Starcie dwóch różnych światów
Od lat co jakiś czas pojawiają się spekulacje dotyczące pojawienia się zawodnika NASCAR na starcie wyścigu w Indianapolis. Tak było zarówno w latach dziewięćdziesiątych, gdy mówiło się o tym, że Dale Earnhardt może tam wystartować jak i w ostatnich sezonach, gdy zaczęto łączyć Jimmiego Johnsona z rywalizacją w IndyCar. Teraz przyszła kolej na Kyle’a Larsona. Kalifornijczyk daje do zrozumienia, że start w Indy 500 to jest coś, co mógłby rozważyć raczej nie w tym roku.
– Myślę, że teraz jest zbyt późno na decyzję o starcie w tym roku. Jeśli kiedykolwiek się tam pojawię to chcę mieć pewność, że będę dobrze przygotowany. Chcę się tam pojawić i mieć pewność, że będę mógł walczyć w czołówce. Nie zamierzam tam startować dla samego udziału. Chcę mieć pewność, ze będę mógł walczyć na czele stawki. To oznacza, że musiałbym bardzo dobrze się do tego przygotować, a do takiego wyścigu nie da się przygotować w kilka miesięcy – zauważył Larson.
Jakie wyzwania czekałyby Larsona, gdyby zdecydował się na start w Indy 500?
Przede wszystkim na drodze stoi sam kalendarz NASCAR. Praktycznie co roku wspomniana impreza koliduje z wyścigiem Coca Cola 600, który prawie każdego roku odbywa się tego samego dnia. Czy Larson mógłby opuścić ten jeden wyścig? Regulamin sportowy NASCAR stanowi jasno, że jeśli zawodnik chce walczyć o tytuł w fazie Play Off to musi wziąć udział we wszystkich rundach punktowanych. Dodatkowo, aby znaleźć się we wspomnianej fazie należy ukończyć sezon zasadniczy w czołowej trydziestce. Wyjątek stanowił sezon 2015, gdy Kyle Busch musiał ominąć kilka wyścigów po kontuzji, jaką odniósł wówczas w trakcie wyścigu Daytona 500. Wówczas władze sportu zezwoliły mu na walkę o tytuł mimo ominięcia kilku wyścigów. Jak się później okazało, opuszczenie kilku wyścigów nie przeszkodziło zawodnikowi z Las Vegas w zdobyciu mistrzostwa NASCAR w tamtym sezonie.
Czy władze sportu dadzą podobną możliwość Larsonowi? Z jednej strony telewizja NBC, która posiada prawa telewizyjne do obydwu serii może naciskać NASCAR do wydania takiej zgody. Jednakże pamiętajmy też, że NBC ma prawa tylko na drugą połowę sezonu wsopmnianych mistrzostw. Z drugiej strony NASCAR oraz IndyCar walczą między sobą o popularność w USA i start Larsona w Indy 500 mógłby nie być szczególnie korzystny dla tej pierwszej serii. Można więc powiedzieć, że sytuacja nie jest oczywista i obydwa scenariusze są prawdopodobne. Hipotetycznie można przyjąć jeszcze trzeci scenariusz, w którym Kalifornijczyk porzuca NASCAR i przenosi się do IndyCar na pełen etat. Tutaj warto dodać, że Jeff Gordon, który od niedawna jest współwłaścicielem Hendrick Motorsports, dla którego startuje obecnie Larson, daje do zrozumienia, że zespół jest otwarty na poszerzenie swojej działalności w motorsporcie w przyszłości.
To nie koniec wyzwań
Zielone światło od władz NASCAR to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Start w Indianapolis 500 oznacza cały szereg przygotowań zarówno technicznych jak i komercyjnych. Trzeba porozumieć się z zespołem oraz producentem, którzy przygotują samochód. Do tego należy zabezpieczyć wsparcie sponsora, który wesprze zawodnika finansowo. W tym drugim aspekcie Larson może mieć łatwiej, ponieważ Rick Hendrick – a więc właściciel Hendrick Motorsports – darzy go bezgranicznym zaufaniem i wsparciem.
To właśnie on zaufał Larsonowi i sfinansował mu sezon 2021 w NASCAR z własnej kieszeni, gdy Kalifornijczyk stracił posadę u Chipa Ganassiego po aferze związanej z użyciem słowa o rasistowskim nacechowaniu w przestrzeni publicznej. Jak się później okazało, inwestycja marketingowo była strzałem w dziesiątkę, ponieważ amerykański zawodnik wywalczył mistrzostwo dla Hendrick Motorsports. Pytanie tylko czy samo wsparcie finansowe jego zespołu wystarczy. Jeśli nie to, czy wówczas znajdzie się dodatkowy sponsor, który da dodatkowe wsparcie? Biorąc pod uwagę wspomnianą aferę sprzed dwóch lat nie ma pewności co do tego, czy znajdą się chętni.
Samochód ma znaczenie nawet w serii, w której teoretycznie każdy ma taki sam sprzęt
Jeśli chodzi o poszukiwanie zespołu to należy pamiętać, że im wcześniej kierowca zapewni sobie samochód i jego obsługę, tym lepiej. Niektóre ekipy startujące na co dzień w IndyCar dysponują pewnymi zasobami, które pozwalają obsłużyć dodatkowy samochód w Indianapolis 500. Jednakże ważne jest to, aby w miarę wcześnie porozumieć się z taką organizacją, aby dobrze rozdysponować zasobami, które jednak są ograniczone. Zespół oraz jego dostawca jednostek napędowych muszą mieć pewność, że zdążą z przygotowaniem zarówno samochodu jak i silnika. W kwestii silników najbardziej logicznym rozwiązaniem wydaje się związanie z ekipą korzystającą z silników Chevroleta. Głównym argumentem za tym rozwiązaniem jest to, że Hendrick Motorsports w NASCAR również korzysta z jednostek (a nawet samochodów) tej marki.
Natomiast wracając do tematu zasobów to należy jeszcze zwrócić uwagę na format treningów. Te zaczynają się już na początku maja i trwają około trzech tygodni. Oprócz tego nowi zawodnicy odbywają dodatkowe testy zapoznawcze z torem, które odbywają się w okolicach marca. To oznacza, że taki zespół musi wcześniej przygotować wystarczający zapas części zapasowych oraz silników. To wymaga sporych nakładów czasowych i finansowych. Do tego warto też mieć najlepszych możliwych inżynierów i mechaników. W sporcie, w którym wszystkie samochody są prawie takie same ważną rolę odgrywają ludzie, którzy bezpośrednio pracują z kierowcą na torze.
Czy w takim razie zobaczymy Larsona w NASCAR? Prawdopodobnie tak. Jednakże Amerykanin będzie do tego potrzebował pomocy zarówno ze strony sponsorów jak i NASCAR.