Preludium do zmian
Zanim wprowadzono system Halo w F1, od lat dyskutowano o ochronie głów kierowców. Początkowo wydawało się, że super-zaawansowane kaski wyeliminowały zagrożenie. Niestety do czasu. FIA zaczęła przyglądać się problemowi po wypadku Felipe Massy podczas kwalifikacji do GP Węgier 2009. W trakcie Q2, Brazylijczyk został trafiony w okolice lewej skroni przez sprężynę z bolidu Rubensa Barrichello. W wyniku uderzenia, Massa stracił przytomność i z ogromnym impetem uderzył w bandę na 4. zakręcie toru.
Po tym wypadku, kierowca Ferrari musiał odpuścić dalszą rywalizację w sezonie 2009. Choć odzyskał pełną sprawność to złośliwi twierdzą, że nigdy nie wrócił na swój dawny poziom. I mają sporo racji. Felipe Massa nigdy nie zwyciężył już w wyścigu F1 i regularnie przegrywał rywalizację ze swoimi zespołowymi partnerami (nie licząc debiutującego Lance’a Strolla w 2017 roku).
Niestety, FIA nie rozwiązała problemu do końca. Jedyne zmiany przepisów objęły górną cześć wizjera w kaskach kierowców. Obowiązkowe stały się wzmocnione nakładki, które miały zabezpieczać zawodników przed tego typu wypadkami. Aby FIA ponownie zwróciła uwagę na problem potrzeba była prawdziwej tragedii.
Śmierć, która otworzyła oczy FIA
Podczas GP Japonii w 2014 roku doszło tragicznego w skutkach wypadku. Na 43. okrążeniu Jules Bianchi wypadł z mokrej nawierzchni toru i z ogromną siłą uderzył głową w dźwig wyciągający bolid Adriana Sutila. Uderzenie wywarło przeciążenie o wartości 254 G. Wyścig przerwano, a następnie przedwcześnie zakończono. Nieprzytomny Bianchi został przewieziony karetką do szpitala, gdzie został operowany. Kierowca doznał bardzo poważnego uszkodzenia mózgu, a lekarze określili jego stan jako krytyczny. Niestety, Jules Bianchi zmarł w klinice w Nicei, 17 lipca 2015 roku. Do ostatnich chwil życia znajdował się w śpiączce.
Wypadek i śmierć Francuza była ogromnym szokiem dla całego świata F1 i ponownie wywołała dyskusję na temat ochrony głów kierowców. Tym razem reakcja FIA była natychmiastowa. Począwszy od sezonu 2015 wprowadzono wirtualny samochód bezpieczeństwa, który miał być skuteczniejszy od stosowanych dotychczas podwójnych żółtych flag. W tym samym czasie rozpoczęto prace nad systemem, który miałby zapobiec takim wypadkom w przyszłości.
Halo w F1: Szczegóły i historia
System Halo został wprowadzony do F1 w 2018 roku. W tym samym roku zadebiutował w Formule 2 oraz Formule E. Rok później obowiązkowy stał się również w Formule 3 oraz japońskiej Super Formule.
Halo jest zbudowane z tytanu i składa się z ramy otaczającej głowę kierowcy oraz poprzecznego elementu podtrzymującego konstrukcję. Co ciekawe, w żaden sposób nie ogranicza on pola widzenia. Na zakrętach wzrok kierowców zwrócony jest na boki. Na prostych zaś mózg człowieka ignoruje pionowy element Halo, mniej więcej tak samo jak robi to z naszym nosem.
System Halo waży ok. 7 kg i jest w stanie wytrzymać nacisk rzędu 12 ton. To mniej więcej tyle ile waży autokar wraz z pasażerami i bagażem.
System nie jest rozwijany przez zespoły. FIA współpracuje z trzema producentami, którzy dostarczają ten element ekipom w ściśle określonej specyfikacji.
Według badań FIA, na podstawie 40 rzeczywistych wypadków, system Halo przyczynił się do wzrostu bezpieczeństwa kierowców aż o 17%.
