Wszystko zagrało na korzyść Alpine i na niekorzyść Toyoty
Francuski zespół korzystający z prototypu Oreki R13 był dziś praktycznie niezagrożony. Przede wszystkim Toytoa otrzymała takie BoP, które sprawiło, że ich system hybrydowy był praktycznie zbędny. Jak to się stało? Otóż ACO wyznaczyło, że napęd elektryczny na przednią oś w pojazdach hybrydowych podczas wyścigu na Sebring można było aktywować dopiero powyżej prędkości 190 km/h. Sam obiekt na Florydzie nie należy do najszybszych i dlatego też ich system nie był tu najbardziej przydatny na suchej nawierzchni.
Dlatego też jedyną bronią Toyoty był ich bak, który pozwala im na pokonywanie dłuższych przejazdów podczas wyścigów. Wobec faktu, że Toota była w ten weekend wolniejsza to przedłużanie przejazdów i jazda na mniejszą liczbę postojów była jedyną nadzieją dla japońskiego producenta na wygranie w USA. Niestety tu plany pokrzyżował między innymi brak porozumienia pomiędzy załogami, gdy przyszło do zamiany pozycji, lub ich utrzymania. Pierwotnie załogi zamieniły się miejscami po dwóch godzinach, ale chwilę potem się okazało. że ósemka chce wrócić na wyższe miejsce.
Ostatni gwóźdź do trumny stanowiła kolizja Jose Marii Lopeza, która w efekcie przyczyniła się do potężnego wypadku, który spowodował pierwszą czerwoną flagę. Wtedy stawka ułożyła się w taki sposób, że Toyota straciła swoją przewagę nad Alpine, które zjechało na tankowanie na chwilę przed przerwaniem rywalizacji. Po wznowieniu wyścigu ósemka już nie była w stanie odrobić straty powstałej w wyniku przerwania wyścigu po wypadku załogi #7.
Glickenhaus nie zaznaczył swojej obecności w tym wyścigu w najlepszy sposób. Załoga Teamu Joest była najwolniejsza w wyścigu pośród Hypercarów, a dodatkowo otrzymała ona kilka kar. Pierwsza z nich dotyczyła prędkości w alei serwisowej, druga dotyczyła wyprzedzania podczas neutralizacji. Natomiast ostatnia kara dotyczyła przekroczenia dozwolonej liczby czterech mechaników podczas jednego z pit stopów. Mimo to załoga #708 zameldowała się na podium.
Burza namieszała w końcówce
Na półtorej godziny przed końcem rywalizacji, zespoły zaczęły spodziewać się deszczu. Ten faktycznie nawiedził na chwilę tor Sebring, ale to nie był żaden problem. Kłopotem okazały się być pioruny, które uderzyły w ziemię w pobliżu toru. Prawo w USA stanowi, że w takim wypadku należy przerwać wydarzenie sportowe na okres około dwudziestu minut. To oznaczało, że na około godzinę przed metą wywieszono drugą czerwoną flagę. Sędziowie zdecydowali potem, że spróbują wznowić wyścig, ale ponownie na drodze stanęły pioruny. Z tego powodu na kwadrans przed planowanym końcem wyścigu ogłoszono, że rywalizacja została zakończona.
VICTORY! Alpine Elf Endurance Team wins the #1000MSebring! Congrats @SignatechAlpine @Nico_Lapierre @Matt_vaxiviere @NegraoAndre #WEC #AlpineRacing pic.twitter.com/2U2B50Dm0G
— Alpine Racing (@AlpineRacing) March 18, 2022
LMP2: Koniec końców United Autosports miał wszystko pod kontrolą
Na początku wyścigu faktycznie amerykański zespół bardzo dobrze się spisywał. Załogi #22 i #23 prowadziły w LMP2, a nawet były one w stanie zagrozić Hypercarom. Dodatkowo w pierwszej połowie zdecydowanie uciekały one prawie wszystkim. Problemy pojawiły się mniej więcej po dwóch godzinach, gdy Prema zaczęła odrabiać straty do nich. Wtedy obydwa Unitedy znajdowały się bardzo blisko siebie i każda sekunda miała znaczenie. Wtedy też spodziewano się, że zespół podejmie decyzję o wydaniu stosownych poleceń zespołowych. Jednakże amerykańska ekipa nie zdecydowała się na taki manewr.
Po przerwie spowodowanej wypadkiem Toyoty, załoga #22 zdecydowanie przepadła w stawce, na co wpływ miała między innymi strategia. Wtedy #23 musiała wziąć sprawy w swoje ręce i samemu powalczyć o zwycięstwo. To nie było łatwym zadaniem, ponieważ do ostatniej godziny w walce o wygraną liczyła się także Prema, JOTA i samochody WRT. Jednakże mocne tempo w połączeniu z przerwą w wyścigu spowodowaną piorunami wokół toru sprawiło, że to oni wygrali w LMP2.
Inter Europol Competition i Prema nie miały dziś zbyt wiele szczęścia
Jedyny polski zespół w WEC już podczas prologu zmagał się chociażby z balansem, na który miały wpłynąć kolejne spowolnienia LMP2 w ramach stratyfikacji. Do tego potem doszedł stan zdrowia Alexa Brundle’a, który nie pozwolił mu na start w wyścigu. Wtedy „Piekarze” zdecydowali się na zastąpienie go Fabio Schererem, który był na torze, ponieważ Szwajcar przygotowywał się też do startu w 12h Sebring w ramach IMSA Sportscar. Niestety były kierowca DTM najpierw rozbił samochód w kwalifikacjach, a potem wziął udział w kolizji z załogą Ultimate.
