Wiele twarzy szefa Renault
Przypomnijmy, że Luca de Meo to obecny szef Renault, który w przeszłości kierował Seatem. Dał się tam poznać jako pragmatyczna osoba, która potrafi podejmować racjonalne decyzje i rozwijać markę. Nie było więc zaskoczeniem, że Renault zatrudniło go u siebie. Od wtedy jednak minęło już całkiem sporo czasu, a de Meo pokazuje różne oblicza.
Najpierw zgrywał wielkiego fana samochodów elektrycznych, deklarując że francuski producent w pełni zelektryfikuje swoją gamę jeszcze przed wymaganym przez Unię Europejską terminem. Niedawno jednak zaczął krytykować samochody elektryczne, podając ich doskonale znane wady. Teraz natomiast poszedł krok dalej i skupił swoją złość na nowej normie emisji spalin Euro 7.
Ogromne koszty, które poniosą oczywiście klienci
Włoch w rozmowie z brytyjskim „Autocarem” opowiadał o przyszłości Renault, ale spory fragment wywiadu poświęcił normie Euro 7. Przypomnijmy, że to surowe przepisy, które mają zostać nalożone na silniki spalinowe od 2026 roku. Już teraz wiadomo, że względem normy Euro 6 poprawa „czystości” wyniesie zaledwie 3-4%, a koszty wprowadzenia jej w życie będą ogromne.
„Będą one kosztować nas około miliarda euro na badania i rozwój, a klienta około 1000 euro na każdym samochodzie. Są inne miejsca, w których można by lepiej spożytkować te środki na badania i rozwój” – powiedział de Meo.
W rezultacie niektórzy producenci samochodów być może będą chcieli zrezygnować z takich silników albo będą musieli je sprzedawać po bardzo wysokiej cenie. Może taki jest plan Unii Europejskiej – drogie samochody spalinowe postawią w lepszym świetle jeszcze droższe pojazdy elektryczne. Tak czy siak, cała sprawa ma niewiele wspólnego z dbałością o środowisko naturalne. Ludzie zamiast kupować absurdalnie drogie samochody częściej będą bowiem zostawać przy swoich „staruszkach”, które znacznie bardziej zanieszczyszczają środowisko.