Do pierwszych testów Halo w F1 doszło w 2016 roku. Później zespoły miały okazję sprawdzenia systemu w sezonie 2017. W tym czasie, podczas treningu do GP Wielkiej Brytanii w bolidzie Sebastiana Vettela zamontowano system Shield – przypominającą szybę alternatywę dla Halo. Stworzony z poliwinylu Shield był rozwinięciem konceptu Red Bulla zwanego „aeroscreen”. Vettel nie był jednak zadowolony z testu i narzekał na zaburzony i rozmazany widok, który wpływał na percepcję kierowcy. Wobec tego, FIA porzuciła projekt. W lipcu 2017 roku federacja potwierdziła, że Halo stanie się obowiązkowym elementem bolidów F1 od sezonu 2018.
Skrajne opinie o Halo w F1
Wraz z wprowadzeniem do F1, na Halo spadła lawina krytyki. Kibice narzekali na wygląd systemu, a w Internecie nie brakowało porównań nowych bolidów do tzw. „japonek” czy „stringów”. Wśród krytyków znaleźli się także ludzie świata F1. W lipcu 2017 gorzkich słów Halo nie szczędził Christian Horner.
– Nienawidzę go (Halo – przyp. red.). Jest zaprzeczeniem idei otwartego kokpitu, obecnego w F1 od samego początku. MotoGP nie ma takich zabezpieczeń. One po prostu nie pasują do DNA tego sportu. – komentował szef Red Bull Racing.
Poglądy Hornera podzielali nawet niektórzy kierowcy. Jednym z najostrzej krytykujących nowy system był Nico Hülkenberg, który nie tylko narzekał na wygląd systemu, ale podważał jego funkcjonalność.
– Nigdy nie byłem zwolennikiem Halo, ani żadnej dodatkowej ochrony głowy kierowcy. (…) Z pewnością, Halo nie wygląda zbyt ładnie. Chroni także tylko przed wypadkami zdarzającymi się jeden na milion. Z roku na rok poprawia się bezpieczeństwo kierowców. Wprowadzono choćby mocowania kół, które zapobiegają ich odpadnięciu, a to sprawia, że znacznie zmniejszyło się ryzyko fruwających obiektów na torze. – mówił Niemiec.
Do obrońców Halo należał jednak Fernando Alonso, który dość ironicznie komentował zarzuty przeciwników nowego systemu.
– 40 czy 50 lat temu kierowcy F1 nie mieli nawet pasów bezpieczeństwa. Kiedy się pojawiły to nikt nie mówił, że jazda bez pasów to większa frajda i powinno zostać tak jak jest. (…) Dla mnie nie ma dyskusji. Jestem zadowolony, że od przyszłego sezonu będziemy mieli dodatkową ochronę głowy w bolidzie. – odpierał krytykę Halo dwukrotny mistrz świata.
Wypadki, które zamknęły usta krytykom
O ironio, obaj kierowcy uczestniczyli potem w wypadku, który ostatecznie zamknął usta krytykom. Podczas startu do wyścigu o GP Belgii w 2018 roku, Hülkenberg zblokował koła na dohamowaniu do La Source i uderzył w tył bolidu Alonso. Hiszpan został wystrzelony w powietrze i z potężnym impetem spadł na bolid Charlesa Leclerca. Gdyby nie Halo, koło bolidu Alonso uderzyłoby Monakijczyka prosto w głowę, a F1 przeżyłaby kolejną wielką tragedię.
Ostatecznym dowodem na skuteczność Halo był jednak wypadek Romaina Grosjeana z GP Bahrajnu 2020. Mimo dramatycznych okoliczności, czyli kuli ognia po zderzeniu i przepołowionego bolidu Haasa, to przede wszystkim Halo uratowało życie Francuza. Gdyby nie ten system, Grosjean uderzyłby z ogromnym impetem głową w barierkę okalającą tor, co niewątpliwie skończyłoby się śmiercią kierowcy.