Gdy za kierownicą pojawił się Esteban Gutierrez to samochód napotkał na problemy z elektroniką, która spowodowała kilka postojów samochodu na poboczu. Po usunięciu usterki zespół starał się odrobić straty ale w tym momencie nie było już nawet szans na punkty. Na godzinę przed końcem wyścigu samochód zjechał do garażu z uszkodzonym sprzęgłem.
Prema miała zdecydowanie więcej szczęścia, ponieważ dowiozła ona czwarte miejsce. Jednakże biorąc pod uwagę tempo załogi #9 można było spodziewać się podium. Niestety tu włoskiej załodze przeszkodziła czerwona flaga spowodowana wypadkiem Lopeza. Ta sprawiła, że ich rywale będący z tyłu odrobili stratę. Dodatkowo Prema miała realizować inną strategię względem swoich rywali i wspomniana przerwa także utrudniła im zadanie. Nie pomógł też Rodolfo Gonzalez, z którym Lorenzo Colombo nie był w stanie sobie poradzić przez wiele okrążeń. Koniec końców czwarta pozycja dla Colombo, Deletraza i Kubicy to przyzwoity wynik.
Co sprawiło, że RealTeam było dziś tak mocne?
Rok temu ten zespół słynął z dobrej formy w kwalifikacjach, w których osiągali dobre wyniki. Jednakże potem w wyścigu, gdy za kierownicą zasiadał Esteban Garcia to cała praca szła na marne. Co się stało, że ten zespół nagle na inaugurację sezonu przegrał tylko z WRT i Unitedem? Przede wszystkim wspomniany Garcia, który jest tzw. gentleman driverem i właścicielem ekipy, zajął się zarządzaniem zespołem. Po drugie, zespól zdecydował się na nawiązanie współpracy z WRT, które odpowiada za całą stronę operacyjną i techniczną tego projektu. Ostatnią cegiełką do tego podium było zatrudnienie Rui Andrade, Ferdinanda Habsburga i Normana Nato. Tym samym RealTeam awansowało z ekipy rywalizującej w podklasie Pro-Am do poważnego rywala w walce o podia. Zawody w Sebring w ich wykonaniu pokazał, że ze wsparciem WRT są oni w stanie walczyć z Team Penske czy Unitedem.
Kontrowersyjna zmiana w GTE Pro, która uratowała wyścig w tej klasie
W kwalifikacjach Corvete oddzieliło Ferrari od Porsche, które zdobyło pierwszy rząd w GTE Pro. Natomiast w piątek rano ACO ogłosiło, że samochód C8.R otrzymał na wyścig mniej restrykcyjną zwężkę dolotową. To oznaczało, że amerykański zespół zyskał około dwadzieścia koni mechanicznych i mógł powalczyć z Porsche.
Koniec końców i tak wygrali Michael Christensen i Kevin Estre w załodze #92. Jednakże Corvette było w stanie walczyć z niemieckim producentem o zwycięstwo. Prawdopodobnie, gdyby nie ta zmiana to Christensen i Estre wygraliby wyścig bez relatywnie większego wysiłku. Tu rodzi się pytanie, które często wraca jak boomerang w wyścigach GT. Czy zmiana wytycznych BoP po kwalifikacjach jest moralna? Z jednej strony ACO postąpiło zgodnie z przepisami, a dodatkowo pozytywnie tym wpłynęło ono na widowisko. Z drugiej strony takie przyspieszanie samochodów po kwalifikacjach brzmi podejrzanie.
Project 1 z piekła do nieba w GTE Am. Astony Martiny prawie jak w innej lidze
Niemiecki zespół wystawiający wie załogi ma za sobą specyficzny weekend. Z jednej strony Nicolas Leutwiler rozbił samochód #46 zarówno w kwalifikacjach, jak i wyścigu. Natomiast z drugiej strony załoga #56 walczyła przez cały wyścig o drugą pozycję z TF Sport po drodze tocząc widowiskowe pojedynki z załogą #33. Finalnie Irbe, Milroy i Barnicoat wywalczyli trzecią pozycję, którą należy uznać za sukces.
W tej kategorii jednak nie było rywali godnych Astona Martina. NorthWest i TF Sport podzieliły między siebie dwa pierwsze miejsca i w pewnym momencie zanosiło się na potrójne podium AMR z udziałem D’Station Racing. Jednakże japońska załoga w kolejnych godzinach przepadła w stawce i finiszowała na szóstej pozycji. Na koniec należy zauważyć, że najszybszym Ferrari w GTE Am było Iron Dames. Rahel Frey, Michelle Gatting i Sarah Bovy zdecydowanie pokonały chociażby męską załogę Iron Lynx, która w ten weekend stanowiła ogromny zawód.
Następny wyścig FIA WEC odbędzie się dopiero 7 maja na torze Spa-Francorschamps. Wtedy czekają nas sześciogodzinne zmagania na odnowionym torze w Belgii. Pełne wyniki wyścigu z podziałem na klasy znajdują się tutaj.