie. Przypomnijmy jednak także od razu, że w Stellantisie „widziały gały, co brały”. Portugalczyk jest bowiem przeciwny pojazdom na baterie od wielu lat.
Już w 2018 roku Tavares zastanawiał się nad problemami związanymi z boomem na samochody elektryczne, które jego zdaniem cały czas nie pozostały rozwiązanie. Chodzi o kwestię cen i opodatkowania, infrastrukturę stacji ładowania czy skomplikowaną produkcję związaną z zapotrzebowaniem na metale szlachetne.
Prawdziwa tyrada
„Nie należy zapominać, że elektryfikacja będzie miała konsekwencje społeczne. Ryzykujemy utratę klasy średniej, która nie będzie mogła już kupować samochodów” – ostrzegł Tavares. Chodzi mu oczywiście o fakt, że samochody elektryczne na baterie są cały czas znacznie droższe niż te z konwencjonalnym silnikiem spalinowym.
Portugalczyk zwraca także uwagę na potencjalne skutki całej sytuacji. Wskazuje, że producenci boją się walki o obniżenie kosztów produkcji czy też zwiększenie produktywności pracowników, a tego przecież potrzeba by, aby ceny samochodów elektrycznych stały się niższe. „Zobaczymy, którzy producenci przetrwają za kilka lat” – stwierdził.
Co więcej, zdaniem szefa Stellantisa jednoznaczna ocena ekologiczności elektryfikacji nie jest łatwa. „Za 10 czy 15 lat poznamy prawdziwy wpływ elektromobilności na redukcję emisji gazów cieplarnianych” – powiedział Tavares, który wskazuje, że zbytnim uproszczeniem byłby brak perspektywy i spojrzenie na cały cykl życia samochodu elektrycznego. W tym kontekście zwrócił uwagę na wymagającą ekologicznie produkcję akumulatorów do pojazdów elektrycznych.
Portugalczyk widzi rozwiązanie w hybrydach
Tavares wskazał też na badania, że przy europejskim miksie energetycznym samochód elektryczny musi przebyć 70 000 km, aby zrekompensować emisje dwutlenku węgla powstałe podczas produkcji jego akumulatora. Dopiero wtedy, według niego, przepaść między samochodem elektrycznym a hybrydą zaczyna się zmniejszać.
„Wiemy, że hybrydy kosztują o połowę mniej niż samochody elektryczne. Ostatecznie czy nie lepszym pomysłem są samochody hybrydowe o wysokich osiągach, które pozostają przystępne cenowo i zapewniają natychmiastowe korzyści w zakresie emisji CO2 niż w 100% elektryczne pojazdy, na które ludzie nie mogą sobie pozwolić?” – pyta szef Stellantisa, mówiąc jeszcze o konieczności wydawania pieniędzy przez rządy na zachęty do samochodów elektrycznych. Portugalczyk uważa, że dotacje do samochodów elektrycznych na dłuższą metę są nie do zniesienia dla rządów, bowiem wraz ze wzrostem sprzedaży takich samochodów, krajów nie będzie po prostu stać na ich dofinansowywanie.
W tym kontekście Carlos Tavares stoi w jednym rzędzie z Akio Toyodą. Szef Toyoty również uważa, że pełne hybrydy są znacznie bardziej przyjazne dla środowiska niż auta z napędem elektrycznym. Obu panów dzieli jednak zasadnicza sprawa – japońska marka sprzedaje miliony hybryd na całym świecie, a Stellantis radzi sobie z tym znacznie gorzej. W tym kontekście można stwierdzić, że słowa Portugalczyka są warte więcej niż Japończyka.